niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 42

~Harry~
Szukałem tego Lou, chodząc po całym szpitalu.  Byłem na większości oddziałów, ominąłem tylko ten z chorobami zakaźnymi. Stwierdziłem, że mogę nie chcący coś stamtąd wynieść. Pomyślałem, że może już go złapali i wyprowadzili na zewnątrz, więc wolnym tempem wszedłem do windy i zjechałem na sam dół. Gdy drzwi się rozsunęły, znalazłem się w holu głównym. Przeszedłem przez całą długość pomieszczenia mijając recepcje i wychodząc na zewnątrz. Ani śladu Tomlinsona. Zacząłem rozglądać się na wszystkie strony, lecz to nic nie dało. Poszedłem na parking,  aby sprawdzić, czy gdzieś tam nie biega z ochroniarzami, gdy zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na urządzenie. Paulina. Przejechałem palcem po ekranie odbierając.
- Już nie możesz beze mnie żyć? - zaśmiałem się do słuchawki.
- Debilu nie czas na żarty! - krzyknęła łkając. Stanąłem jak wryty. Coś mnie ścisnęło w środku. Mam złe przeczucia.
- Co się stało? - zapytałem już poważnie.
- Ona... Zabrali ją lekarze. Jezu Harry chodź tu szybko! Z nią jest coś nie tak! - zaczęła krzyczeć, a ja starałem się zrozumieć o co jej chodzi. Z Patrycją, coś nie tak? A może z małą córeczką Tomlinson. W każdym razie, jedna i druga opcja jest okropna.
- Już biegnę, nie płacz. - rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Wbiegłem do szpitala mijając wszystkich oburzonych moim zachowaniem pacjentów. Przycisnąłem przycisk windy. Chwilę odczekałem, po czym do niej wsiadłem. Wysiadłem na odpowiednim piętrze i pobiegłem na oddział porodowy. Zastałem tam jedynie Zayn'a z Perrie.
- Co z Patrycją? - oparłem ręce o kolana nabierając powietrze. Ten bieg był męczący. Zayn i Perrie wymienili spojrzenia, po czym Malik do mnie podszedł.
- Chodź. - powiedział. Nie czekał na mnie tylko ruszył korytarzem a zaraz za nim poszła Perrie. Zrobiłem to co mi kazał i szedłem za plecami blondynki. Szliśmy w ciszy. Zastanawiało mnie, gdzie się podziała reszta. Paulina płakała, Zayn i Perrie wyglądali jakby ktoś umarł. Na bank stało się coś strasznego. Z każdym krokiem lęk we mnie narastał. W mojej głowie pojawiały się czarne scenariusze. Boisz się. I to cholernie. Doszliśmy do jakiejś sali, pod którą zobaczyłem chłopaków i Julię. Przed prostokątne okno zobaczyłem dwóch lekarzy i pielęgniarki biegających przy łóżku jakiego pacjenta, z którym działo się coś niedobrego wnioskując po przerażeniu w oczach personelu szpitala. Spojrzałem na przyjaciół. Zastanawiało mnie czemu nie ma wszystkich. Patrycja i Lou no to wiadomo, wielcy rodzice, ale gdzie jest Ania i Paulina? Ona płakała więc może Ania ją pociesza. Tylko gdzie? I co przyczyniło się do stanu brunetki? Dlaczego wszyscy mają takie grobowe miny? Czemu my tu w ogóle siedzimy?
- Pan Styles? - odwróciłem się i zobaczyłem niskiego lekarza bez włosów na czubku głowy. Miał duży haczykowaty nos i małe szare oczy. Patrząc na niego miałem wrażenie, że nie lubi swojej pracy.
- Tak, to ja. - nie rozumiałem całej tej sytuacji. Dopiero co, wszyscy się cieszyli a teraz wyglądają jakby stała się jakaś katastrofa. Bo się stała. Nawet tak nie mów.
- Stan pana narzeczonej jest już stabilny. Udało nam się zakończyć drgawki, ale to nie koniec. Zostanie ona na obserwacji, w czasie której zrobimy różne badanie aby odkryć przyczynę. - skrzywiłem brwi. Co tu się dzieje?
- Przepraszam, ale o czym pan mówi? - zapytałem. Ania jest chora? Przecież jeszcze dziesięć minut temu tryskała energią i była zdrowa jak ryba a teraz słyszę, że jej stan jest już stabilny? To musi być pomyłka.
- To pan o niczym nie wie? - jego wzrok spoczął na Liamie, siedzącym najbliżej. Ten pokręcił głową.
- Dopiero co przyszedł, nie zdążyliśmy mu powiedzieć. - przyznał brunet. Lekarz westchnął głęboko, po czym znów spojrzał na mnie.
- Proszę za mną. - ruszył ku drzwiom sali. Szedłem za nim, mając zamęt w głowie. Co tu się do cholery dzieje? Kurwa powiedzcie mi w końcu coś! Wszedłem za doktorem do pomieszczenia i nagle wszystko uderzyło we mnie z taką siłą jakbym dostał w twarz cegłą. Stałem jak wryty nie wiedząc co zrobić. W głowie miałem pustkę. Zapomniałem o wszystkim. O ślubie, o Tomlinsonach, o Paulu, który od rana nieustannie próbuje się do mnie dodzwonić niestety bezskutecznie. Och jak przykro. Mam tu większe problemy. Jeśli to można nazwać problemem. Może ładniej by było zmartwienie. Tak, to właściwe słowo. Gwałtownie mrugałem i przeciekałem oczy mając nadzieję, że łóżko przede mną zniknie i nigdy więcej się nie pojawi. Nadal stoi. Podszedłem bliżej i usiadłem na jego krawędzi. Ona wygląda tak... Niewinnie. Chciało mi się płakać widząc ją podłączoną do sprzętu szpitalnego. To wyglądało okropnie. Nigdy nie chciałem widzieć jej w tym stanie. Bo kto by chciał? Jaki normalny człowiek chciałby, żeby jego ukochana osoba leżała nieprzytomna w szpitalu? Żaden. Właśnie, żaden.
- Pana narzeczona miała napad padaczkowy, w czasie którego uderzyła się dość mocno w głowę. - spojrzałem na nią i dopiero teraz zauważyłem bandaż na głowie. Byłem z byt zszokowany by go zauważyć. Nadal jestem.
- Czy ona ma padaczkę? - spojrzałem pytająco na lekarza. Pokręcił przecząco głową.
- Szczerze w to wątpię, ale musimy jej zrobić serię badań. Coś musiało być przyczyną tego napadu. - odwróciłem głowę i mój wzrok spoczął na blondynce. Chwyciłem jej chudą, bladą dłoń i mocno ścisnąłem.
- Czy to może być coś niebezpiecznego? Jej życie jest zagrożone? - Znów spojrzałem na niskiego mężczyznę. Lekko się uśmiechnął.
- Bądźmy optymistycznie nastawieni, proszę pana. Myślę, że wszystko będzie dobrze. - uśmiechną się i wyszedł z sali, zostawiając mnie samego z Anią.

~Parę dni później~
Wszedłem do sali Ani, w której siedziały już Patrycja z Pauliną. W ręku trzymałem pustą torbę, w którą zamierzam spakować rzeczy dziewczyny. Jutro jest ślub i lekarz pozwolił Ani wyjść na ten jeden wieczór pod warunkiem, że będzie miała przy sobie pielęgniarkę. Już jutro, będziemy małżeństwem. Już nie będzie panny Kwiatkowskiej, tylko pani Styles. O wiele ładniej to brzmi. Nagle dostałem czymś dość mocno w głowę, co sprowadziło mnie na ziemię.
- Ej Lokers! Jeszcze ślubu nie było a ty już swoją kobietę ignorujesz. - zaśmiała się Paulina. Uśmiechnąłem się lekko.
- Co mówiłaś kochanie? - zapytałem blondynki.
- Mówiłam, że sama się spakuję. - odpowiedziała spokojnie.
- Nie ma mowy. Nie waż mi się wstawać z łóżka, ja to zrobię. - położyłem torbę obok szafki z rzeczami Ani i po kolei zacząłem je wkładać. Zajęło mi zaledwie parę minut. Dziewczyny rozmawiały w między czasie po polsku. Naprawdę nie rozumiem, jak one sobie jeszcze języka nie połamały.
- Gotowe. - wyprostowałem się przeczesując ręką swoje brązowe loki. Zastanawiałem się, czy wziąłem wszystko, gdy nagle do sali weszła pielęgniarka.
- Pani Patrycjo jest już pora karmienia. - uśmiechnęła się serdecznie. Patrycja wstała i chwiejącym się krokiem podeszła do pielęgniarki. Z tego co wiem, miała ciężki poród i jeszcze nie zregenerowała sił. Niestety nie będzie jej na jutrzejszym przyjęciu.
- Miłej zabawy jutro, kochani. - powiedziała, na pożegnanie, po czym z pomocą pielęgniarki wyszła. Zastanawiałem się, czy jak kiedyś Ania będzie w cięży też tak ciężko to przeżyje. Mam nadzieję, że nie.
- To ja też już pójdę. Nie będę wam gołąbeczki przeszkadzać. - dała Ani buziaka w policzek i skierowała się do drzwi. - Zobaczymy się jutro. - pomachała do nas i wyszła. Usiadłem na brzegu łóżka Ani i spojrzałem na nią. Pomyśleć, że to już rok. Dokładnie rok temu ją poznałem. Śmiać mi się chce, jak przypomnę sobie moje startowanie do niej. Przeżyliśmy dużo wspólnych chwil, a teraz będzie tego jeszcze więcej. Mamy przed sobą całe życie. Życie razem.
- Harry mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytała łagodnie.
- Oczywiście, słucham? - spojrzała niepewnie najpierw na drzwi, potem na mnie. Chwilę się zastanawiała nad wypowiedzią. Potem się lekko skrzywiła i pokręciła głową.
- Głupio mi cię o to prosić, ale jestem... Jestem głodna i czy mógłbyś zejść do bufetu na dół i przynieść mi coś do jedzenia? Proszę. - uśmiechnąłem się szeroko. Przez krótką chwilę naprawdę obawiałem się, że coś ją boli, lub coś się stało.
- Już idę, kochanie. - pocałowałem ją w czoło. - To co? Chcesz jakąś kanapkę czy sałatkę?
- Kanapkę.
- Z czym?
- Z dam się na twój gust. - wstałem i podszedłem do drzwi.
- Woda czy cola?
- Żyjesz ze mną tyle czasu i naprawdę nie wiesz? - uniosła śmiesznie brwi. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę cicho po czym równocześnie powiedzieliśmy: Cola. To właściwie było oczywiste, ale ja miałem jeszcze czasami takie momenty, w których patrząc w jej niebieskie oczy nie myślałem racjonalnie.
~Ania~
Ania, Ania, Ania...
Musiałam się pozbyć jakoś Harrego z pomieszczenia. Wcale nie byłam głodna, chciało mi się wymiotować, ale przecież mu tego nie powiem, bo będzie dramatyzował.
Ania, Ania...
Och przestań! - pomyślałam. Miałam już tego dość. Cały czas słyszę swoje imię i nie mam pojęcia, czy to faktycznie ktoś woła, czy ze mną jest już aż tak źle. Ja wariuje, no po prostu wariuje. Jutro obudzę się w pokoju bez klamek ubrana w kaftan bezpieczeństwa.
Aniaaa, Aniaaa! Ania....
- Ja pierdole! - krzyknęłam już mocno zdenerwowana. To coś zaraz rozsadzi mi głowę, boli jak cholera. Nie wiem już co mam robić. Starałam się nie dać po sobie poznać jak fatalnie się czuję, ale już nie dam rady. To za dużo.
Ania, Ania, Aniaa...
Dosyć! Odpięłam od swojej ręki kroplówkę i wstałam. Chwiejąc się wyszłam na korytarz i ruszyłam przed siebie. Nie dbałam o to, że miałam bose stopy. To był mój najmniejszy problem. Chciałam uciec. Uciec przed tym głosem.
Ania...
Wyszłam na schody i zaczęłam iść po nich w górę. Nie wiem gdzie idę, po co i na jak długo. Chociaż to ostatnie wiem. Będę iść tak długo, dopóki ktoś mnie nie znajdzie i siłą nie zaciągnie do tego łóżka. Co się ze mną dzieje? Czemu nie jest tak jak wcześniej? Dlaczego nie mogę siedzieć w domu razem z Harrym i oglądać filmów jak kiedyś? Czemu nie mogę dokuczać Louisowi i czekać na jego ruch? Czemu nie mogę gotować razem z Niallem i chodzić na zakupy z dziewczynami? Za co kurwa muszę tu tkwić? Nagle stało się coś dziwnego. Chwyciłam się barierki, bo nie mogłam ustać na nogach. Zaczęłam się wolno osuwać w dół. Świetnie, kto mnie tu znajdzie? Pogratulować inteligencji Aniu. Usiadłam na schodku i starałam się uspokoić. W głowie mi szumiało. Zupełnie jak zepsute radio. Postanowiłam wrócić do tego pieprzonego pokoiku. Wstałam i chciałam zrobić krok do przodu, ale nie poczułam schodka. Zrobiło się ciemno.
~Paulina~
Jestem głupia. Będąc u Ani zapomniałam komórki. Brawo. Wjeżdżałam właśnie windą na odpowiednie piętro. Świetnie, spóźnię się na spotkanie z Maćkiem. Cholera, czemu te windy tak wolno jeżdżą?! Mogłam iść schodami. Zaczęłam chodzić z niecierpliwiona w kółko i gdy prawie wychodziłam dziurę, drzwi się rozsunęły. Weszłam, a raczej wbiegłam na korytarz szpitala i skręciłam do odpowiedniej sali. Od razu zobaczyłam moje iPhone na szafce. Podeszłam i wzięłam go do ręki. Spojrzałam na łóżko w celu wytłumaczenia przyjaciółce, co tu robię, lecz jej nie było. Pościel szpitalna była poskręcana i częściowo leżała na podłodze. Może już poszli? Ale wtedy spotkałabym ich w windzie, a dodatkowo torby stoją obok łóżka. Coś mi tu nie gra. Szybko wystukałam numer do Loczka i przyłożyłam ucho do telefonu. Po kilku sygnałach odebrał.
- No co tam? - zapytał dość wesołym tonem, a z tyłu słychać było piski dziewczyn. Wyszedł już na ulicę? Zostawił Anie? Co tu się dzieje?
- Wyszliście już ze szpitala? - zapytałam, mając nadzieję, że nie odpowie przeczeniem.
- Nie, jestem w stołówce. - Kurwa. Może wzięli ją na badania?
- Ania jest na jakimś badaniu? - błagam, niech ona będzie na jakimś rezonansie, biopsji czy nawet prześwietleniu. Proszę.
- Nie, leży w pokoju. Stało się coś? - Tak, narzeczona ci zwiała.- pomyślałam.
- Jej tu nie ma. - powiedziałam cicho, lecz dosyć wyraźnie aby zrozumiał.
- Co? - gówno kurwa. Za jakiego ona debila wychodzi.
- Chodź tu szybko a nie zadajesz głupie pytania! Musimy ją znaleźć. Powiadomię pielęgniarki i lekarza. - rozłączyłam się i pobiegłam do najbliższej pielęgniarki jaką znalazłam i powiedziałam o wszystkim. Ta najpierw sprawdziła w swoich systemach czy aby na pewno Ania nie ma badań. W między czasie doszedł do mnie Harry. Gdy upewniła się, że nie, wszczęła alarm wśród pielęgniarek, ochroniarzy i lekarzy. Pół szpitala szukało Ani.





***
Jak tam święta? Moje się udały i to bardzo ;* Teraz szykuję się do sylwestra! Zarąbiście będzie!
 Pozdrawiam,
             Rouse Błaszczykowska xoxo

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 41

- Jedziemy do szpitala! - krzyknąłem.
- Harry jest gorąco, takie rzeczy zdarzają się w upale. - odrzekła spokojnie nabierając kolejny łyk wody.
- Ania to nie było pierwszy raz. Parę dni temu zwijałaś się z bólu głowy, dzisiaj zemdlałaś. Po za tym od kilku miesięcy masz straszne nudności i wymiotujesz. - zacząłem wymieniać coraz bardziej zdenerwowany. Dlaczego ona musi być tak uparta?
- Zemdlałam przez upał, głowa może boleć każdego a nudności? Sama nie wiem, może zaszłam w ciąże? Harry proszę cię nie panikuj. Jak widzisz żyję i dobrze się trzymam. - uśmiechnęła się pokazując rząd białych, równych zębów.  Przyjrzałem jej się dokładniej. Od góry do dołu. Dopiero teraz coś zauważyłem.
- Schudłaś. - stwierdziłem.
- Mam to uznać jako komplement? - zaśmiała się.
- Spójrz na mnie. - delikatnie podniosłem  ręką jej podbródek do góry tak, żeby patrzyła mi prosto w oczy. - Obiecujesz, że jeśli coś się zacznie dziać to mi od razu o tym powiesz?
- Jakby coś się działo to byś już wiedział.
- Mam nadzieję. - Chwyciłem jej dłoń splatając przy tym nasze place. - Na dole oglądają ,,Kac Vegas''. Chodźmy do nich. - Dziewczyna kiwnęła głową na zgodę. Razem zeszliśmy na parter siadając na kanapie z resztą przyjaciół. Objąłem Anię ramieniem i próbowałem skupić się na filmie, co mi w ogóle nie wychodziło. W mojej głowie cały czas siedziała tylko jedna roześmiana blondynka. Nie wiem czemu, ale miałem złe przeczucia. Bezpodstawnie się bałem.
- Patrycja? - usłyszałem cichy głos Julii. Spojrzałem szybko na Patrycje. Dziewczyna zaczęłam szybciej oddychać i po chwili wydobył się z niej głośny krzyk. Louis siedział zszokowany, nie wiedząc co zrobić.
- Tomlinson durniu! Ona rodzi! - krzyknąłem. Szybko wstałem i pobiegłem po kluczyki od samochodu. Widziałem, że dziewczyny już stanęły przy Patrycji i próbowały jej jakoś pomóc.
- Niall, bierzemy ją do samochodu! - krzykną Liam. Kolejny krzyk. Chłopaki wzięli Patrycje i zdezorientowanego Louisa do samochodu. Wsiadła tam również Ania.
- Któraś musi z nimi być, bo przecież jak zacznie rodzić w samochodzie to sobie nie poradzą. - powiedziała lekko rozbawiona całą sytuacją.
- Jedź, jedź. - pocałowałem ją w policzek, po czym wsiadła do środka.
~Ania~
To wszystko działo się tak szybko. W jednej chwili oglądaliśmy jakąś komedie, a w drugiej jedziemy już samochodem z wrzeszczącą w niebo głosy Patrycją.
- Daleko jeszcze do tego cholernego szpitala?! - krzyknął Louis, podenerwowany tymi wydarzeniami.
- Kilka kilometrów. - odpowiedział mu Liam prowadzący auto. Spojrzałam na przyjaciółkę i chwyciłam jej rękę.
- Patrycja, wyrównaj oddech. - powiedziałam spokojnie. Dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem.
- Myślisz, że to takie proste?! Sama sobie cholera ródź! - krzyknęła. Jej odpowiedź jednak zupełnie mnie nie ruszyła.
- Wiem, co mówię. Oddychaj spokojnie. Wdech i wydech. - zawahała się przez chwilę, ale potem zrobiła to, co jej powiedziałam. Krzyki w samochodzie ucichły, słychać było tylko nabieranie i wypuszczanie powietrza.
- Skąd ty wiesz o tych wydechach? - zapytał Niall. Uśmiechnęłam się.
- Z telewizji.
- I to pomaga? - tym razem pytanie zadał Lou.
- Nie mam pojęcia, nie byłam jeszcze w ciąży. - wzruszyłam ramionami. Liam bacznie mi się przyglądał i zaczął śmiać pod nosem. Chyba zrozumiał w przeciwieństwie do reszty o co mi chodziło.
- Więc po co to zrobiłaś? - ciągnął dalej Louis. Liam zaczął się jeszcze bardziej śmiać, a ja mu wtórowałam.
- Aby się przymknęła. - ledwo dokończyłam swoją wypowiedź, a dostałam od mojej kochanej Patrycji po głowie.
- Obiecuję ci, że jak ty będziesz rodzić, to potraktuję cię podobnie!
- Powodzenia życzę. - wystawiłam jej język. Pati chyba chciała się nawet zaśmiać, ale zamiast tego wyszedł jej grymas. Potem słychać było kolejny krzyk.
- Dobra jesteśmy. Szybko! - powiedział Liam. Razem z Louisem pomogliśmy ciężarnej wyjść z pojazdu. Niall pobiegł do budynku i po chwili wrócił z lekarzem i pielęgniarką prowadzącą wózek inwalidzki.
- Proszę usiąść. - kobieta, gdzieś po pięćdziesiątce podała Patrycji rękę i usadowiła na wózku, po czym wprowadziła do budynku. Zaraz na nią szliśmy my z lekarzem.
- Przewiezie ją pani od razu na porodówkę! Tu nie ma na co czekać. - zatrzymał się na chwilę i odwrócił do nas. - Czy któryś z panów jest ojcem? - Louis nic nie powiedział, tylko przełykając ślinę podniósł rękę.
- No dobrze. Chce pan być przy żonie w czasie porodu?
- Ta..ak. - ze zdenerwowania łamał mu się głos.
- Więc proszę za mną. - doktor ruszył, a Lou za nim. Gdy zniknęli za drzwiami z tabliczką zakazującą wstęp nieupoważnionym, usiedliśmy na krzesłach szpitalnych. Nie minęło dziesięć minut, kiedy przyjechała reszta naszej paczki.
- I jak? - zapytał Harry, siadając obok mnie.
- Wzięli ją na porodówkę.
- A szczęśliwy ojczulek gdzie? - zaczął się rozglądać.
- Poszedł z Patrycją. - nagle Harry spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym palnęła jedną z największych głupot świata. Po chwili jednak zaczął się śmiać, a ja nie rozumiałam o co mu chodzi.
- Nie wiem, czy Louis nie będzie krzyczał głośniej od Patrycji. - właściwie, to miało sens. Również zaczęłam się śmiać, lecz widząc miny pielęgniarek, szybko się uspokoiłam. Czekaliśmy na tym korytarzu dość długo. Oparłam się o ramie Harrego i zaczęłam przysypiać.
- Nie spać!- gwałtownie się poderwałam. Z resztą nie tylko ja.
- No czy ty normalna jesteś? - zapytał Niall, przecierając oczy.
- Wiecie co? Spodziewałam się przyjemniejszego powitania. - przyznała Paulina. Normalnie to bym pisnęła ze szczęścia, ale byłam tak zmęczona, że po prostu mi się nie chciało. Wstałam i podeszłam do brunetki, zamykając ją w mocnym uścisku. Zaraz, brunetki?!
- Witam moją osobistą wariatkę. Mogę wiedzieć coś ty zrobiła z włosami? Gdzie mój rudy? - uśmiechnęłam się do niej.
- Nowe życie, to i nowy kolor włosów. Jak z Patrycją? - puściłam dziewczynę i stanęłam na przeciwko niej. Rozumiałam co ma na myśli, tak samo wiedziałam, że lepiej nie drążyć tego tematu. Szczególnie przy nim.
- Rodzi od kilku godzin.
- Czemu siedzicie tu wszyscy? Przecież możecie poczekać w domu, albo nawet w poczekalni.
- No tak, ale.. - zaczęłam i nie wiedziałam jak ująć to co miałam na myśli. Na szczęście ktoś za mnie dokończył.
- Jesteśmy ciekawi, jak Louis zareaguje na dzieci. - to Perrie. Wstała i podeszła do Pauliny. No tak, przecież one się nie znają. Po chwili automatycznie mój wzrok wylądował na Zaynie. Wymieniliśmy się spojrzeniami wiedząc, że po tych dwóch kobietach można się wszystkiego spodziewać. Najgorsze było to, że ja stałam najbliżej i przypadkowo właśnie mi się może dostać. - Są zakłady. Nie którzy twierdzą, że wybiegnie z gabinetu krzycząc, inni tańcząc. Niall uważa, że Lou wydrze się do fanów na zewnątrz, a Ania i Harry, że po prostu zemdleje. - uśmiechnęła się serdecznie, co bogu dzięki Paulina odwzajemniła. Od razu odetchnęłam z ulgą, bo to dobrze zwiastowało.
- To ja chyba przyłączę się do Nialla. - zaśmiała się.
- A właśnie! Zapomniałabym. Jestem Perrie. - podała dłoń Paulinie.
- Paulina. - uścisnęła jej dłoń. Wolałam nie kusić losu, więc wzięłam przyjaciółkę za rękę i zaczęłam prowadzić wzdłuż korytarza. Usiadłam na krześle, co po chwili Paulina powtórzyła.
- Sama przyjechałaś? - zapytałam.
- Nie. - zaprzeczyła. - W hotelu czeka na mnie Maciek. - dodała z uśmiechem.
- Paulina, ale jeśli to tylko, po to, żeby popisać się przed Zaynem to..
- A ty znowu trzymasz jego stronę. - przewróciła oczami.
- Nie trzymam jego strony, tylko po prostu... - znów przerwała mi w połowie zdania.
- Jestem z Maćkiem szczęśliwa. Przy nim jest inaczej. Gdy kładę się spać nie boję się, że rano obudzi mnie krzyk Zayna. Nie boję się, że gdy wrócę po wykładach nie zastanę go w domu, bo zachciało mu się iść do klubu. Czuję się przy nim bezpieczna. To jest coś, czego Zayn nie potrafił mi dać. - patrzyłam prosto w jej oczy. Widziałam, że się szkliły. Zaraz się rozpłacze. Zanim to jednak nastąpiło, mocno ją przytuliłam.
- Cieszę się, że w końcu kogoś takiego znalazłaś. Całkowicie na niego zasługujesz. - wyszeptałam. Po chwili poczułam, że moja koszulka robi się mokra.
- Ja go kocham.
- To dobrze. Maciek na pewno jest wspaniały. - Paulina odsunęła się ode mnie. Jej mokre oczy przepełniony były bólem.
- Zayna. Kocham Zayna. - nie wiem czemu, ale w środku to mnie ucieszyło. Starałam się nie uśmiechnąć, bo pogorszyłabym tylko sytuację.
- Co zamierzasz z tym zrobić?
- Nic. On jest z Perrie. Nie chcę mu tego niszczyć. Jest też Maciek, nie chcę go ranić. - przyznała. Spojrzałam za Paulinę. Paręnaście metrów od nas siedziała reszta naszej ekipy. Moją uwagę przykuł Mulat, który co chwilę tu zerkał. Uśmiechnęłam się lekko do niego. Gdy Paulina to zobaczyła, chciała się odwrócić, co w ostatnim momencie jej uniemożliwiłam.
- Nie odwracaj się. Chyba nie chcesz, żeby widział twoje łzy. - uśmiechnęłam się lekko, co odwzajemniła.
- Masz rację. Nie chcę, aby widział, jaka jestem słaba.
- Nawet tak nie mów! Jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam. Już ci to z resztą tłumaczyłam. - patrzyła w podłogę. Bała się podnieść wzrok. - Będzie dobrze. Wszystko się jakoś ułoży. - Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale na korytarzu pojawił się Tomlinson.
- Jestem ojcem! Dziewczynka i chłopiec! Kurwa! Mam dzieci! - zaczął krzyczeć i biegać po korytarzu. Zaczęłam się śmiać tak samo jak pozostali. Podeszłam z Pauliną do naszej ,,ekipy'' i stanęłam obok Harrego.
- Jak sądzisz, ile czasu zajmie zanim go złapią? - zapytał Harry.
 - Max pięć minut. - spojrzałam na niego i zobaczyłam dołeczki w jego policzkach. Od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Kocham, gdy się uśmiechasz. - powiedział. Podeszłam do niego i przylgnęłam do jego ciała. Po chwili czułam jego ręce na mojej talii. - Ania, ty masz dzisiaj jakiś dzień przytulania?
- Nie psuj tej chwili. - walnęłam go lekko w ramię.
- Wiesz, liczyłem na coś więcej. - powiedział przygryzając zabawnie dolną wargę. Stanęłam na palcach i dałam mu buziaka w policzek.
- Lepiej?
- Tylko tyle? - dalej marudził. Przewróciłam oczami i odparłam.
- Później będzie więcej.
- I to rozumiem. - uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów. Miałam go ochotę pocałować, ale to by było trochę nie grzeczne w stosunku do pozostałych.
- Styles! - nagle obok nas przebiegł Louis, a za nim dwóch ochroniarzy. Znów po korytarzu niósł się donośny śmiech. Zastanawiałam się tylko, czemu pielęgniarki nie reagują.
- Pójdę mu pomóc. - Harry pocałował mnie w czoło, po czym odwrócił się i zaczął iść w kierunku miejsca, w którym znikną Louis. - Panowie! Proszę mu nie robić krzywdy! To dobre dziecko! - znów się zaśmiałam, gdy nagle stało się coś dziwnego. Zakręciło mi się w głowie. Złapałam się krzesła aby nie upaść. Zaczęłam widzieć różne dziwne rzeczy, których nie potrafiłam zrozumieć. Po chwili jednak to wszystko znikło i nastąpiła ciemność, a ja leżałam na podłodze.












 ***
 Trochę późno, ale jest ;p Następny będzie przypuszczam za tydzień. Powinnam się wyrobić, bo to ostatni tydzień szkoły przed świętami, więc będzie luz. W końcu święta! Jak ja się cieszę!
 Proszę o komentarze, są one dla mnie ogromną motywacją. Pewnie gdyby nie to, że ostatnio dostałam ich sporo i to naprawdę miłych, to rozdziały by pewnie jeszcze nie było.
 Miłego czytania!

      Pozdrawiam,
                        Rouse Błaszczykowska
                   xoxo

piątek, 6 grudnia 2013

Przepraszam!

  Przepraszam za to, że tak długo mnie tu nie było. Ostatnio szkoła, rodzina i znajomi pochłaniają mi cały czas, więc nie mam kiedy nawet słowa napisać. Następny rozdział pojawi się nie długo, mam już nawet kawałek napisany.
  Chcę was jeszcze poinformować, że niedługo będzie koniec tego opowiadania. Jeszcze jakieś cztery góra pięć rozdziałów. Za to powstaje już nowe opowiadanie, do którego link nie długo się pojawi :)
  Ostatnio zauważyłam, że dołączyły do nas dwie nowe osoby, za co bardzo dziękuję. Również za wasze miłe komentarze.
  Pozdrawiam,
~Rouse Błaszczykowska

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 40

~Ania~
Jest początek lipca a do mojego ślubu z Lokers'em został tydzień. Wszyscy biegamy i załatwiamy ostatnie przygotowania. Kupiłam piękną suknię ślubną, z której jestem bardzo zadowolona. Zawsze ją sobie tak wyobrażałam, gdy jako mała dziewczynka bawiłam się w pannę młodą na podwórku. Siedzę teraz w swoim pokoju, który ostatnio jest pokojem moim oraz Harrego i próbuję napisać jakąś ładną przysięgę małżeńską. Mieliśmy ją sami napisać, aby słowa płynęły prosto z serca. Oczywiście tradycyjne ,,Ja Anna biorę ciebie Harry za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...'' też będzie. Miałam jak na razie tylko kilka zdań i moim zdaniem są do kitu. No cóż, polonistka nigdy ze mnie nie była. W pewnym momencie do pokoju wszedł Harry.
- Co robisz? - zapytał.
- Piszę przysięgę. - uśmiechnęłam się. Harry podszedł do mojej i ostatnio też jego garderoby, znikając gdzieś w pomieszczeniu.
- Ja swoją napisałem wczoraj. - krzyknął zza ściany.
- Ale ty piszesz piosenki i łatwiej ci dobrać słowa. - stwierdziłam.
- To nic trudnego skarbie. - po chwili wyszedł z garderoby ciągnąć za sobą czarną walizkę i stawiając ją pod drzwiami pokoju.
- Gdzie ty jedziesz? - zapytałam. Harry znowu wrócił to pokoiku z ubraniami i wyciągnął także fioletową walizkę, która należała do mnie. - No to się poprawię, gdzie my jedziemy?
- Zobaczysz, chodź na dół, bo wszyscy czekają. - zaczął ciągnąć za sobą obie walizki. Wstałam i poszłam za nim.
- Jak to wszyscy? - w mojej głowie pojawiało się jedno pytanie za drugim. Co tu się w ogóle dzieje? Za tydzień ślub a jemu się wycieczek zachciało?
- No wszyscy jedziemy. - powiedział spokojnie. Dalej szłam w ciszy zastanawiając się nad jego słowami. Zeszliśmy do salonu i sobaczyłam tam stos walizek i toreb. Obok tego ,,wzgórza'' stała Perrie w ładnych krótkich szortach, koszulce na ramiączkach i okularach przeciwsłonecznych.
- Mogę wiedzieć gdzie my jedziemy? - spojrzałam na Loczka a potem na Perrie.
- Nie powiedziałeś jej? - zapytała.
- Niespodzianka. - uśmiechnął się tajemniczo. Wolałam nie zadawać pytań, bo znałam Harrego na tyle, że mogłam przewidzieć przebieg wydarzeń. Pytałabym się co jest celem naszej wycieczki, on nie udzieliłby mi odpowiedzi, mnie by to mocno zdenerwowało i skończyło by się wielką kłótnią przed samym ślubem. Nie, dziękuję za taki obrót sprawy, wolę pożyć kilka godzin w niepewności niż lat bez Stylesa. Gdy wszyscy zgromadzili się w salonie, chłopaki zaczęli pakować bagaże do samochodów. Jednym autem jechałam ja z Harrym, Louis z Patrycją i Liam a drugim Niall z Julią oraz Zayn z Perrie. Ponieważ moja orientacja w terenie była kiepska to wiedziałam tylko, że wyjechaliśmy z Londynu Bóg wie gdzie. Tak mnie to wszystko znudziło, że sama nie wiem kiedy zasnęłam.
- Budzimy się księżniczko! - obudziłam się przez krzyki mojego ukochanego Liama. Nie Harrego tylko Liama. Harry z pewnością wysłał go wiedząc, że budzenie mnie jest wielce niebezpieczne. Nie raz się o tym przekonał dostając poduszką lub nawet butem.
- Już, już. - przetarłam oczy i wyszłam z samochodu. Rozejrzałam się dookoła i szczęka mi opadła. Tu było pięknie. Wielkie jezioro z kajakami przycumowanymi do małego pomostu. Naokoło rozciągały się lasy co nadawało temu miejscu urok i wrażenie spokoju. Słychać było śpiew ptaków, co sprawiało, że powoli zakochiwałam się w tym miejscu. Nad tym magicznym jeziorkiem stał mały (według mnie to sporawy, ale w porównaniu z willą One Direction to był niewielki) domek. Nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za rękę i po chwili byłam już w objęciach Harrego.
- Cześć piękna. - uśmiechnął się.
- Widzieliśmy się już dzisiaj głupku. Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że jedziemy nad jezioro! Na pewno nie spakowałeś wszystkiego co trzeba! - mówiłam z pretensjami, co go trochę rozbawiło.
- Patrycja pomagała mi cię spakować.
- Ona jest w ciąży! Tym bardziej czegoś zapomnieliście. Jak nie będę miała jakiejś ważnej rzeczy, to wracasz się do Londynu. - zagroziłam.
- Jezu, raz na jakiś czas staram się być romantyczny. Zabrałem cię na wycieczkę niespodziankę, a ty masz pretensje.
- Chodzi mi o to, że mogłeś powiedzieć co planujesz.
- Wtedy nie byłoby niespodzianki. - uśmiechnął się szeroko. No myślałam, że mnie szlag trafi. Jak on się może ze mnie śmiać?!
- Harry, no!
- Ania, no! - przedrzeźniał się ze mną. Zachowywaliśmy się jak dogryzające sobie rodzeństwo, już widzę jak będziemy wyglądać za kilka lat jako małżeństwo. Zmroziłam go wzrokiem.
- Masz dar wkurwiania innych. - powiedziałam brzydko, ale on mi nerwy szarpał. Gdybym kłóciła się z kimś obcym to reagowałabym spokojniej, w końcu jestem psychologiem, ale to Harry. Mój Harry, którego nie potrafię zrozumieć. Był dla mnie tajemnicą, chociaż znałam go na wylot. Cały czas coś w nim odkrywałam, teraz na przykład udowodnił mi, że jest mega wkurzający. Ja nie wiem jak ta Gemma z nim wytrzymywała.
- Daj spokój, bo się zarumienię. - przewróciłam oczami na jego słowa. Dopiero teraz zauważyłam, że on nadal mnie obejmuje.
- Dobra Styles puść mnie, bo mi całkiem humor zepsujesz. - Położyłam ręce na jego klatce piersiowej i go lekko odepchnęłam. Chłopak  popuścił uścisk. Obeszłam go i na chwile się zatrzymałam. Odwróciłam się nie myśląc długo, podbiegłam do Harrego i zdjęłam mu bandanę, którą miał na głowie, po czym śmiejąc się zaczęłam uciekać. Szybko zobaczyłam, że chłopak już za mną biegnie. Biegłam brzegiem jeziora najszybciej jak potrafiłam. Nagle poczułam dotyk na plecach, ale chłopak mnie nie zatrzymał tylko wziął na ręce. Zaczęłam się śmiać z resztą Harry również.
- No i co cwaniaro? - zapytał.
- Nie wiem, o co ci chodzi. - droczyłam się z nim.
- Boże, kobieto. Gdybym ja cię tak nie kochał...
- Kochasz mnie i pozostańmy przy tej wersji. - nagle w oczach Harrego zobaczyłam błysk. Nie wiem, co to znaczyło, ale miałam złe przeczucia.
- A ty mnie kochasz? - zapytała z dziwnie chytrym uśmieszkiem. Moje złe przeczucia momentalnie przerodziły się w lekki strach.
- Nie. - znowu się z nim droczyłam.
- O ty! Pożałujesz. - zanim zdążyłam coś powiedzieć, Harry mnie puścił i znalazłam się w lodowatej wodzie. Szybko wypłynęłam na powierzchnię i spojrzałam na Stylesa.
- Pierdolnęło cię coś?! - krzyknęłam wycierając nadmiar wody z twarzy.
- Uważaj! - nie zdążyłam zareagować a fala wody mnie zakryła. Ponownie wypłynęłam i zobaczyłam, że Loczek jest obok mnie.
- Kurwa, za kogo ja wychodzę. - mówiłam cicho do siebie. Mój przyszły mąż-głupek chyba to usłyszał, bo zaraz zostałam ochlapana wodą.
- Będziesz miała świetnego męża, który będzie równie wspaniałym ojcem twoich dzieci.
- Jasne, a ja jestem księdzem. - również go ochlapałam.
- Jaka ty miła jesteś. - powiedział ironicznie.
- Zawsze taka byłam kochanie. - uśmiechnęłam się i teraz już naprawdę zaczęłam go chlapać. Chłopak mi oddawać. Bawiliśmy się jak jacyś wariaci.
- Ej! My też chcemy się kąpać! - usłyszałam krzyk Horana. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam, że Niall, Louis, Zayn i Liam również wskakują do wody, robiąc przy tym duży plusk.
- Ja pierdziele! Wychodzę stąd. - stwierdziłam, kiedy cała piątka przyłączył się do Harrego tworząc siły zbrojne. Szybko wybiegłam z wody, zostawiając tam tą piątkę wariatów. Byłam zła, chociaż nie wiem dlaczego. Czułam ból. bardzo mocny ból głowy. Nigdy takiego nie miałam. To doprowadzało mnie do szału. Zaczęłam iść w stronę domku i zobaczyłam, że drzwi są już otwarte. Szybko weszłam do środka. Od razu spotkały mnie spojrzenia i śmiechy dziewczyn.
- No, no, no! - zaśmiała się Perrie.
- Chłopcy się wrzucili? - zapytała Patrycja.
- Nie! Święty Mikołaj! - krzyknęłam zirytowana. Dziewczyny spojrzały na mnie z szeroko otworzonymi oczami. Zrozumiały, że coś jest nie tak, tylko nie wiedzą co, tak samo jak ja. Wiem jedynie, że strasznie boli.
- Patrycja tylko zadała ci pytanie, nie krzycz na nią, bo nie ma za co. - powiedziała cicho Julia. Spuściłam z nich wzrok.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho w pobiegłam na górę. Szukałam pokoju, w którym stała fioletowa walizka i w końcu trafiłam. Od razu rzuciłam się na łóżko. podciągnęłam kolana niemalże pod brodę i próbowałam zasnąć. Nie wiem, ile tak leżałam, ale wydawało mi się, że całą wieczność.
~Harry~~Parę godzin później~
Rozstawiliśmy z chłopakami namioty po drugiej stronie jeziora na przeciwko dziewcząt. Plan był taki, że my tutaj mamy wieczór kawalerski, a dziewczyny w domku panieński. Gdyby Patrycji zachciało się rodzić, to mogliby szybko przetransportować ją do szpitala. Teraz idę do domu dziewczyn, zabrać moją ukochaną na spacer. Chciałem z nią poważnie porozmawiać o naszym związku. Wszedłem do salonu gdzie zastałem jedynie śpiących Patrycję i Louisa. To już wiem, dlaczego nie widziałem go od kąt wyszliśmy z jeziora. Schował się przed rozstawianiem namiotów. Głupek. Przekierowałem się do kuchni. Siedziała tam Julia, czytając jakąś plotkarską gazetę.
- No hej, gdzie Ania? - blondynka spojrzała na mnie z taką jakby... troską? Trochę się zaniepokoiłem.
- Dobrze, że przyszedłeś. Ona jest w swoim pokoju. Idź do niej, bo źle się czuje, a nie chce nikogo do siebie wpuszczać. - zmarszczyłem brwi.
- Jeszcze nie dawno czuła się dobrze. - przez chwilę staliśmy w ciszy i patrzyliśmy na siebie.
 - Idź. - powiedziała cicho. Kiwnąłem głową i wyszedłem. Szybkim tempem pobiegłem na górę. Zapukałem do jej pokoju. Cisza. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Dziewczyna leżała skulona. Podchodząc bliżej, mogłem dostrzec na jej policzku łzy. Zasnęła płacząc. Przykucnąłem przy łóżku i delikatnie odgarnąłem jej z twarzy kosmyk włosów. Poruszyła się i po chwile patrzyła już na mnie swoimi niebieskimi oczami.
- Jesteś.- powiedziała cicho, zachrypniętym głosem.
- I zawsze będę. - uśmiechnąłem się, co odwzajemniła.
- Połóż się ze mną. - po prosiła, a ja nie mogłem jej domówić. Położyłem się obok niej i po chwili dziewczyna już się we mnie wtuliła. Objąłem ręką jej lekko mokre od potu ciało.
- Dlaczego płakałaś? - zapytałem.
- Głowa mnie bolała, bardzo bolała. - powiedziała cicho.
- Już nie boli, prawda?
- Trochę, ale to nic.
- Kocham cię. - wyznałem całując jej czoło.
- A ja ciebie.














***
Przepraszam, że tek późno dodaje rozdział! To wszystko przez mój brak chęci do pisania, bardzo przepraszam. Chociaż w pewnym sensie, był to również taki mały eksperyment. Właściwie to widziałam to już dużo, dużo wcześniej, ale muszę się jakoś tłumaczyć xD Chodzi o to, że gdy nie wiecie, kiedy będzie kolejny rozdział to wyświetleń codziennie jest po 20 - 30. Natomiast, gdy mówię kiedy dodam to w tygodniu jest 5 maksimum 10. Ja nie zamierzam się tak bawić ;p Trochę późno to wprowadzam, bo za parę rozdziałów koniec, ale od dziś nie będę mówić, kiedy dodam następną część. Może jutro, a może za kilka tygodni. NIE WIEM! Mimo wszystko postaram się dodawać często. Zachęcam do komentowania!

Pozdrawiam,
Rouse Błaszczykowska xoxo

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 39

~Louis~
Czekam na korytarzu szpitala już parę godzin. Patrycje przyjęto i teraz odbywają się różne badania. Jeśli przeze mnie coś stanie się z nią lub dziećmi, nie wybaczę sobie tego. To okropne na samą myśl, a co dopiero  gdybym naprawdę za parę godzin dowiedział się, że... Wolę nie kończyć. Przecież to niemożliwe. Ona przeżyje. Na pewno. W końcu zobaczyłem, że z sali wyszedł lekarz. Szybko do niego podbiegłem.
- Co z nią?
- Nie mam dobrych wieści. - po minie, wiedziałem co się stało. Ale... Przecież nie można umrzeć od jednej kłótni. nawet nie wiem kiedy na moich policzkach pojawiły się łzy. U człowieka, który nigdy nie płacze. Odwróciłem się i z całej siły kopnąłem w ścianę.
- Kurwa! - krzyknąłem. Przepełniał mnie smutek i gniew. Mojej Patrycji już nie ma. - Kurwa, kurwa, kurwa! - krzyczałem i tym razem waliłem pięściami. Świat mi się walił.
- Louis? - usłyszałem ten piękny melodyjny głos. Odwróciłem się i na wózku inwalidzkim, który prowadziła jakaś pielęgniarka, zobaczyłem moją ukochaną. - Dobrze się czujesz?
- Jezu ty żyjesz! - podbiegłem do niej i kucnąłem przy nogach. Chwyciłem jej dłoń i zacząłem całować.
- Nie Jezu tylko Patrycja. - uśmiechnęła się.- Mogę wiedzieć co ci znowu odwaliło? Za dużo kawy? - mówiła zupełnie tak, jakby zapomniała o naszej kłótni, o tym co jej powiedziałem.
- Jakiś lekarz powiedział mi, że... umarłaś.
- Co? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Jak widzisz żyję, oddycham i mówię.
- Co z dziećmi?
- Z dziećmi też jest dobrze.
- Na szczęście.
- Przepraszam pana, ale musimy już jechać. Pana żona musi odpocząć. - uśmiechnęłam się pielęgniarka.
Odsunąłem się i zobaczyłem jak wjeżdżają do jednych z wielu sal.
~Paulina~
Chwyciłam torbę i wyszłam z domu. Zamknęłam jeszcze tylko drzwi na klucz, po czym zaczęłam iść ulicami miasteczka. Dobrze znowu być w Polsce. Poczuć ten klimat i atmosferę. W każdym miejscu jest inaczej. Inaczej się czuje. Według mnie jest różnica między wielkim, przeludnionym Londynem, a tym małym, przytulnym miasteczkiem. Ciesze się właściwie, że tu przyjechałam. Boli mnie jedynie to, ze nie ma ze mną dziewczyn. Za nimi tęsknię najbardziej, szczególnie, że Patrycja jest w ciąży, a Ania niedługo wychodzi za maż. Jeju kiedy to zleciało? Jeszcze niedawno byłyśmy małymi gówniarami, które marzyły o wielkich rzeczach i przysięgały, że znajdą swoich książąt z bajki. Może im się udało, ale mi najwidoczniej nie. Zayn to była pomyłka. Pomyłka, którą chcę wymazać ze swojego życia. Chociaż nadal go kocham i nie potrafię za cholerę zapomnieć. Staram się, ale nie mogę. Skręciłam teraz do małego parku, aby skrócić sobie drogę. Idę do pracy. Pracuję jako opiekunka, u pewnego bardzo miłego małżeństwa. Gdy wyprowadziłam się od One Direction automatycznie musiałam liczyć się z znalezieniem pracy. W domu, było nas na tyle dużo, że nie musiałam właściwie nawet kupować jedzenia, bo zwykle zajmowała się tym Ania. Ja odpowiadałam za ogród i mniej więcej za porządek. Chociaż z tym bym tak nie szalała. W każdym razie, to co było już się skończyło i nie wróci. Trudno.
- Uwaga! Nie umiem się zatrzymać! - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam jakiegoś całkiem przystojnego chłopaka na rolkach, który jechał prosto na mnie. Zanim zdążyłam zareagować, nieznajomy wpadł na mnie i po chwili oboje leżeliśmy na trawie obok chodnika.
- Kretyn!- krzyknęłam. - Mogłeś mnie zabić!
- Ładne masz oczy. - uśmiechnął się, a mi zabrakło powietrza. On nie był przystojny, on był bardzo przystojny!
- Zwykle się mówi przepraszam, a nie wali komplementy. - powiedziałam i wstałam.
- Ja raczej nie używam takich słów jak proszę, przepraszam, dziękuję. - również wstał.
- Niegrzeczny chłopiec. Sorry śpieszę się.
- No dobra żartowałem, przepraszam. nie jestem bad boy'em i to chyba dobrze, bo jakoś chyba za nimi nie przepadasz.
- Powiedzmy, że znałam chłopaka, który za takiego uchodził i nie skończyło to się najlepiej. Dobra, ja idę.
- Poczekaj! Może chcesz się z tego zwierzyć. ? - zaczął za mną jechać na rolkach, co powoli doprowadzało mnie do szału.
- Nie, dzięki.
- A może jednak?
- Mówił ci już ktoś, ze jesteś irytujący?
- Może raz czy dwa, ewentualnie dwadzieścia. - uśmiechnął się szeroko.
- Jakoś twoje żarty mnie nie śmieszą, musisz się bardziej postarać. - znowu doszłam do ulicy, wiec rozglądając się przeszłam na drugą stronę. Chłopak cały czas za mną jechał.
- Następnym razem się bardziej postaram.
- Super, możesz w końcu sobie iść. Idę do pracy.
- Odprowadzę cię.
- Już to zrobiłeś. - powiedziałam i kiwnęłam na dom przed nami. On znowu się uśmiechnął, na co ja przewróciłam oczami i weszłam na podwórze.
- Jeszcze się zobaczymy! - W snach. - pomyślałam.
~*~
Następnego ranka obudziłam się jak zwykle około 9:00. Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zaczęłam poprawiać rozczochrane włosy. Nagle jednak usłyszałam jakieś stuknięcia z dołu. Coś mi nie pasowało. Przecież tylko ja mam klucze do domu, nikt więcej a byłam pewna, że zamykałam drzwi na noc. Wyszłam z łazienki i zaszłam po cichu na dół. Usłyszałam dziwny dźwięk, jakby strzelanie tłuszczu na patelni. Idąc przez korytarz do kuchni odgłosy stawały się coraz wyraźniejsze. Nie myśląc długo, chwyciłam parasol oparty o ścianę i wkroczyłam do kuchni. Podniosłam parasolkę i już miałam zadać cios, gdy zrozumiałam kto przede mną stoi.
- Chcesz mnie tym zabić? Cóż ja ci takiego zrobiłem?  - był to chłopak, którego spotkałam wczoraj w parku. Musiałam przyznać, że odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że to jakiś złodziej, morderca czy pedofil, więc na jego widok nawet się ucieszyłam.
- Mam ci wymienić ile razy zdążyłeś mnie wczoraj wkurzyć? - zapytałam podnosząc jedną brew. Spojrzałam na kuchenkę i blat, stały tam torby z jedzeniem. - Co ty właściwie robisz? - zapytałam.
- Zgadnij. - powiedział sarkastycznie i zaczął kroić ogórka. Teraz spojrzałam na stół i zobaczyłam, że jest bardzo ładnie nakryty, a na samym środku stoi wazon z białym bzem, dzięki czemu w całej kuchni czuć było piękną woń kwiatu.
- Wiesz, że sarkazmem jakoś niekoniecznie mi się podliżesz?
- Niby po co miałbym ci się podlizywać? - zapytał nie odrywając wzroku od warzywa, ale dostrzegłam na jego twarzy uśmieszek.
- Na przykład po to, abym nie zadzwoniła na policję? W końcu włamałeś się do mojego domu. - Spojrzałam na niego jak na idiotę, myśląc w duchu, że naprawdę nim jest.
- Nie zadzwoniłabyś. - stwierdził z przekonaniem w głosie. Nie rozumiałam skąd jego pewność, skoro znamy się od wczoraj. Właśnie, znamy się jeden dzień a on już robi mi śniadanie.
- Skąd możesz to wiedzieć? - spojrzał mi prosto w oczy, a ja poczułam coś dziwnego w żołądku. Zupełnie tak samo czułam się, gdy pierwszy raz spotkałam Zayna. Potem to uczucie wróciło z podwójną siłą, kiedy Malik złapał mnie za rękę, objął czy pocałował. Nagle te wszystkie wspomnienia zagościły w mojej głowie. Nasze wspólne wakacje na Malediwach, imprezy w Las Vegas, spacery nocą po Barcelonie, wycieczki górskie w Norwegii, narty w Austrii, woził mnie po całym świecie. Kochałam te nasze ,,wypady'' do różnych miejsc, ale jednak nie za tym tęsknię. Brakuje mi jego dotyku, zapachu, śmiechu, widoku. W skrócie, brakuje mi Zayna i to cholernie.
- Bo ci się podobam. - te słowa sprowadziły mnie na ziemię. Minął moment zanim zrozumiałam ich sens.
- Ty? Mi? Chyba pomyliłeś domy Romeo. - zaśmiałam się i usiadłam przy stole zakładając nogę na nogę.
- Romeo jest nieomylny w tych sprawach. Jeszcze kiedyś staniesz obok mnie przed ołtarzem zobaczysz. - uśmiechnął się cwaniacko, co mnie trochę przeraziło, ale potem się zaśmiałam. To faktycznie jest jakiś czubek.
- Wow, nie wiem nawet jak masz na imię a ty mi mówisz, że kiedyś zostanę twoją żoną. - podsumowałam starając się aby brzmiało to jeszcze bardziej niedorzecznie niż naprawdę znaczyło. Jego to jednak nie ruszyło i kontynuował gotowanie.
- To się czuje kochanie, a poza tym ja też nie wiem jak masz na imię. - przyznał wzruszając ramionami.
- Nie wierzę, że włamałeś mi się do domu i nie dowiedziałeś się jak mam na imię.
- No dobra, chciałem sprawdzić czy mi powiesz. Przeszukałem kilka miejsc i znalazłem twój dowód osobisty Paulinko.
- ,,Kilka miejsc'' znaczy moja torebka. - odwrócił się i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Nie chciałem wyjść na chama.
- Wyszedłeś na chama. - prychnęłam. Co za debil.
- Umiesz podsumować człowieka. - Ja jednak odpowiedziałam mu tak, jakbym nie słyszała jego wcześniejszej wypowiedzi.
- A dowiem się ja ty masz na imię? - zaśmiał się pod nosem.
- Ja musiałem szukać, to i ty się wysil. - przewróciłam oczami.
- No dobra, czyli będę ci mówiła bezimienny. - uśmiechnęłam się sztucznie co jeszcze bardziej rozśmieszyło chłopaka.
- Naprawdę ani trochę nie obchodzi cię jak nazywa się facet, który wkradł ci się do domu, szperał w rzeczach i zrobił przepyszne śniadanie?
- Jeszcze nie wiem, czy przepyszne. Może tym mnie przekonasz.
- Dla mojej księżniczki będzie najlepsze śniadanie na świecie. - Potem czas mijał nam szybko. Zjedliśmy razem w miłej atmosferze i muszę przyznać, że jedzenie było świetne. Nieznajomy fantastycznie gotował. Musiał szybko jednak wychodzić, bo miał na południe do pracy, więc pożegnaliśmy się i pojechał. Spotkałam go na drugi dzień, potem znowu, znowu i znowu. Cały czas nie zdradzał mi swojego imienia. Spędzaliśmy z sobą dużo czasu. Zaprał mnie do wesołego miasteczka, do parku linowego oraz na seans filmowy. Pewnego wieczoru, gdy odprowadzał mnie pod dom stało się coś na co oboje chyba czekaliśmy.
- No i jesteśmy. - powiedział z uśmiechem puszczając moją dłoń.
- Tak szybko? Dopiero co wyszliśmy z kręgielni. - powiedziałam smutno.
- Jutro wpadnę. - powiedział i dając mi całusa w policzek poszedł. Ja stałam tyłem do kierunku, w którym zmierzał i patrzyłam na przejeżdżające samochody. Nie wiem czemu, ale nie chciałam odchodzić. Chciałam tu stać nawet cała noc. Nagle poczułam rękę na swoim ramieniu i już po chwili byłam w objęciach bezimiennego. Spojrzałam w jego mocno brązowe oczy. Było w nich coś pociągającego i magicznego. Miałam wrażenie, że już coś takiego widziałam w czyiś oczach, ale teraz nie chciałam się nad niczym zastanawiać. Po chwili nasze usta się spotkały i poczułam jego ciepłe wargi. Nie wiem ile to trwało, ale było bardzo przyjemne. Wplotłam swoje ręce w jego włosy, a on złapał mnie za kark i biodro. Rozkoszowałam się to chwilą. Po chwili jednak wszystko się skończyło, bo chłopak odsunął się ode mnie.
- Muszę już iść. - powiedział i mnie wyminął. Uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy. - Paulina! - odwróciłam się i zobaczyłam, ze stoi jeszcze jakieś pięćdziesiąt  metrów ode mnie. - Nazywam się Maciek. - krzyknął i odszedł. Ja z uśmiechem po uszy i w podskokach skierowałam się do domu. Wszystko nabierało w końcu sensu.



***
Jest kolejny rozdział, z którym miałam duży problem. Nie dość, że nie miałam weny, aby go pisać to jeszcze gdy w końcu go napisałam moja kochana czteroletnia siostrzyczka bawiła się laptopem i go usunęła. No ręce opadają! Przez pół godziny główkowałyśmy z Patrycją jak to odkręcić i na szczęście się udało, bo ja bym drugi raz tego nie napisała. Sama nie wiem co bym zrobiła gdyby nie odzyskała rozdziału.  W każdym razie rozdział jest i następny będzie za tydzień ;p Dodaję i lecę kuć z chemii, pozdrawiam ;*


niedziela, 27 października 2013

Rozdział 38

Weszłam do domu i usłyszałam śmiechy. Obok mnie stała uradowana Patrycja. Nie miałam wątpliwości , że to z powodu Wojtka. Chociaż siedziałam kawałek od nich, doskonale słyszałam ich docinki i nieraz się lekko śmiałam, co było bardzo niezrozumiałe dla Harrego.
- Czyli ty jesteś z Louisem? Tym w paski? - zapytał Wojtek.
- Tak i noszę pod sercem dwa louisiątka. - uśmiechnęła się szeroko. - moim zdaniem to one już są większe od ciebie.
- Dziewczyno, minęło tyle lat, czemu ty nie możesz przestać naśmiewać się z mojego wzrostu?
- Ja tylko stwierdzam fakty.
- Wyobraź sobie, że dziewczyny lecą na takich małych słodziaków. - Mówiąc to wypiął pierś i uśmiechnął się, pokazując swoje wszystkie zęby.
- Oj Wojtek, dziewczyny niewidome i z neta się nie liczą. - poklepała go lekko po ramieniu.
- Wyobraź sobie, że mam dziewczynę. Mieszkam z nią tutaj w Londynie.
- Co z nią nie w porządku?
- Dlaczego miałoby być coś nie w porządku?
- Bo nikt przy zdrowym rozumie by się z tobą nie wiązał, nie mówiąc już o mieszkaniu.
- Wiesz co? Mam nadzieję, że te dzieci pójdą w Louisa. - spojrzał na brzuch.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że ta dziewczyna w ogóle istnieje. - Wojtek spojrzał na nią, a ja dostrzegłam jak kieruje palce za sobą.
- Istnieje.
- Więc jak ma na imię?
- Em... Lucy. - powiedział i zaczął się drapać po karku, na co Patrycja zaczęła się śmiać.
- A ja jestem księdzem.
- Mam dziewczynę!
- Urojoną.
- Mam prawdziwą dziewczynę!
- Wojtek, znam cię nie od dziś, wiem kiedy kłamiesz.
- Masz jakiś skaner w oczach czy co?
- Po prostu jestem kobietą.
- No tak, bo kobieta to najlepszy przyjaciel człowieka.
- No wiesz co! - zanim się spostrzegłam, Wojtek dostał z liścia w twarz, tak jak zawsze gdy powiedział coś głupiego. Patrycji sprawiało to po prostu frajdę i chyba przez to chodzi teraz taka radosna. Gdy na nią patrzyłam to chciało mi się śmiać. Po chwili dołączył do nas Harry, który odstawiał samochód do garażu. weszliśmy wspólnie do salonu i moim oczom ukazała się blondynka z pięknym uśmiechem. Siedziała otoczona ramieniem Zayna. Gdy nieznajoma dziewczyna nas zobaczyła, szybko wstała i podeszła.
- Cześć, jestem Perrie. - podała rękę Patrycji, potem Harremu i mi na końcu. Sprawiała wrażenie bardzo przyjaznej dziewczyny, a ja miałam wrażenie, że gdzieś ją już widziałam.

~Patrycja~
Dzisiaj mam świetny dzień. Spotkałam po latach tego małego przygłupa, właśnie poznaję się z Perrie Edwards i jeszcze, gdy spojrzę w dół na mój brzuszek zalewa mnie kolejna fala radości. Coś pięknego. Perrie była bardzo zabawną i uśmiechniętą dziewczyną. Właściwie tak, jak ja z dziewczynami. Razem z Anią rozmawiałyśmy z nią długo i dobrze się dogadywałyśmy. Chłopaki w tym czasie dyskutowali coś między sobą, a szczególnie Harry z Louisem, który niedawno wrócił do domu.
- Patrycja? - zapytała Ania szeptem. Stałyśmy trochę na uboczu, a Perrie przed chwilą poszła do łazienki.
- Co?
- Kto to jest? Znaczy... Ona jest kimś znanym? - spojrzałam na nią z politowaniem.
- Jezu... - powiedziałam i zasłoniłam oczy ręką.  Ręce opadają przy tej dziewczynie. - pomyślałam.
- No co? Nie chcę wyjść na głupią dlatego pytam.
- Little Mix, mówi ci to coś?
- Aaa... To ona?!
- Idiots everywhere... - Gdy Perrie wróciła z łazienki, oświadczyła, że będzie się już zbierać. Pożegnała się z nami i razem z Zaynem, który zobowiązał się ją odprowadzić, wyszła. Usiadłam na fotelu i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie Ani i Harrego.
- Zachowujesz się jakbyś to ty była w ciąży. - Mocno zaakcentował słowo ,,ty''.
- To, że zmieniłam zdanie to nie znaczy, że jestem w ciąży.
- Rozumiem raz zmienić zdanie, ale sześć? Zadałem proste pytanie, co zrobić na kolację? A ty zdążyłaś na mnie nakrzyczeć, przeprosić, powiedzieć kilka komplementów, a potem stwierdzić, że cię denerwuję. To kochanie nazywa się zmienność nastrojów.
- Nakrzyczałam na ciebie, bo rozbiłeś kolejną figurkę z kredensu, a powiedziałam, że mnie denerwujesz, ponieważ rzuciłęś we mnie poduszką, a potem zabrałeś jeszcze telefon i zacząłeś czytać sms! Ty się jak dziecko zachowujesz.
- Dużo nie przeczytałem bo większość po polsku. - zrobił minę jakby żałował, że nie zna polskiego, ale wiedziałam, że tak naprawdę to w duchu się śmieje.
- Wyobraź sobie, że utrzymuje kontakt ze znajomymi z Polski. Idziesz zrobić te zapiekanki?
- Jak bardzo ładnie poprosisz to pójdę. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Czyli idę do McDonalda. - Wstała i poszła na korytarz. Jednak nie słyszałam odgłosów ubierania się, więc przeczuwałam, że stoi i czeka na loczka.
- Ja ci dam McDonald! - Też wstał i poszedł tą samą drogą, co wcześniej Ania. - już ci robię te zapiekanki. - słychać było uderzenia blaszek i odgłos otwierania lodówki i piekarnika.
- To ja pójdę pod prysznic, jak skończysz to przyjdź. - usłyszałam Anie i kroki po schodach.
- Czekaj! Jedzenie mogę zrobić później! Idę z tobą. - zaśmiałam się lekko na entuzjazm Harrego. Spojrzałam na Louisa siedzącego na kanapie, który bacznie mi się przyglądał. Patrzyliśmy tak na siebie w milczeniu przez kilka sekund po czym zapytałam.
- Stało się coś? Brudna jestem na twarzy?
- Wyglądasz pięknie, jak zawsze. - uśmiechnął się szeroko.
- Mam wrażenie, że chodzi o coś innego. - spojrzałam na niego podejrzanie. - Co przeskrobałeś?
- Ja? Przecież ja grzeczny jestem.
- Jak śpisz i jeść nie wołasz.
- No dobra, chcę się ciebie o coś zapytać.
- Więc słucham?
- Kim jest dla ciebie Wojtek? Łączyło was kiedyś coś szczególnego, no wiesz... Byliście razem? - mimowolnie dostałam ataku śmiechu na słowa, które wypowiedział. Wiedziałam, że to niegrzeczne, ale nie mogłam się opanować. Louis patrzył na mnie jak na idiotkę, a ja uspokoiłam się dopiero po pewnym czasie.
- Przepraszam... Ja i ten mały idiota? Chyba bym umarła.
- Myślałem, że coś do siebie czuliście skoro tak sobie dogrywacie.
- Harry zdał ci relacje z dzisiejszego pobytu w szpitalu?
- Powiedział co tam się stało.
- Możesz być pewny, że ja i Wojtek to tylko znajomi. Chodziliśmy kiedyś razem do klasy i tyle.
- Ufam ci.
- Wiem. - uśmiechnęłam się. - Chodź na górę, pokarzę ci jakie łóżeczka wybrałam dla małych.
~*~
Początek maja, oznaczał jedno: w końcu zrobiło się ciepło. Szczególnie piękne są wieczory. Rozgwieżdżone niebo. Coś pięknego. Rozkoszowałam się tym widokiem siedząc na łóżku. Okno miałam otworzone na roścież dzięki czemu widziałam skrawek nieba. Usłyszałam nagle, ze drzwi się uchylają i ktoś wchodzi do pokoju. Nie odwróciłam się ani na moment. Po chwili poczułam czyjeś warki na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Kocham cię. - usłyszałam.
- Ja ciebie też. Długo wam się zeszło z tym teledyskiem.
- No, za długo. Co dzisiaj dobiłaś?
- Byłam na zakupach.
- Sama?
- Z Wojtkiem. - Nagle odsunął się ode mnie jak poparzony i poszedł na środek pokoju czochrając swoje brązowe włosy. Wiedziałam, że w taki sposób się uspokaja.
- Co jest? - zapytałam. Kompletnie nie rozumiałam jego zachowania.
- Nic. - odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Po chwili znowu siedział obok mnie i obejmując za mój zaokrąglony brzuszek, wrócił do poprzedniej czynności. Jego pieszczoty mnie relaksowały. Kochałam go ponad wszystko. Cieszyłam się, że jesteśmy małżeństwem i już niedługo będziemy mieli dzieci. Moje przemyślenia przerwał mi telefon, którego dźwięk roznosił się po całym pokoju. Louis przerwał swoje pocałunki i zrezygnowany przeczołgał się przez łóżko do szafki nocnej, na której leżała moja komórka. Spojrzał na wyświetlacz i mogę przysiąc, że powiedział ciche ,,kurwa''.
- Kto to? - zapytałam. On rzucił mi telefon i schodząc z łóżka oznajmił.
- Wojtek. - zaczął się kierować w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Na dół, nie zamierzam wam przeszkadzać. - w jego głosie słyszałam wyraźną irytację i gniew.
- Ej, nie obrażaj się.
- Odbierz, bo on się obrazi.
- O co ci chodzi? - wcisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon na poduszkę, po czym wstałam i podeszłam do bruneta.
- Mi? Mi o nic nie chodzi.
- Przecież widzę, że chodzisz nadąsany jak zarozumiała księżniczka.
- Ja jestem zarozumiałą księżniczką? - powtórzył po mnie.
- Ok, możesz mi wytłumaczyć dlaczego się obrażasz, albo powtarzać wszystko co powiem w formie pytania. - przewróciłam oczami.
- Chcesz wiedzieć o co chodzi? Proszę bardzo! Oddalasz się ode mnie! - podniósł lekko głos.
- Ja? Co ja takiego robię?!
- Właśnie chodzi o to, że nic nie robisz! Całymi dniami nie ma cię w domu, bo szlajasz się gdzieś z tym swoim Wojtusiem! Za niego było wyjść za mąż! - W tym momencie wszystko nabrało dla mnie sensu. Zawsze był zdenerwowany w obecności Wojtka, a gdy chciałam abyśmy wyszli we trójkę to wiecznie bolała go głowa.
- Jesteś zazdrosny! - krzyknęłam.
- Tak! Ale nie nie o niego! Tylko o to, ze z nim spędzasz więcej czasu niż ze mną!
- Nie prawda!
- Jak wróciliśmy z chłopakami z Australii dwa dni temu, nie było cię w domu, bo gdzie byłaś? Z Wojtusiem w kinie! Nie zapytałaś się nawet jak było!
- Jezu raz nawaliłam a ty już robisz awanturę!
- To nie było raz. Odkąd pojawił się Wojtek tak jest cały czas, tylko, że wcześniej przymykałem na to oko.
- Było mi od razu powiedzieć, że jestem złą żoną!
-  Nie jesteś złą żoną, tylko chcę, abyś poświęcała mi więcej czasu, tak jak to było kiedyś. - złapał mnie za rękę i spojrzał prosto w oczy. - Kocham cię.
- Ja ciebie też, ale... No kurwa zdener...- nagle poczułam ból w brzuchu. Zaczęłam szybciej oddychać. Jedną dłonią położyłam w okolicach pępka a drugą mocniej zacisnęłam rękę Lou. Coś było nie tak.
- Matko Patrycja co się dzieje? Zaczyna się?
- To szósty miesiąc! Ale.. - przerwałam i jęknęłam z bólu. - ...coś złego się dzieje.
- Jedziemy do szpitala.




***
Trochę późno, ale jest ;p Miłego czytania życzę ;*

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 37

- Wyjeżdżam.- Spojrzałam na nią z troską.
- Gdzie?
- Do domu. Wracam do Polski, w ogóle nie powinnam tu przyjeżdżać.- powiedziała zrezygnowana.
- Wiesz, że uciekanie to nie rozwiązanie.
- A ty co byś zrobiła na moim miejscu? Nie uwierzę, że wybaczyła, chociaż jesteś chyba najbardziej wyrozumiałą osobą jaką znam. Tego, co zrobił, nie można wybaczyć. Ty Harremu też byś nie wybaczyła. Siedziałabyś już w samolocie i bóg wie gdzie leciała. Schowałabyś się i nie chciała go więcej spotkać. Chciałabyś zacząć nowe życie i zapomnieć o tym, co tu się stało. Zapomnieć o Londynie i One Direction. - Zrobiła krótką przerwę i patrzyła na moją reakcję. Stałam i patrzyłam na nią w skupieniu, analizując każde jej słowo. - Tego też chcę ja. Chcę się odciąć od wszystkich na jakiś czas. Zacząć wszystko w nowym miejscu. Może to będzie Hiszpania, Niemcy, Ameryka, a może Polska, tego nie wiem! Ale na pewno nie zostanę w Londynie. - w czasie jej wypowiedzi, widziałam siebie na jej miejscu. Paulina i tak była silna, ponieważ ja pewnie bym teraz płakała jak małe dziecko. Boję się w ogóle myśleć, co by mi przyszło do głowy. Jeszcze raz wysłałam jej łagodne spojrzenie. Rozumiałam ją.
- Jedź.- uniosłam lekko kąciki ust. Paulina przytuliła się do mnie i poszłyśmy obie do jej pokoju, aby spakować część jej rzeczy.
~*~
Jest początek kwietnia. Wszystko jest zupełnie inaczej. Paulina zamieszkała w jakimś małym, polskim  miasteczku nieopodal Gdańska. Z tego co wiem, to ma kilkadziesiąt kilometrów do Bałtyku. Oczywiście, razem z Patrycją wprosimy się nie długo z wizytą, a dokładniej w tedy, gdy chłopaki pojadą w trasę, co ma nastąpić zaraz po moim ślubie z Harrym. A co do Patrycji, to jest w piątym miesiącu ciąży i już zaokrąglił jej się brzuszek. Louis lata koło niej jak głupi i spełnia każdą jej zachciankę, nawet te dziwne. Termin mojego ślubu z Harrym to dwunasty lipca. Dzisiaj Harry jedzie kupić garnitur, a ja razem z Julią, zamierzamy znaleźć sukienkę. Chociaż staram się to zrobić od dwóch tygodni i byłam już chyba w każdym salonie sukien ślubnych w Londynie. Siedzę teraz w jednej z tych kawiarni w centach handlowych i popijam kawę, oglądając kolejny katalog z odzieżą ślubną oraz czekając na Julię. Miała się pojawić za minimum pół godziny, więc miałam sporo czasu. Nagle usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła. Podniosłam niechętnie wzrok i zobaczyłam Jamesa. Nie, nie, nie! - pomyślałam.
- Śledzisz mnie? - spojrzałam na brązowookiego.
- Proszę cię nie rób tego. - powiedział i spojrzał na katalog, który cały czas trzymałam w ręce.
- O co ci chodzi? - to było pytanie retoryczne, bo dobrze wiedziałam co chciał przez to powiedzieć.
- To jest błąd. Będziesz żałować, zobaczysz.
- Jedyne czego żałuję, to to, że wpadłam wtedy na ciebie w kawiarni. - powiedziałam i wstałam od stołu. Zaczęłam iść mijając różne sklepy, gdy nagle znowu go usłyszałam.
- Wiem, że zachowałem się jak dupek, ale to ty pierwsza mnie uderzyłaś.
- Fakt jesteś dupkiem i dlatego nie chcę z tobą gadać.
- No chyba nie myślisz, że będę tolerował uderzenia kobiety. - syknął.
- Nie obchodzi mnie, co tolerujesz, a co nie. Odczep się ode mnie.
- Lubię uparte sztuki.
- Na pewno nie jestem sztuką. Idź do domu. Połóż się spać czy coś.
- Chyba, że z tobą.
- Boże debilu! Spierdalaj! Mam dość ciebie i tego co robisz mi z życiem. Jestem z Harrym i tylko z Harrym. Już na zawsze. Więc powtórzę to jeszcze raz wolniej, wy-pier-da-laj zboczeńcu. - chciałam iść dalej, ale James chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, mocno go wykręcając. Syknęłam z bólu. Nasze klatki piersiowe, prawie się stykały. Poczułam smród alkoholu z jego ust, był tak intensywny, że aż dostałam mdłości. - Piłeś. - powiedziałam cicho.
- Nie zmieniaj tematu suko. Będziesz moja, zobaczysz. Będziesz mnie błagać, abym cię chciał. Padniesz na kolana. - z każdym słowem zaciskał mocniej rękę. Czułam już łzy na policzkach. Strasznie bolało.
- Posrało cię do reszty? - starałam się być nieugięta, ale wiedziałam, że długo nie wytrzymam.
- Dzisiaj przyjdziesz do mnie wieczorem. Jak cię nie będzie to inaczej pogadamy. - na jego twarzy pojawił się jadowity uśmieszek.
- Zawiedziesz się. - powiedziałam. Nagle wszystko zaczęło dziać się tak szybko. James rzucił mną o ścianę z taką siłą, że aż nie mogłam nabrać powietrza. Gdy w końcu mi się to udało zaczęła krzyczeć, co jeszcze bardziej rozwścieczyło chłopaka. Zdzielił mnie mocno po twarzy, przez co po chwili leżałam już na podłodze. Nagle poczułam okropny  ból. Mężczyzna zaczął mnie kopać. Łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach, a ból przeszywał mi całe ciało. Oczy zaczynały mi się kleić. Po chwili usłyszałam krzyki jakich mężczyzn i nagle kopanie ustało. Obraz mi się zaczął rozmazywać i pokazały się czarne plamy. Zdążyłam tylko dostrzec, że ktoś przytrzymuje Jamesa, po czym straciłam przytomność.
~*~
Obudziłam się parę minut później, okrążona sporą grupką ludzi. Nade mną stała jakaś kobieta, sprawdzająca mi puls.
- Budzi się. - usłyszałam jakiś męski głos. Spojrzałam w bok i zobaczyłam policję, biorącą Jamesa do radiowozu. Byłam tym wszystkim tak oszołomiona, że mało co rozumiałam.
- Jak się nazywasz? - zapytała.
- Ania Kwiatkowska. Co się stało? I kim pani jest?
- Jestem lekarzem, a ciebie pobił jakiś chłopak. Właśnie go zabierają. Znasz go?
- Niestety. - przetarłam ręką oczy, aby się trochę obudzić.
- Możesz ruszyć rękami? - tą, którą miałam przy twarzy, podniosłam i zrobiłam parę obrotów nadgarstkiem. Natomiast drugą rękę podniosłam, ale zaraz znowu opuściłam, bo strasznie zabolało.
- Podejrzewam, że złamana. No to jedziemy do szpitala. - uśmiechnęła się lekko.
~*~
Kilka godzin później siedziałam na krzesłach ustawionych w korytarzu szpitalnym. Okazało się, że mam złamaną rękę oraz rozciętą warkę i siniaka na policzku. Wyglądam jakby mnie bili w domu. Już widziałam te nagłówki gazet ,,Czy Harry Styles bije swoją narzeczoną?'', większego idiotyzmu w życiu nie spotkam. Nagle z gabinetu wyszedł lekarz.
- Może pani wejść do środka, przyjdę za chwilę. - Uśmiechnął się i mijając mnie poszedł wzdłuż korytarza. Wstałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam coś czego się w życiu nie spodziewałam, a raczej kogoś.
- Wojtek? - zmieniłam zdanie. Największy idiotyzm jaki w życiu widziałam, właśnie stał przede mną.
- Hej Anka co.. Pobiłaś się z kimś? - zapytał widząc moje obrażenia. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi.
- Raczej mnie pobito. Nie chcę o tym rozmawiać. - znowu chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziłam.- A ty co robisz w Londynie, a tym bardziej w szpitalu?
- Jestem na studiach medycznych i teraz praktykuję.
- Wiem, że to może nie grzeczne ale muszę zapytać. Nauczyłeś się wreszcie angielskiego? Po tych wszystkich latach? Jeszcze w liceum miałeś zagrożenia z języka obcego. - spiorunował mnie wzrokiem.
- Na początku nie było kolorowo, ale teraz daję jakoś radę.
- Nie zapomnę jak pomyliłeś słuchać z lekcją, albo wiatr z oknem. - zaczęłam się śmiać. - ,, Okno w górach? Że co?'' - śmiałam się jeszcze głośniej widząc jego minę. Razem z Patrycją często mu z lekka dokuczałyśmy. No może ja mniej niż Pati. Po prostu lubiłam się z nim drażnić, ale Patrycja robiła to, aby się wyżyć. Potrafili się na jednej przerwie pobić, powyzywać, wyśmiewać i docinać. Nigdy im się to nie znudziło, w przeciwieństwie do osób z otoczenia. Pamiętam, jak już często miałam  ich dość i starałam się odciągnąć jedno od drugiego. Zwykle to nie było łatwe, bo specjalnie wchodzili sobie w drogę.
- Co u Kowalskiej? - zapytał specjalnie zmieniając temat.
- Już nie Kowalskiej. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Wyszła za mąż? Żartujesz... Ktoś w ogóle ją chciał?!
- Jest mężatką od dwóch miesięcy, spodziewa się dziecka i chyba planują sobie z mężem kupić własny dom.
- To gdzie ona mieszka?
- No w domu, ale ze mną i innymi.
- Muszę ją zobaczyć, zawsze byłem ciekaw jak wygląda w ciąży. - zaśmiałam się.
- Tylko pamiętaj, że ona nie może się denerwować, oprócz tego w czasie ciąży jest bardziej drażliwa niż kiedykolwiek. - przyznałam zgodnie z prawdą. Lepiej z nią nie zadzierać w jej obecnym stanie, biedny Lou.
- A ty? Sama jesteś czy kogoś masz? - poruszył śmiesznie brwiami, a ja się zaśmiałam. W szkole zawsze wszystkie dziewczyny, oprócz Patrycji oczywiście, uważały go za słodziaka. Pewnie przez jego śliczne oczka i niski wzrost. Nie mogę uwierzyć, że przez tyle lat tak mało urósł. Teraz jest mniej więcej mojego wzrostu, w czym ja jestem niską osobą.
- Zainteresowany jesteś?
- Oczywiście, porwę cię i zabiorę do Polski, a potem zmuszę do ślubu.
- Tak serio to jestem zaręczona. Jestem jednak ciekawa, czy ty nasz drogi Wojtusiu masz już kobietę swojego życia?
- Nie. - zrobił smutną minę, na co zachichotałam.
- Patrycja się ucieszy.
- Pewnie tak, szczególnie, że ona ma męża. - przyznał.
- Gdzie podział się właściwie ten lekarz?
- Poszedł na papierosa.
- Lekarz, który pali? A co z ,,palenie zabija''?
- Też bym chciał wiedzieć. On pali jak smok.
- Dobrze, że jeszcze pulmologiem nie jest. - stwierdziłam. W tym momencie wszedł lekarz, a ja dziękowałam w duchu, że mówiliśmy po polsku.
- No to zaczynamy. - uśmiechnął się.
~*~
Okazało się, że rękę mam złamaną w dwóch miejscach i teraz przez parę tygodni muszę nosić gips. Teraz czekam na jakiś papier, nawet sama nie wiem na co. Siedzę razem z Wojtkiem w poczekalni i wspominam dawne czasy.
- Ania! - usłyszałam swoje imię i po chwili zobaczyłam, że do szpitala weszli Harry i Patrycja.
- Hej kochanie! - powiedziałam i pocałowałam Harrego w policzek.
 - O kurde, mały idiota! - zapiszczała Pati i mogę przysiąc, że lekko podskoczyła na znak radości. Wojtek w tym czasie strzelił niezłego facepalma. - Co ty tu robisz?
- Zaczyna się. - powiedziałam cicho. Pomyślałam, że lepiej będzie jak nie będę tego słuchać, więc razem z Harrym odeszliśmy kawałek od nich. Usiedliśmy na krzesłach i zaczęliśmy rozmawiać. Wytłumaczyłam mu co się stało i muszę przyznać, że był bardziej zdenerwowany niż myślałam. Co ja gadam on był wkurwiony. Nie wiem co bardziej go denerwowało, to że ten palant mnie pobił, czy to, że w ogóle przyszedł po tym, co stało się na imprezie. W końcu jakaś mało przyjemna pielęgniarka podeszłą i podała mi wszystkie potrzebne dokumenty, dzięki czemu mogliśmy pojechać do domu, w którym czekała mnie kolejna niespodzianka. 











***
Jest kolejny rozdział. Chciałabym powiedzieć, że powoli zbliżam się do końca opowiadania. Mam już pomysł jak je skończyć i jaka akcje zrobić przed. Myślę, że będzie jeszcze kilkanaście rozdziałów i koniec ;) Pozdrawiam wszystkich i proszę o komentowanie tak jak zawsze ;D 

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 36

Od imprezy minął tydzień. Ja wróciłam na wykłady i do pomocy w fundacji, dziewczyny do pracy, a chłopaki z One Direction do... bycia One Direction. Wiem, że to co robią jest pracą, ale moim zdaniem to dla nich raczej zabawa. Karolina po tym wszystkim nie odezwała się do nikogo z naszego domu. Cały czas jestem na nią strasznie zła. James też nie pojawia się na uczelni. To nawet lepiej. Jezu, jacy ludzie potrafią być dwulicowi. Taki James, wydawał się świetnym, mądrym chłopakiem z poczuciem humoru. Przecież ja z  nim umiałam przegadać całe wykłady, a teraz co? Okazał się dupkiem. Jednak co do Karoliny. Zachowała się okropnie, całowała Niall i podrywała Harrego, ale to moja siostra. Z każdym dniem, jestem bliższa tego, aby do niej zadzwonić i porozmawiać o tym wszystkim. Moje myślenie, przerwało mi pukanie do drzwi. siedziałam sama w pokoju z książką w ręku, jednak zamiast czytać rozmyślałam nad tym wszystkim. Powiedziałam ciche ,,proszę'' i po chwili zobaczyłam Zayna.
- Możemy porozmawiać? - zapytał. Kiwnęłam głową na zgodę i po chwili wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Usiadł na przeciwko mnie na łóżku. Jego oczy się szkliły, tak jakby zaraz miał płakać, ale byłam pewna, że tego nie zrobi. Był typem mężczyzny, który nie płacze.Przez chwilę w ciszy patrzyliśmy sobie w oczy. Czekałam, aż powie, co go do mnie sprowadza. On tak jakby się wahał i zastanawiał, co ma powiedzieć. W końcu jednak spojrzał w okno.
- Głupia pogoda, prawda?
- Przyszedłeś porozmawiać ze mną o pogodzie? - on jednak zaczął mówić dalej, tak jakby w ogóle mnie nie słyszał.
- Jest straszny mróz, wszystko skute lodem. Zupełnie... Zupełnie tak, jak się czuję. - spojrzał na mnie z bólem w oczach. Ja jednak milczałam, dając mu do zrozumienia, aby mówił dalej.  - Czuję się zimny, bez sumienia, głupi jak.. Jak... Jak but. Zrobiłem największą głupotę na świecie. Nigdy tego nie naprawię i nigdy nie będzie mi to wybaczone. Ania... Ja na weselu Patrycji i Lou... Nie wybaczę sobie tego, ale ja przespałem się z Karoliną. - powiedział i do jego oczu napłynęły łzy. Wypowiadał te wszystkie słowa z taką trudnością, jakby każde bolało go jak uderzenie w twarz. Siedziałam oszołomiona. Jego słowa w ogóle do mnie nie docierały. Moja siostra zrobiła coś takiego? Po chwili Malik kontynuował.- Ja nawet tego nie pamiętam. Upiłem się na tym weselu i urwał mi się film. Wiem, ze alkohol nie jest usprawiedliwieniem moich czynów, lecz nie chcę tracić Pauliny. Kocham ją i... Boje się. Boję się przyznać do tej pierdolonej pomyłki! Naprawdę ja kocham i nie wiem, czy przeżyję to, że ode mnie odejdzie. Chociaż wiem, że to już nieuniknione. Spierdoliłem co całej linii. Wiem o tym! Nie potrafię jednak pojąć, że moje szczęście, minęło w tak krótkim czasie.- Powiedział i schował twarz w dłoniach. nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Chciało mi się płakać tak samo, jak jemu. Nie dość, że skrzywdził siebie, ale również Paulinę. Usiadłam obok niego i mocno przytuliłam. Nie zamierzałam na niego krzyczeć, czy prawić mu kazań, bo sam żałował tego co zrobił. Utkwiłam wzrok w drzwiach i nagle coś do mnie dotarło. Są uchylone. Zostawiłam na chwilę Mulata i powoli do nich podeszłam, obawiając się najgorszego. Chwyciłam za klamkę i je szerzej otworzyłam. Moje oczy otworzyły się do granic możliwości. Przede mną stała oszołomiona Paulina.
- Chciałam ci tylko powiedzieć... Że Harry cię woła. - po jej bladym policzku dostrzegłam łzę. Dziewczyna spojrzała na mnie, a potem na Zayna, który nie wiem kiedy stanął przy mnie.
- Paulina ja...
- Nie przepraszaj. - powiedziała stanowczo. Po czym odwróciła się i zaczęła biec korytarzem. Zayn stał, nie wiedząc co zrobić.
- Biegnij za nią. Może da się jeszcze coś zrobić. - powiedziałam i po chwili już widziałam, jak Zayn zbiega po schodach.
~Trochę później~
Siedziałam sama w salonie z telefon w ręce i czekałam na resztę. To czekanie mnie wkurzało. Nic nie mogę zrobić. Paulina, gdy usłyszała słowa Zayna, wybiegła z domu i dotąd nie wróciła. Malik, Horan, Payne i Julia szukają ją po całym Londynie. Natomiast Lou, Patrycja i Harry są w szpitalu. Pati jest w ciąży i gdy powiedziałam jej co się stało, zaczął strasznie boleć ją brzuch. Więc Harry zawiózł ją i roztrzęsionego Louisa do pobliskiego szpitala. Wstałam z kanapy i poszłam do kuchni. Wzięłam mój ukochany żółty kubek i zrobiłam sobie herbaty. Wzięłam mały łyk gorącego napoju i poczułam przy tym miłe ciepło w środku. Odstawiłam kubek i cicho westchnęłam. Już nic nie będzie takie samo - pomyślałam. Usłyszałam ciche wibracje. Podeszłam do stołu, na którym leżał mój telefon i spojrzałam na ekran. Harry dzwonił, więc bez żadnych zastanowień, odebrałam.
- Co z Pati? - walnęłam prosto z mostu. Bałam się o moją przyjaciółkę i jej maleństwo.
- Też cię kocham słonko. - powiedział radosnym tonem.
- Rozumiem, że już z nią lepiej.
- Nie, nie jestem zmęczony, miło że pytasz. - zaśmiał się do słuchawki.
- Jejku Harry! Proszę cię, powiedz mi, co się dzieje, bo ja tu już czwartą melisse na uspokojenie piję, a i tak zaraz dostanę zawału serca! - krzyknęłam do słuchawki.
- Zawsze uważałem, że za bardzo wszystko przeżywasz.
- Niestety taka moja natura. - dodałam już poirytowana. Co on sobie wyobraża? Ja tu się boję, a on żartuje. - Dowiem się co tam się dzieje?
- Co się dzieje? Jakaś pielęgniarka przyczepiła się do Louisa i co chwile wysyła mi błagalne spojrzenia o pomoc, ale ja tam wolę się pośmiać. Do tego w ogóle nie mogę skupić myśli przez jakiegoś pacjenta z oddziału psychiatrycznego piętro niżej, bo cały czas krzyczy po hiszpańsku i za cholerę nic nie rozumiem..
- Harry! Jak mi zaraz nie powiesz co z Patrycją, to obiecuję ci, że śpisz u siebie. - wiedziałam, że to dobry szantaż. Przez mój ,,prezent urodzinowy'' dla Hazzy, dowiedziałam się, że mój ukochany to niewyżyty seksoholik. Nie mam pojęcia, jak on wytrzymał tyle czasu bez stosunku.
- Dobra, jak tak stawiasz sprawę.
- No to słucham?
- Z Patrycją wszystko w porządku. Zostawiają ją tylko na obserwację.
- A z dzieckiem? Nic mu się nie stało? - Harry zaczął się śmiać, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
- Dzieckiem? Chyba dziećmi. - chwilę zajęło, zanim te słowa do mnie trafiły.
- Będą bliźniaki?
- Żeby tylko.
- Trojaki?
- Nie spodziewałem się, że Louis ma taki talent do robienia dzieci.
- Czyli jeszcze więcej? To ile ich będzie?
- Czworo.
- O kur*a. - strzeliłam tak zwanego facepalm'a.
- Żartowałem, dwójka będzie. - zaśmiał się.
- Boże Styles, czy ty im zabrałeś jakieś proszki z tego szpitala, że ci tak odwala? - zapytałam.
- Nie, po prostu mam dobry humor. Niedługo wrócimy z Lou. Będę kończyć kochanie. Muszę ratować Tommo, ta dziewczyna nie jest specjalnie pierwszej urody, więc trochę mi już go żal.
- Uważaj, żeby Pati jej nie widziała.
- Patrycja się z tego śmiała. - teraz ja się zaśmiałam.
- No chyba, że tak. - nagle usłyszałam trzask drzwi. - Do zobaczenia. - nie czekając na jego  odpowiedź, wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Wyszłam z kuchni i skierowałam się do holu. Uśmiechnęłam się szeroko, bo zobaczyłam Paulinę.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy! - podbiegłam do niej i mocno przytuliłam, jakbym się upewniała, że jest prawdziwa i moja wyobraźnia znowu nie płata mi figla. Po chwili jednak usłyszałam coś, czego bałam się najbardziej.
- Wyjeżdżam.



***
Przepraszam, że tak późno, ale mam małe problemy z internetem ;p Pozdrawiam wszystkich serdecznie i proszę o komentarze :D

niedziela, 29 września 2013

Rozdział 35

W niedziele, wszyscy na kacu, wróciliśmy do Londynu. Z wesela pamiętam tylko niektóre elementy, na przykład taniec Harrego i Nialla na stole czy spalenie marynarki Liama. Paulina, bardzo mądra osoba, położyła ją na parapecie, gdzie stary małe świeczki zapachowe i niestety, marynarka ma teraz wypalone dziury. No, ale Liam się tym jakoś specjalnie nie przejął. Dzisiaj jest poniedziałek 1 lutego czyli urodziny Harrego. Mam pomysł i myślę, że mi się uda. Dzisiaj wszyscy siedzimy w domu i każdy, oprócz Harrego oczywiście, obiecał mi pomoc. Teraz niosę tacę z śniadanie dla mojego jubilata. Przygotowałam mu gofry z bitą śmietaną, bananami i polewą czekoladową. Do tego jeszcze sok pomarańczowy. Weszłam z tacą to pokoju i położyłam ją na stoliku, po czym stanęłam przy łóżku Harrego. Nachyliłam się nad nim i zaczęłam mu szeptać do ucha.
- Harry, kochanie. - Nic, zero reakcji. Spał jak zabity. Zaczęłam rysować palcem kółka na jego klatce piersiowej i nadal nic. Postanowiłam, zrobić coś, co na pewno na niego podziała. Nachyliłam się nad nim i zaczęłam go całować po szyi. Usłyszałam jak cicho mruknął swoim ciepłym, niskim i trochę zachrypniętym głosem. Po chwili poczułam jego ręce na moich biodrach i zanim się spostrzegłam, leżałam na uśmiechniętym Harrym.
- Jak będziesz mnie tak budzić codziennie to mogę wstawać i nad ranem. - uśmiechnął się.
- Cieszę się, ze ci się podobało, puścisz mnie teraz? - uśmiechnął się jeszcze bardziej.
- Nie. - przekręcił nas tak, że teraz ja byłam pod nim.
- Harry no! Zejdź ze mnie.
- Pocałuj mnie.
- Zejdź ze mnie. Dzisiaj są twoje urodziny i mam dla ciebie pierwszy prezent. - uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że to go przekona. Jednak on nie drgnął.
- Tak, mam dzisiaj urodziny, ale nie chcę prezentów. Chcę tylko, abyś mnie pocałowała.
- Nigdy chyba nie zrozumiem anglików. - przewróciłam oczami.
- A ja polaków. - Nie zastanawiając się długo,pocałowałam ukochanego. Kochałam i jego usta i jego samego. Był wspaniały, a myśl, że niedługo mamy wziąć ślub, cieszyła mnie jeszcze bardziej. Nagle przestał mnie całować i położył się obok. Wstałam i podeszłam do stołu. Wzięłam tace i położyłam mu na kolanach.
- Śniadanie do łóżka. - uśmiechnęłam się.
- Musisz naprawdę mnie kochać, bo wiem jak bardzo nie lubisz gotować. - uśmiechnął się.
- Jesteśmy razem tyle czasu, planujemy ślub i wspólne życie, a ty dopiero teraz uwierzyłeś, że cię kocham?
- Ja nie mogę w to uwierzyć cały czas. Nie mogę uwierzyć, że spotkało mnie takie szczęście, jakim jesteś ty. - uśmiechnęłam się szeroko.
- W filmie to widziałeś?
- Być może, ale nie psuj tej chwili, bo naprawdę tak uważam.
- Tak mi się wydawało, że już to gdzieś słyszałam, ale to piękne. Harry pamiętaj, że ja cię kocham i zawsze będę kochać, choćby nie wiem co się działo. - uśmiechnęłam się i zaczęłam iść w stronę drzwi.
- No, a gdzie ty idziesz? Nie posiedzisz tu ze mną?
- Idę pomóc dziewczynom. Właśnie! Paul kazał przekazać, że masz dzisiaj jechać do wytwórni, a potem masz jeszcze wywiad.
- Nie ma to jak urodziny. - powiedział przewracając oczami. Zaśmiałam się lekko i wyszłam. Zeszłam na dół i w kuchni spotkałam Paulinę i Patrycję.
- I jak? - zapytała Pati.
- Złapał haczyk? - zapytała Paulina.
- Dobudziłaś go w ogóle? - dopytywała dalej Patrycja.
- Wstał, je śniadanie, a potem jedzie do Paula. We wszystko uwierzył, wiec mamy czas. - uśmiechnęłam się. - Za ile przyjadą dziewczyny? - mówiąc dziewczyny, miałam na myśli Julie i Karolinę. Obiecały również pomóc przy niespodziance.
- Julia będzie za piętnaście minut, a Karola za godzinę. - odpowiedział mi Pati.
- No spoko. To zawołajcie chłopaków, dobrze? Obdzielimy się obowiązkami póki Harry jest zajęty. - dziewczyny pobiegły na górę, a ja zrobiłam sobie kakao. Wiedziałam, że chwila minie zanim wszyscy przyjdą. Postawiłam kubek z napojem na stole gdy weszli do kuchni.
- No szefowo, słuchamy cię. - uśmiechnął się Niall.
- Szefowo?
- Urodziny twojego faceta, więc ty rządzisz.
- No dobra, niech ci będzie. Tylko, żeby później nie było, że się rządzę.
- Co mamy zrobić? - zapytał Louis.
- A co robicie? - nagle w kuchni, pojawił się Harry z tacą w ręce. Podszedł do zlewu i odłożył naczynia. - No dowiem się wreszcie? - spojrzałam po innych, błagalnym wzrokiem. No niestety, nie byłam najlepszą aktorką.
- Dziewczyny mają do nas jakąś sprawę. - odezwał się Liam. Spiorunowałam go wzrokiem. Harry spojrzał na mnie pytająco, a ja czułam, że robię się czerwona.
- Chciałam, żeby chłopaki... posprzątali w domu. - wypaliłam pierwsze co wymyśliłam. Harry zaśmiał się pod nosem i zaczął iść w stronę drzwi. Wiedziałam, że mi nie uwierzył, ale nie chciał ciągnąć tego tematu, za co mu bardzo dziękowałam.
- Dobra, ja jadę. - powiedział i wyszedł. Nagle chłopaki zaczęli się śmiać.
- Serio, Ania? My mamy sprzątać? - zaśmiał się Zayn.
- Chcesz, żeby znowu okna nie było w salonie? - zapytał Liam.
- Jak to znowu? - zapytała Paulina.
- Nie, nic. - powiedzieli wszyscy, a ja zaczęłam się śmiać. Dziewczyny popatrzyły na mnie pytająco, a ja dałam im tylko znać, że to nic takiego.
- Dobra, chłopaki. Któryś musi jechać i go pilnować. Tylko najlepiej tak, aby nie zobaczył. - powiedziała, próbując opanować śmiech.
- Ja mogę. - uśmiechnął się Lou.
- Czyli Louis będzie szpiegiem, Niall, jak przyjdzie Julia to pojedziecie po tort i dekorację, dobrze?
- Dobrze. - opowiedział blondyn.
- Liam, zajmiesz się gośćmi? - zapytałam, ale po jego minie, byłam pewna, że się zgodzi.
- Jasne.
- No, a ja co mam zrobić? - zapytał Zayn.
- Ty, jeśli możesz to... - nie dokończyłam, bo usłyszałam trzask drzwi. Czyżby Harry wrócił, tak szybko? Nie, nie teraz! Wszystko zepsuje!
- Harry? - krzyknął Louis. Nie było odpowiedzi, słyszeliśmy tylko kroki. Nagle w kuchni pojawiła się dość niska blondynka, z szerokim, śnieżnobiałym uśmiechem.
- Nie, ja. - odpowiedziała Karolina.
- Ale nas wystraszyłaś. - zaśmiała się Patrycja. Karolina też się zaśmiała, ale w jednym momencie spoważniała. Dokładnie w momencie, gdy spojrzała na Zayna. Patrzyła na niego bez wyrazu, a on na nią z pogardą i obrzydzeniem. Coś tu nie gra.
- To co mam zrobić? - zapytał Zayn odwracając wzrok od mojej siostry.
- Pojedziesz po jedzenie, dobrze? - nawet mi nie odpowiedział, a wstał i obrzucając Karolinę surowym spojrzeniem, wyszedł. Nie chciałam drążyć, tego tematu, więc wzięliśmy się za przygotowania. Parę godzin później, mieliśmy już jedzenie, dekoracje, zaproszonych gości i prawie gotowy dom. Robiliśmy tylko ostatnie poprawki. Nagle zadzwonił mi telefon.
- Tak Louis? - odezwałam się do słuchawki.
- Harry wraca do domu.
- No dobra, a gdzie jest? - zapytałam biorąc do ust butelkę z wodą mineralną, z kredensu.
- Właśnie wjeżdża przez bramę. - gdy to usłyszałam, wszystko wyplułam na wierch.
- Jeśli żartujesz, to cię uduszę. - powiedziałam surowo.
- No, akurat tym razem, mówię serio. - pobiegłam szybko do pomieszczenia, gdzie znajdowali się wszyscy, czyli do piwnicy, w której miała się odbyć impreza.
- Dobra, dzięki. - rozłączyłam się. - Cicho wszyscy! Harry wrócił do domu! - krzyknęłam jak najgłośniej potrafiłam.
- Już? - zdziwił się Liam.
- No właśnie, też się zdziwiłam. Paulina, chodź ze mną na górę, nie chcę być z nim sama. - nie czekając na odpowiedź przyjaciółki, pociągnęłam ją za rękę i wróciłyśmy na górę. Weszłyśmy do kuchni i zobaczyłyśmy, ze Harry stoi przy lodówce.
- No hej kochanie i jak było? - podeszłam i pocałowałam go w policzek.
- Normalnie, a ty co robiłaś?
- Trochę się uczyłam a potem z Pauliną siedziałam. Nudno trochę było bez ciebie. - udałam skwaszoną minę i muszę przyznać, ze wyszła mi nawet nieźle.
- Ale wróciłem, to co robimy? - poruszył śmiesznie brwiami, na co się zaśmiałam.
- Zanim coś razem porobimy, to mogę mieć do ciebie prośbę? - zrobiłam chyba najsłodsze oczna jakie potrafiłam, na co mój ukochany się zaśmiał.
- Słucham cię uważnie.
- Pojedzie do sklepu i kupisz kilka rzeczy?
- Jasne, co mam kupić? - chciałam wymyślić coś sensownego, aby uwierzył. Pomyślałam, że może wyślę go po składniki do ciastek, pod pretekstem, że chcę coś upiec z Pauliną. To był nawet dobry pomysł. Gdy chciałam jednak coś powiedzieć przerwała mi Paulina.
- Jedziesz do sklepu? To kup świe....
- Świerkową herbatę! - nie dałam jej dokończyć słowa. Faktycznie nie mieliśmy jeszcze świeczek, bo Niall i Julia o nich zapomnieli, ale to był by szczyt chamstwa, żebym kazała Harremu kupić sobie świeczki na swoją imprezę niespodziankę.
- Jest taka herbata? - zdziwił się.
- Oczywiście, że jest! - powiedziałam. Sama nie wiem czy coś takiego istnieje. W sumie to lepiej, bo będzie dłużej szukał. Wymieniłam mu jeszcze rzeczy, które ma kupić. Gdy skończyłam, poszedł na górę po portfel.
- Paulina! Serio? Świeczki?
- No przepraszam, nie pomyślałam.
- Jeszcze raz coś palniesz i normalnie zakleję ci usta taśmą klejącą. - pogroziłam jej palcem, na co się zaśmiała.
- No dobra, dobra. Pójdę do spiżarki i sprawdzę, czy mamy wszystko. Będę cicho jak myszka. - jak powiedziała tak zrobiła. Po chwili na dół zszedł też Harry.
- No to ja jadę. - pocałował mnie w policzek i skierował się do drzwi. - Przyjadę jak najszybciej.
- Uważaj na drodze. - uśmiechnęłam się.
- Ania! - usłyszałam głos Pauliny. O nie, - pomyślałam. - Ten tort...
- Harry kup jeszcze taśmę klejącą. - powiedziałam specjalnie głośniej, aby usłyszała również moja kochana przyjaciółka. Loczek przytaknął i z wielkim uśmiechem na twarzy wyszedł z domu.
~Trochę później~
- NIESPODZIANKA!- krzyknęliśmy wszyscy, gdy odsłoniłam Harremu oczy. Wszyscy zaczęli mu śpiewać, włącznie ze mną. On tylko stał i się uśmiechał. Podeszłam do niego od tyłu i szepnęłam do ucha.
- Wiedziałeś, prawda?
- Nie, skąd!
- Nie jestem dobrą aktorką. - w tym momencie odwrócił się do mnie.
- Jest świetnie. - pocałował mnie w czoło i poszedł w tłum. Wszyscy wręczali mu prezenty i składali życzenia. Wypiliśmy po kieliszku za zdrowie Loczka i właściwie to był jedyny alkohol, jaki dzisiaj wypiłam. Impreza się rozkręciła. Prawie każdy był pijany. Chłopaki wywijali na parkiecie. Tylko Zayn siedział przy barze i pił drinki. Ja siedziałam na jednej z kanap, szukając wzrokiem Harrego, lecz nigdzie go nie było. Coś mi nie pasowało. Nagle ktoś zasłonił oczy i zaczął całować po karku. Uśmiechnęłam się szeroko, bo muszę przyznać, że było to bardzo przyjemne.
- Harry, gdzie byłeś? - odwróciłam się do chłopaka, ale nie był to Harry. Moje oczy otworzyły się maksymalnie. - James? Co ty tu robisz?
- Nic nie mów. Przyszedłem do ciebie. - zaczął głaskać mój policzek. Szybko zrzuciłam jego rękę.
- Wyjdź stąd. - syknęłam.
- Z przyjemnością, ale tylko z tobą. - uśmiechnął się łobuzerko.
- Nigdzie nie idę.
- Kto powiedział, że będziesz musiała iść? - zanim zrozumiałam o co mu chodzi, złapał mnie w talii i przerzucił przez ramię, po czym zaczął iść w stronę wyjścia. Zaczęłam bić go w plecy i krzyczeć, ale zagłuszyła mnie muzyka. Wtedy zobaczyłam, że przechodzimy obok baru. To moja szansa.
- Zayn! Zayn, błagam! - zaczęłam się drzeć. W końcu Mulat odwrócił głowę i mnie zobaczył. Szybko podbiegł do James i szturchnął go za ramię.
- Zostaw ją! - krzyknął.
- Bo co?! Ona jest moja! - teraz zobaczyłam, że pobiega do nas również Liam. Gdzie jest Harry? - myślałam.
- Puść ją! - krzyknął Liam.
- Zmuś mnie. - odpowiedział. Miałam już tego dość. Denerwował mnie fakt, że on mnie w ogóle dotyka, a jeszcze bardziej to, ze nie ma tu Harrego.
- Kur*a, puszczaj! - krzyknęłam i uderzyłam do kolanem w ramię najmocniej jak potrafiłam. Po chwili leżałam już na podłodze. Szybko wstałam. Wyprostowałam się i spojrzałam na Jamesa. Trzymał się za obolałe ramię. Nagle nie wiem czemu, zamachnęłam się i z całej siły, uderzyłam go pięścią w twarz. Teraz zamiast za ramię, trzymał się za policzek. Kucnęłam przed nim i patrząc mu w oczy, powiedziałam.
- Wypier*alaj stąd. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.Zmierzył mnie chłodnym wzrokiem, po czym się wyprostował. Zrobiłam to samo. Nagle chłopak spoliczkował mnie tak mocno, że aż odleciałam w bok i upadłam.
- Ty suko, nie wiesz co tracisz! - krzyknął. Chłopaki rzucili się na niego i zaczęli wyprowadzać z domu. Oczy mi się zaszkliły. Spojrzałam jeszcze na chłopaków i dostrzegłam jego. Harry zaczął okładać go pięściami i kopniakami.
- Skurwysynu zaje*any! - krzyczał i jeszcze mocniej uderzał. Wstałam cała obolała i podeszłam do nich. James był już cały we krwi. Chwyciłam Harrego za ramię i próbowałam odciągnąć, ale on wpadł tak jakby w trans. Nie mogłam go odciągnąć.
- Harry! Przestań, wystarczy! - nie reagował. - Harry koniec! - krzyknęłam. W końcu przestał i podszedł do mnie. Przytulił mnie mocno.
- Przepraszam. - wyszeptał. Spojrzałam na jego dłonie. Były całe w krwi i brudziły moje ubranie.
- Idź umyj ręce. - wyrwałam się z jego objęć i zaczęłam iść w kierunku schodów.
- Gdzie idziesz? - zapytał.
- Do pokoju.
~15 minut później~
Leżałam przebrana na moim łóżku. Odczuwałam gniew i żal. Przecież ten dupek mógł mnie nawet zgwałcić. gdyby nie chłopcy, pewnie leżałabym już w jakiś krzakach. Gdzie był Harry? Wiem, że na imprezie było bardzo dużo ludzi, ale mógł wykazać, chociaż trochę zainteresowania swoją narzeczoną i mnie poszukać. Nagle do pokoju wszedł Harry. Równie wściekły, trzasną drzwiami na cały dom.
- Co on tu robił?! - krzyknął.
- Nie wiem. - starałam się mówić spokojnie, chociaż w środku krzyczałam i wyklinałam wszystko dookoła jak najęta.
- Ku*wa! - krzyknął i walną ręką w ścianę. Oparł o nia głowę i zaczął głęboko oddychać. Próbował się uspokoić.- Ania jeśli ja o czymś nie wiem, to.. - zaczął spokojniej.
- Harry to chyba ja o czymś nie wiem! Przez całą imprezę nigdzie cię nie było. - krzyknęłam.
- To była moja impreza, mogłem łazić, gdzie chciałem. - powiedział, bez żadnych emocji. Jednak jego słowa strasznie mnie zraniły.
- Świetnie. To jest mój pokój, więc chcę być sama. Idź na tą swoja imprezę i łaź sobie z kim tam chcesz. - odwróciłam się do niego plecami i podeszłam do okna.
- Nie o to mi chodziło.
- Tak to zrozumiałam!
- Bo ty wszystko, zawsze źle rozumiesz!
- Aha, czyli teraz jestem głupia! - podszedł do mnie i odwrócił tak, że patrzyłam mu prosto w oczy.
- Jesteś najmądrzejszą dziewczyną jaką znam. - powiedział.
- Harry, nie chcę się więcej kłócić. - powiedziałam i oparłam czoło o brodę. - Ale jestem tak zdenerwowana, że lepiej, jak wyjdziesz.
- Dobrze, wyjdę. - pocałował mnie lekko w czoło. Puścił moje ramiona i zaczął odchodzić. Zatrzymał się przed drzwiami i chwycił klamkę, ale nie wyszedł.
- Chcesz wiedzieć, co robiłem, przez cała imprezę? - zapytał odwracając się. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Odganiałem od siebie twoją napaloną siostrzyczkę. - powiedział, po czym wyszedł. Stałam jak osłupiała. Nie mogłam uwierzyć, w słowa Harrego. Karolina chciał zabrać mi chłopaka? Nie, to nie możliwe. Ale przecież, Harry by mnie nie okłamał. Szybko wybiegłam z pokoju i pobiegłam do piwnicy. Zaczęłam przepychać się przez ludzi, szukając Harrego. Jednak w jednym z katów, widziałam coś innego. Karolina rzuciła się z pocałunkami na pijanego i zdezorientowanego Nialla. Podeszłam szybko do nich.
- Karolina! - dziewczyna zostawiła blondyna i spojrzała na mnie przestraszona.
- Ania, to nie tak jak myślisz.
- Nie tak jak myślę? W co ty grasz, co? - Karolina zaczęła płakać, jednak wcale nie robiło mi się jej szkoda.
- Ania...
- Wyjdź.
- Ale..
- Wyjdź! - krzyknęłam i dziewczyna odeszła. Spojrzałam na Nialla, który już siedział rozłożony na kanapie i spał. Nic nie będzie pamiętał - pomyślałam. Zaczęłam się jeszcze rozglądać, za loczkiem, ale nigdzie go nie było. Wróciłam na pierwsze piętro i zapukałam do jego pokoju. Gdy usłyszałam ciche ,,proszę'', weszłam. Harry stał oparty o parapet. Ja bez żadnego namysłu, zamknęłam drzwi i podbiegłam do loczka. Wplotłam ręce w jego loki i zaczęłam całować jego usta. Po chwili poczułam ręce Harrego na mojej talii.
- Przepraszam. - powiedziałam na chwilę przerywając pocałunki.
- Już dobrze. - chłopak położył mnie na łóżku. Całowaliśmy się jakbyśmy nie widzieli się przez parę lat. Po chwili zdjęłam Harremu koszulkę, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Chcę to zrobić, dzisiaj w twoje dwudzieste urodziny. - uśmiechnęłam się.
~*~
Leżeliśmy po wszystkim wtuleni w siebie. Zrobiłam to z mężczyzną, którego kocham. Byłam szczęśliwa.
- Ania?
- Tak.
- Chciałabyś coś teraz zmienić w swoim życiu?
- W tym momencie? Nie. - uśmiechnęłam się.
- To dobrze.
- Boisz się zmian?- zapytałam.
 - Tylko jednej.
- Jakiej?
- Boję się zostać  bez ciebie.
- Nigdzie się nie wybieram.
- Jesteś dla mnie najważniejsza i nie wiem czy przeżyłbym, gdybyś odeszła.
- Nigdzie nie odejdę. - pocałowałam go w usta i znowu wtuliłam się w jego nagi tors. Zanim się spostrzegłam, zasnęłam.













***
Jest kolejny rozdział, który powstawał bardzo dłuuuugo ;p Jak widzicie jest tam scena +18, którą postanowiłam nie opisywać, ponieważ napiszę jeszcze jakieś głupoty. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i PROSZĘ O KOMENTARZE!