piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 40

~Ania~
Jest początek lipca a do mojego ślubu z Lokers'em został tydzień. Wszyscy biegamy i załatwiamy ostatnie przygotowania. Kupiłam piękną suknię ślubną, z której jestem bardzo zadowolona. Zawsze ją sobie tak wyobrażałam, gdy jako mała dziewczynka bawiłam się w pannę młodą na podwórku. Siedzę teraz w swoim pokoju, który ostatnio jest pokojem moim oraz Harrego i próbuję napisać jakąś ładną przysięgę małżeńską. Mieliśmy ją sami napisać, aby słowa płynęły prosto z serca. Oczywiście tradycyjne ,,Ja Anna biorę ciebie Harry za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...'' też będzie. Miałam jak na razie tylko kilka zdań i moim zdaniem są do kitu. No cóż, polonistka nigdy ze mnie nie była. W pewnym momencie do pokoju wszedł Harry.
- Co robisz? - zapytał.
- Piszę przysięgę. - uśmiechnęłam się. Harry podszedł do mojej i ostatnio też jego garderoby, znikając gdzieś w pomieszczeniu.
- Ja swoją napisałem wczoraj. - krzyknął zza ściany.
- Ale ty piszesz piosenki i łatwiej ci dobrać słowa. - stwierdziłam.
- To nic trudnego skarbie. - po chwili wyszedł z garderoby ciągnąć za sobą czarną walizkę i stawiając ją pod drzwiami pokoju.
- Gdzie ty jedziesz? - zapytałam. Harry znowu wrócił to pokoiku z ubraniami i wyciągnął także fioletową walizkę, która należała do mnie. - No to się poprawię, gdzie my jedziemy?
- Zobaczysz, chodź na dół, bo wszyscy czekają. - zaczął ciągnąć za sobą obie walizki. Wstałam i poszłam za nim.
- Jak to wszyscy? - w mojej głowie pojawiało się jedno pytanie za drugim. Co tu się w ogóle dzieje? Za tydzień ślub a jemu się wycieczek zachciało?
- No wszyscy jedziemy. - powiedział spokojnie. Dalej szłam w ciszy zastanawiając się nad jego słowami. Zeszliśmy do salonu i sobaczyłam tam stos walizek i toreb. Obok tego ,,wzgórza'' stała Perrie w ładnych krótkich szortach, koszulce na ramiączkach i okularach przeciwsłonecznych.
- Mogę wiedzieć gdzie my jedziemy? - spojrzałam na Loczka a potem na Perrie.
- Nie powiedziałeś jej? - zapytała.
- Niespodzianka. - uśmiechnął się tajemniczo. Wolałam nie zadawać pytań, bo znałam Harrego na tyle, że mogłam przewidzieć przebieg wydarzeń. Pytałabym się co jest celem naszej wycieczki, on nie udzieliłby mi odpowiedzi, mnie by to mocno zdenerwowało i skończyło by się wielką kłótnią przed samym ślubem. Nie, dziękuję za taki obrót sprawy, wolę pożyć kilka godzin w niepewności niż lat bez Stylesa. Gdy wszyscy zgromadzili się w salonie, chłopaki zaczęli pakować bagaże do samochodów. Jednym autem jechałam ja z Harrym, Louis z Patrycją i Liam a drugim Niall z Julią oraz Zayn z Perrie. Ponieważ moja orientacja w terenie była kiepska to wiedziałam tylko, że wyjechaliśmy z Londynu Bóg wie gdzie. Tak mnie to wszystko znudziło, że sama nie wiem kiedy zasnęłam.
- Budzimy się księżniczko! - obudziłam się przez krzyki mojego ukochanego Liama. Nie Harrego tylko Liama. Harry z pewnością wysłał go wiedząc, że budzenie mnie jest wielce niebezpieczne. Nie raz się o tym przekonał dostając poduszką lub nawet butem.
- Już, już. - przetarłam oczy i wyszłam z samochodu. Rozejrzałam się dookoła i szczęka mi opadła. Tu było pięknie. Wielkie jezioro z kajakami przycumowanymi do małego pomostu. Naokoło rozciągały się lasy co nadawało temu miejscu urok i wrażenie spokoju. Słychać było śpiew ptaków, co sprawiało, że powoli zakochiwałam się w tym miejscu. Nad tym magicznym jeziorkiem stał mały (według mnie to sporawy, ale w porównaniu z willą One Direction to był niewielki) domek. Nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za rękę i po chwili byłam już w objęciach Harrego.
- Cześć piękna. - uśmiechnął się.
- Widzieliśmy się już dzisiaj głupku. Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że jedziemy nad jezioro! Na pewno nie spakowałeś wszystkiego co trzeba! - mówiłam z pretensjami, co go trochę rozbawiło.
- Patrycja pomagała mi cię spakować.
- Ona jest w ciąży! Tym bardziej czegoś zapomnieliście. Jak nie będę miała jakiejś ważnej rzeczy, to wracasz się do Londynu. - zagroziłam.
- Jezu, raz na jakiś czas staram się być romantyczny. Zabrałem cię na wycieczkę niespodziankę, a ty masz pretensje.
- Chodzi mi o to, że mogłeś powiedzieć co planujesz.
- Wtedy nie byłoby niespodzianki. - uśmiechnął się szeroko. No myślałam, że mnie szlag trafi. Jak on się może ze mnie śmiać?!
- Harry, no!
- Ania, no! - przedrzeźniał się ze mną. Zachowywaliśmy się jak dogryzające sobie rodzeństwo, już widzę jak będziemy wyglądać za kilka lat jako małżeństwo. Zmroziłam go wzrokiem.
- Masz dar wkurwiania innych. - powiedziałam brzydko, ale on mi nerwy szarpał. Gdybym kłóciła się z kimś obcym to reagowałabym spokojniej, w końcu jestem psychologiem, ale to Harry. Mój Harry, którego nie potrafię zrozumieć. Był dla mnie tajemnicą, chociaż znałam go na wylot. Cały czas coś w nim odkrywałam, teraz na przykład udowodnił mi, że jest mega wkurzający. Ja nie wiem jak ta Gemma z nim wytrzymywała.
- Daj spokój, bo się zarumienię. - przewróciłam oczami na jego słowa. Dopiero teraz zauważyłam, że on nadal mnie obejmuje.
- Dobra Styles puść mnie, bo mi całkiem humor zepsujesz. - Położyłam ręce na jego klatce piersiowej i go lekko odepchnęłam. Chłopak  popuścił uścisk. Obeszłam go i na chwile się zatrzymałam. Odwróciłam się nie myśląc długo, podbiegłam do Harrego i zdjęłam mu bandanę, którą miał na głowie, po czym śmiejąc się zaczęłam uciekać. Szybko zobaczyłam, że chłopak już za mną biegnie. Biegłam brzegiem jeziora najszybciej jak potrafiłam. Nagle poczułam dotyk na plecach, ale chłopak mnie nie zatrzymał tylko wziął na ręce. Zaczęłam się śmiać z resztą Harry również.
- No i co cwaniaro? - zapytał.
- Nie wiem, o co ci chodzi. - droczyłam się z nim.
- Boże, kobieto. Gdybym ja cię tak nie kochał...
- Kochasz mnie i pozostańmy przy tej wersji. - nagle w oczach Harrego zobaczyłam błysk. Nie wiem, co to znaczyło, ale miałam złe przeczucia.
- A ty mnie kochasz? - zapytała z dziwnie chytrym uśmieszkiem. Moje złe przeczucia momentalnie przerodziły się w lekki strach.
- Nie. - znowu się z nim droczyłam.
- O ty! Pożałujesz. - zanim zdążyłam coś powiedzieć, Harry mnie puścił i znalazłam się w lodowatej wodzie. Szybko wypłynęłam na powierzchnię i spojrzałam na Stylesa.
- Pierdolnęło cię coś?! - krzyknęłam wycierając nadmiar wody z twarzy.
- Uważaj! - nie zdążyłam zareagować a fala wody mnie zakryła. Ponownie wypłynęłam i zobaczyłam, że Loczek jest obok mnie.
- Kurwa, za kogo ja wychodzę. - mówiłam cicho do siebie. Mój przyszły mąż-głupek chyba to usłyszał, bo zaraz zostałam ochlapana wodą.
- Będziesz miała świetnego męża, który będzie równie wspaniałym ojcem twoich dzieci.
- Jasne, a ja jestem księdzem. - również go ochlapałam.
- Jaka ty miła jesteś. - powiedział ironicznie.
- Zawsze taka byłam kochanie. - uśmiechnęłam się i teraz już naprawdę zaczęłam go chlapać. Chłopak mi oddawać. Bawiliśmy się jak jacyś wariaci.
- Ej! My też chcemy się kąpać! - usłyszałam krzyk Horana. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam, że Niall, Louis, Zayn i Liam również wskakują do wody, robiąc przy tym duży plusk.
- Ja pierdziele! Wychodzę stąd. - stwierdziłam, kiedy cała piątka przyłączył się do Harrego tworząc siły zbrojne. Szybko wybiegłam z wody, zostawiając tam tą piątkę wariatów. Byłam zła, chociaż nie wiem dlaczego. Czułam ból. bardzo mocny ból głowy. Nigdy takiego nie miałam. To doprowadzało mnie do szału. Zaczęłam iść w stronę domku i zobaczyłam, że drzwi są już otwarte. Szybko weszłam do środka. Od razu spotkały mnie spojrzenia i śmiechy dziewczyn.
- No, no, no! - zaśmiała się Perrie.
- Chłopcy się wrzucili? - zapytała Patrycja.
- Nie! Święty Mikołaj! - krzyknęłam zirytowana. Dziewczyny spojrzały na mnie z szeroko otworzonymi oczami. Zrozumiały, że coś jest nie tak, tylko nie wiedzą co, tak samo jak ja. Wiem jedynie, że strasznie boli.
- Patrycja tylko zadała ci pytanie, nie krzycz na nią, bo nie ma za co. - powiedziała cicho Julia. Spuściłam z nich wzrok.
- Przepraszam. - powiedziałam cicho w pobiegłam na górę. Szukałam pokoju, w którym stała fioletowa walizka i w końcu trafiłam. Od razu rzuciłam się na łóżko. podciągnęłam kolana niemalże pod brodę i próbowałam zasnąć. Nie wiem, ile tak leżałam, ale wydawało mi się, że całą wieczność.
~Harry~~Parę godzin później~
Rozstawiliśmy z chłopakami namioty po drugiej stronie jeziora na przeciwko dziewcząt. Plan był taki, że my tutaj mamy wieczór kawalerski, a dziewczyny w domku panieński. Gdyby Patrycji zachciało się rodzić, to mogliby szybko przetransportować ją do szpitala. Teraz idę do domu dziewczyn, zabrać moją ukochaną na spacer. Chciałem z nią poważnie porozmawiać o naszym związku. Wszedłem do salonu gdzie zastałem jedynie śpiących Patrycję i Louisa. To już wiem, dlaczego nie widziałem go od kąt wyszliśmy z jeziora. Schował się przed rozstawianiem namiotów. Głupek. Przekierowałem się do kuchni. Siedziała tam Julia, czytając jakąś plotkarską gazetę.
- No hej, gdzie Ania? - blondynka spojrzała na mnie z taką jakby... troską? Trochę się zaniepokoiłem.
- Dobrze, że przyszedłeś. Ona jest w swoim pokoju. Idź do niej, bo źle się czuje, a nie chce nikogo do siebie wpuszczać. - zmarszczyłem brwi.
- Jeszcze nie dawno czuła się dobrze. - przez chwilę staliśmy w ciszy i patrzyliśmy na siebie.
 - Idź. - powiedziała cicho. Kiwnąłem głową i wyszedłem. Szybkim tempem pobiegłem na górę. Zapukałem do jej pokoju. Cisza. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Dziewczyna leżała skulona. Podchodząc bliżej, mogłem dostrzec na jej policzku łzy. Zasnęła płacząc. Przykucnąłem przy łóżku i delikatnie odgarnąłem jej z twarzy kosmyk włosów. Poruszyła się i po chwile patrzyła już na mnie swoimi niebieskimi oczami.
- Jesteś.- powiedziała cicho, zachrypniętym głosem.
- I zawsze będę. - uśmiechnąłem się, co odwzajemniła.
- Połóż się ze mną. - po prosiła, a ja nie mogłem jej domówić. Położyłem się obok niej i po chwili dziewczyna już się we mnie wtuliła. Objąłem ręką jej lekko mokre od potu ciało.
- Dlaczego płakałaś? - zapytałem.
- Głowa mnie bolała, bardzo bolała. - powiedziała cicho.
- Już nie boli, prawda?
- Trochę, ale to nic.
- Kocham cię. - wyznałem całując jej czoło.
- A ja ciebie.














***
Przepraszam, że tek późno dodaje rozdział! To wszystko przez mój brak chęci do pisania, bardzo przepraszam. Chociaż w pewnym sensie, był to również taki mały eksperyment. Właściwie to widziałam to już dużo, dużo wcześniej, ale muszę się jakoś tłumaczyć xD Chodzi o to, że gdy nie wiecie, kiedy będzie kolejny rozdział to wyświetleń codziennie jest po 20 - 30. Natomiast, gdy mówię kiedy dodam to w tygodniu jest 5 maksimum 10. Ja nie zamierzam się tak bawić ;p Trochę późno to wprowadzam, bo za parę rozdziałów koniec, ale od dziś nie będę mówić, kiedy dodam następną część. Może jutro, a może za kilka tygodni. NIE WIEM! Mimo wszystko postaram się dodawać często. Zachęcam do komentowania!

Pozdrawiam,
Rouse Błaszczykowska xoxo

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 39

~Louis~
Czekam na korytarzu szpitala już parę godzin. Patrycje przyjęto i teraz odbywają się różne badania. Jeśli przeze mnie coś stanie się z nią lub dziećmi, nie wybaczę sobie tego. To okropne na samą myśl, a co dopiero  gdybym naprawdę za parę godzin dowiedział się, że... Wolę nie kończyć. Przecież to niemożliwe. Ona przeżyje. Na pewno. W końcu zobaczyłem, że z sali wyszedł lekarz. Szybko do niego podbiegłem.
- Co z nią?
- Nie mam dobrych wieści. - po minie, wiedziałem co się stało. Ale... Przecież nie można umrzeć od jednej kłótni. nawet nie wiem kiedy na moich policzkach pojawiły się łzy. U człowieka, który nigdy nie płacze. Odwróciłem się i z całej siły kopnąłem w ścianę.
- Kurwa! - krzyknąłem. Przepełniał mnie smutek i gniew. Mojej Patrycji już nie ma. - Kurwa, kurwa, kurwa! - krzyczałem i tym razem waliłem pięściami. Świat mi się walił.
- Louis? - usłyszałem ten piękny melodyjny głos. Odwróciłem się i na wózku inwalidzkim, który prowadziła jakaś pielęgniarka, zobaczyłem moją ukochaną. - Dobrze się czujesz?
- Jezu ty żyjesz! - podbiegłem do niej i kucnąłem przy nogach. Chwyciłem jej dłoń i zacząłem całować.
- Nie Jezu tylko Patrycja. - uśmiechnęła się.- Mogę wiedzieć co ci znowu odwaliło? Za dużo kawy? - mówiła zupełnie tak, jakby zapomniała o naszej kłótni, o tym co jej powiedziałem.
- Jakiś lekarz powiedział mi, że... umarłaś.
- Co? - spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Jak widzisz żyję, oddycham i mówię.
- Co z dziećmi?
- Z dziećmi też jest dobrze.
- Na szczęście.
- Przepraszam pana, ale musimy już jechać. Pana żona musi odpocząć. - uśmiechnęłam się pielęgniarka.
Odsunąłem się i zobaczyłem jak wjeżdżają do jednych z wielu sal.
~Paulina~
Chwyciłam torbę i wyszłam z domu. Zamknęłam jeszcze tylko drzwi na klucz, po czym zaczęłam iść ulicami miasteczka. Dobrze znowu być w Polsce. Poczuć ten klimat i atmosferę. W każdym miejscu jest inaczej. Inaczej się czuje. Według mnie jest różnica między wielkim, przeludnionym Londynem, a tym małym, przytulnym miasteczkiem. Ciesze się właściwie, że tu przyjechałam. Boli mnie jedynie to, ze nie ma ze mną dziewczyn. Za nimi tęsknię najbardziej, szczególnie, że Patrycja jest w ciąży, a Ania niedługo wychodzi za maż. Jeju kiedy to zleciało? Jeszcze niedawno byłyśmy małymi gówniarami, które marzyły o wielkich rzeczach i przysięgały, że znajdą swoich książąt z bajki. Może im się udało, ale mi najwidoczniej nie. Zayn to była pomyłka. Pomyłka, którą chcę wymazać ze swojego życia. Chociaż nadal go kocham i nie potrafię za cholerę zapomnieć. Staram się, ale nie mogę. Skręciłam teraz do małego parku, aby skrócić sobie drogę. Idę do pracy. Pracuję jako opiekunka, u pewnego bardzo miłego małżeństwa. Gdy wyprowadziłam się od One Direction automatycznie musiałam liczyć się z znalezieniem pracy. W domu, było nas na tyle dużo, że nie musiałam właściwie nawet kupować jedzenia, bo zwykle zajmowała się tym Ania. Ja odpowiadałam za ogród i mniej więcej za porządek. Chociaż z tym bym tak nie szalała. W każdym razie, to co było już się skończyło i nie wróci. Trudno.
- Uwaga! Nie umiem się zatrzymać! - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam jakiegoś całkiem przystojnego chłopaka na rolkach, który jechał prosto na mnie. Zanim zdążyłam zareagować, nieznajomy wpadł na mnie i po chwili oboje leżeliśmy na trawie obok chodnika.
- Kretyn!- krzyknęłam. - Mogłeś mnie zabić!
- Ładne masz oczy. - uśmiechnął się, a mi zabrakło powietrza. On nie był przystojny, on był bardzo przystojny!
- Zwykle się mówi przepraszam, a nie wali komplementy. - powiedziałam i wstałam.
- Ja raczej nie używam takich słów jak proszę, przepraszam, dziękuję. - również wstał.
- Niegrzeczny chłopiec. Sorry śpieszę się.
- No dobra żartowałem, przepraszam. nie jestem bad boy'em i to chyba dobrze, bo jakoś chyba za nimi nie przepadasz.
- Powiedzmy, że znałam chłopaka, który za takiego uchodził i nie skończyło to się najlepiej. Dobra, ja idę.
- Poczekaj! Może chcesz się z tego zwierzyć. ? - zaczął za mną jechać na rolkach, co powoli doprowadzało mnie do szału.
- Nie, dzięki.
- A może jednak?
- Mówił ci już ktoś, ze jesteś irytujący?
- Może raz czy dwa, ewentualnie dwadzieścia. - uśmiechnął się szeroko.
- Jakoś twoje żarty mnie nie śmieszą, musisz się bardziej postarać. - znowu doszłam do ulicy, wiec rozglądając się przeszłam na drugą stronę. Chłopak cały czas za mną jechał.
- Następnym razem się bardziej postaram.
- Super, możesz w końcu sobie iść. Idę do pracy.
- Odprowadzę cię.
- Już to zrobiłeś. - powiedziałam i kiwnęłam na dom przed nami. On znowu się uśmiechnął, na co ja przewróciłam oczami i weszłam na podwórze.
- Jeszcze się zobaczymy! - W snach. - pomyślałam.
~*~
Następnego ranka obudziłam się jak zwykle około 9:00. Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zaczęłam poprawiać rozczochrane włosy. Nagle jednak usłyszałam jakieś stuknięcia z dołu. Coś mi nie pasowało. Przecież tylko ja mam klucze do domu, nikt więcej a byłam pewna, że zamykałam drzwi na noc. Wyszłam z łazienki i zaszłam po cichu na dół. Usłyszałam dziwny dźwięk, jakby strzelanie tłuszczu na patelni. Idąc przez korytarz do kuchni odgłosy stawały się coraz wyraźniejsze. Nie myśląc długo, chwyciłam parasol oparty o ścianę i wkroczyłam do kuchni. Podniosłam parasolkę i już miałam zadać cios, gdy zrozumiałam kto przede mną stoi.
- Chcesz mnie tym zabić? Cóż ja ci takiego zrobiłem?  - był to chłopak, którego spotkałam wczoraj w parku. Musiałam przyznać, że odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że to jakiś złodziej, morderca czy pedofil, więc na jego widok nawet się ucieszyłam.
- Mam ci wymienić ile razy zdążyłeś mnie wczoraj wkurzyć? - zapytałam podnosząc jedną brew. Spojrzałam na kuchenkę i blat, stały tam torby z jedzeniem. - Co ty właściwie robisz? - zapytałam.
- Zgadnij. - powiedział sarkastycznie i zaczął kroić ogórka. Teraz spojrzałam na stół i zobaczyłam, że jest bardzo ładnie nakryty, a na samym środku stoi wazon z białym bzem, dzięki czemu w całej kuchni czuć było piękną woń kwiatu.
- Wiesz, że sarkazmem jakoś niekoniecznie mi się podliżesz?
- Niby po co miałbym ci się podlizywać? - zapytał nie odrywając wzroku od warzywa, ale dostrzegłam na jego twarzy uśmieszek.
- Na przykład po to, abym nie zadzwoniła na policję? W końcu włamałeś się do mojego domu. - Spojrzałam na niego jak na idiotę, myśląc w duchu, że naprawdę nim jest.
- Nie zadzwoniłabyś. - stwierdził z przekonaniem w głosie. Nie rozumiałam skąd jego pewność, skoro znamy się od wczoraj. Właśnie, znamy się jeden dzień a on już robi mi śniadanie.
- Skąd możesz to wiedzieć? - spojrzał mi prosto w oczy, a ja poczułam coś dziwnego w żołądku. Zupełnie tak samo czułam się, gdy pierwszy raz spotkałam Zayna. Potem to uczucie wróciło z podwójną siłą, kiedy Malik złapał mnie za rękę, objął czy pocałował. Nagle te wszystkie wspomnienia zagościły w mojej głowie. Nasze wspólne wakacje na Malediwach, imprezy w Las Vegas, spacery nocą po Barcelonie, wycieczki górskie w Norwegii, narty w Austrii, woził mnie po całym świecie. Kochałam te nasze ,,wypady'' do różnych miejsc, ale jednak nie za tym tęsknię. Brakuje mi jego dotyku, zapachu, śmiechu, widoku. W skrócie, brakuje mi Zayna i to cholernie.
- Bo ci się podobam. - te słowa sprowadziły mnie na ziemię. Minął moment zanim zrozumiałam ich sens.
- Ty? Mi? Chyba pomyliłeś domy Romeo. - zaśmiałam się i usiadłam przy stole zakładając nogę na nogę.
- Romeo jest nieomylny w tych sprawach. Jeszcze kiedyś staniesz obok mnie przed ołtarzem zobaczysz. - uśmiechnął się cwaniacko, co mnie trochę przeraziło, ale potem się zaśmiałam. To faktycznie jest jakiś czubek.
- Wow, nie wiem nawet jak masz na imię a ty mi mówisz, że kiedyś zostanę twoją żoną. - podsumowałam starając się aby brzmiało to jeszcze bardziej niedorzecznie niż naprawdę znaczyło. Jego to jednak nie ruszyło i kontynuował gotowanie.
- To się czuje kochanie, a poza tym ja też nie wiem jak masz na imię. - przyznał wzruszając ramionami.
- Nie wierzę, że włamałeś mi się do domu i nie dowiedziałeś się jak mam na imię.
- No dobra, chciałem sprawdzić czy mi powiesz. Przeszukałem kilka miejsc i znalazłem twój dowód osobisty Paulinko.
- ,,Kilka miejsc'' znaczy moja torebka. - odwrócił się i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Nie chciałem wyjść na chama.
- Wyszedłeś na chama. - prychnęłam. Co za debil.
- Umiesz podsumować człowieka. - Ja jednak odpowiedziałam mu tak, jakbym nie słyszała jego wcześniejszej wypowiedzi.
- A dowiem się ja ty masz na imię? - zaśmiał się pod nosem.
- Ja musiałem szukać, to i ty się wysil. - przewróciłam oczami.
- No dobra, czyli będę ci mówiła bezimienny. - uśmiechnęłam się sztucznie co jeszcze bardziej rozśmieszyło chłopaka.
- Naprawdę ani trochę nie obchodzi cię jak nazywa się facet, który wkradł ci się do domu, szperał w rzeczach i zrobił przepyszne śniadanie?
- Jeszcze nie wiem, czy przepyszne. Może tym mnie przekonasz.
- Dla mojej księżniczki będzie najlepsze śniadanie na świecie. - Potem czas mijał nam szybko. Zjedliśmy razem w miłej atmosferze i muszę przyznać, że jedzenie było świetne. Nieznajomy fantastycznie gotował. Musiał szybko jednak wychodzić, bo miał na południe do pracy, więc pożegnaliśmy się i pojechał. Spotkałam go na drugi dzień, potem znowu, znowu i znowu. Cały czas nie zdradzał mi swojego imienia. Spędzaliśmy z sobą dużo czasu. Zaprał mnie do wesołego miasteczka, do parku linowego oraz na seans filmowy. Pewnego wieczoru, gdy odprowadzał mnie pod dom stało się coś na co oboje chyba czekaliśmy.
- No i jesteśmy. - powiedział z uśmiechem puszczając moją dłoń.
- Tak szybko? Dopiero co wyszliśmy z kręgielni. - powiedziałam smutno.
- Jutro wpadnę. - powiedział i dając mi całusa w policzek poszedł. Ja stałam tyłem do kierunku, w którym zmierzał i patrzyłam na przejeżdżające samochody. Nie wiem czemu, ale nie chciałam odchodzić. Chciałam tu stać nawet cała noc. Nagle poczułam rękę na swoim ramieniu i już po chwili byłam w objęciach bezimiennego. Spojrzałam w jego mocno brązowe oczy. Było w nich coś pociągającego i magicznego. Miałam wrażenie, że już coś takiego widziałam w czyiś oczach, ale teraz nie chciałam się nad niczym zastanawiać. Po chwili nasze usta się spotkały i poczułam jego ciepłe wargi. Nie wiem ile to trwało, ale było bardzo przyjemne. Wplotłam swoje ręce w jego włosy, a on złapał mnie za kark i biodro. Rozkoszowałam się to chwilą. Po chwili jednak wszystko się skończyło, bo chłopak odsunął się ode mnie.
- Muszę już iść. - powiedział i mnie wyminął. Uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy. - Paulina! - odwróciłam się i zobaczyłam, ze stoi jeszcze jakieś pięćdziesiąt  metrów ode mnie. - Nazywam się Maciek. - krzyknął i odszedł. Ja z uśmiechem po uszy i w podskokach skierowałam się do domu. Wszystko nabierało w końcu sensu.



***
Jest kolejny rozdział, z którym miałam duży problem. Nie dość, że nie miałam weny, aby go pisać to jeszcze gdy w końcu go napisałam moja kochana czteroletnia siostrzyczka bawiła się laptopem i go usunęła. No ręce opadają! Przez pół godziny główkowałyśmy z Patrycją jak to odkręcić i na szczęście się udało, bo ja bym drugi raz tego nie napisała. Sama nie wiem co bym zrobiła gdyby nie odzyskała rozdziału.  W każdym razie rozdział jest i następny będzie za tydzień ;p Dodaję i lecę kuć z chemii, pozdrawiam ;*