środa, 1 lipca 2015

Cześć cześć!

Znacie moze jakies dobre opowiadania? Nie tylko z 1D, moze byc kazde, aby tylko bylo ciekawe i wciagalo. Mam nadzieje, ze ktos się odezwie, chociaz po tak dlugiej przerwie moze byc roznie 😉

niedziela, 15 marca 2015

Nowy blog


Unsafe
Alex i Louis byli kiedyś parą, ale po wielu nieprzyjemnych sytuacjach, zdecydowali się rozstać. Nigdy jednak nie zmienili co do siebie uczuć, chociaż wiele razy próbowali się oszukiwać. Po dwóch latach do drzwi Alex zapuka nieznajomy mężczyzna z bardzo dziwną propozycją:
...Chcemy, abyś udawała dziewczynę pana Tomlinsona...
Co postanowi dziewczyna? Czy zgodzi się ze względu na długi? A może odmówi
przez swoje traumatyczne przeżycia? Jaką rolę odegra w tym wszystkim Harry? Czy
wielkie kłamstwo wyjdzie na jaw?
Tego wszystkiego dowiecie się, czytając moje opowiadanie.

piątek, 26 grudnia 2014

Epilog

Wszedłem do szpitalnej kaplicy i nie zwracając uwagi na ludzi, podszedłem pod sam ołtarz. Ukląkłem i chowając twarz w dłoniach zacząłem robić coś, czego nigdy nie robiłem - modliłem się. Jestem osobą niewierzącą, ale w tym momencie to jedyne co mogę zrobić. Tylko to przychodzi mi do głowy.
Moje dziecko żyje.
Pięć dni temu na świat przyszła najpiękniejsza mała istotka jaką ludzie widzieli. Ma jasne włosy po mamie i bardzo długie czarne rzęsy. Wczoraj pielęgniarka powiedziała, że moja córka jest do mnie podobna, ja jednak tego nie widzę. Mimo to jest śliczna. Tak, mam najśliczniejszą córkę na wszechświecie.
Natomiast z Anią jest coraz gorzej. W prawdzie przeżyła poród i zdaniem lekarzy to cud, że dała radę. Ja jednak nie nazwałbym tego cudem, ona jest po prostu silna i chce być z nami jak najdłużej. To jej waleczność, jestem tego pewny. I chociaż nie może już ruszać się z łóżka (ma sparaliżowaną lewą nogę) to nadal jest dawną Anią. Wciąż uśmiechniętą, lekko szaloną, inteligentną Anią.
I kochającą mnie tak mocno, że w czasie umierania martwi się o mnie a nie o siebie.
 - Co zamierzasz potem? - zapytała, przyglądając się uważnie śpiącej córeczce. Uśmiechnąłem się łagodnie.
 - Zamierzam być wzorowym ojcem.
 - A mężem? - nie odrywała wzroku od małej.
 - Nie zamierzam się żenić - powiedziałem po chwili zawahania. Ania spojrzała na mnie trochę zdziwiona, lecz przez dłuższą chwilę nic nie mówiła.
 - Powinieneś chociaż spróbować się zakochać.
 - Ja już jestem zakochany - uśmiechnąłem się szeroko i pocałowałem jej policzek.
 - Wiesz o co mi chodzi. Nie chcę abyś po mojej śmierci był sam.
 - Nie będę sam - zaprzeczyłem, ale ona nie dawała się przekonać.
 - Harry proszę.
Rozmawialiśmy tak przez ostatnie dni i Ania twardo upiera się, że muszę znaleźć sobie kobietę. Nie mam pojęcia jak jej to wybić z głowy. Na ten moment nie wyobrażam sobie siebie z kimś innym, ale ona twierdzi, że za kilka miesięcy nie będę miał z tym problemu. Jak ona może tak mówić?
Pokręciłem głową, nie chcąc już o tym myśleć. Nie dzisiaj, nie tutaj, nie w tej sekundzie. Teraz musi być idealnie. Wstałem i odkręciłem się do ludzi pousadzanych ciasno w małych ławkach. Znajdowała się tutaj spora część pacjentów i personal medycznego. Kaplica po prostu pękała w szach, tak jak zawsze chciała Ania. Spojrzałem na pierwszą ławkę, gdzie siedziała moja mama z ojczymem. Cała trójka wysyłała mi radosne uśmiechy, jednak w ich oczach widziałem smutek. Cierpią, ale co ja mam powiedzieć? Ja, Ania albo ojciec Ani? Przecież dopiero co odzyskał dziecko, a teraz znów je traci. Co z naszą córką? Nie będzie pamiętała swojej mamy, jej głosu, zapachu. Dla niej ona będzie tylko zdjęciami i opowieściami. Właśnie tego boję się najbardziej. Obawiam się, że za kilka lat ja też tak ją sobie będę kojarzył. Zapomnę o jej uśmiechu, nawykach, śmiechu a nawet krzyku. Nie chcę tego.
Nagle zobaczyłem ją. Siedziała na wózku inwalidzkim ubrana w prostą, ale ładną białą sukienkę. W ręku trzymała mały bukiet kwiatów, a na głowie miała welon o który też bardzo długo się kłóciliśmy. Ania uważała, że nie powinna go mieć, ponieważ welon symbolizuje czystość, a ona już nie jest dziewicą. W końcu jednak dała się przekonać. Zabrzmiał marsz weselny i ojciec Ani zaczął prowadzić wózek z moją ukochaną. Widziałem uśmiech na jej twarzy, przez co i moje kąciki ust powędrowały ku górze. Dzisiaj spełniają się nasze marzenia, będziemy małżeństwem. Kurwa my będziemy małżeństwem! Spojrzałem na swoją lewą stronę i zobaczyłem chłopaków ustawionych jeden obok drugiego. Nie mogłem wybrać jednego na mojego świadka, dlatego poprosiłem całą czwórkę. Ania miała podobny problem. Świadkuje jej Paulina, Perrie, Julia i Gemma. Patrycja zrezygnowała ze względu na swoje dzieci, które jak powiedziała są tak żywiołowe i niedobre po tatusiu, że jedynie ona zdoła je okiełznać. W sumie ma rację.
Ceremonia przebiegała bez żadnych komplikacji. Chyba, że mam liczyć ciągłe krzyki Jace'a i Grece, a potem niby ciche nagany Patrycji. Bardziej mnie to śmieszyło, niż złościło. Anię z resztą też.
Co zapamiętam z tej ceremonii? Radość Ani, która wypływała z niej litrami. To było chyba najlepsze co mogła mi dać przed swoją śmiercią. Świadomość, że spełniłem jej marzenie. To nie jest już Anna Kwiatkowska, tylko Styles. Moja żona.
- Możesz pocałować małżonkę. - Ksiądz uśmiechnął się łagodnie. Spojrzałem na Anię, która nieoczekiwanie podała Paulinie swój mały bukiet i ku zaskoczeniu wszystkich wstała. Szybko jednak straciła równowagę i już by upadła, ale w ostatniej chwili ją złapałem. Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, po czym złączyłem nasze usta. Czułem, że Ania się uśmiecha, a po chwili słyszeliśmy jeszcze brawa. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na gości. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Cieszyli się razem z nami.
Pomogłem Ani usiąść z powrotem na wózek i chwilę potem ceremonia się zakończyła. Wtedy dopiero się zaczęło. Wszyscy rzucili się, aby złożyć nam życzenia i szczerze mówiąc nie wiedziałem kogo mam słuchać, bo kilka osób mówiło naraz. Bałem się, aby Ani nie zrobiło się słabo od tłumu, albo żeby nie rozbolała ją znów głowa. Jej bóle są tak mocne, że po podaniu końskich dawek leków Ania jest w stanie jedynie spać. Nie jest w ogóle świadoma tego, co się wokół niej dzieje.
Dostaliśmy dużo prezentów, głównie drobiazgów od pacjentów i lekarzy. Przyjaciele i rodzina nakupowała nam mnóstwo rzeczy dla naszej córeczki. Ania cieszyła się jak głupia, gdy dostała dziewiątą torbę z ubrankami dla małej.
- Będzie najlepiej ubraną dziewczynką w całym Londynie - śmiała się. W tamtym momencie obiecałem sobie, że właśnie tak będzie.
- Ania, ktoś chciał z tobą porozmawiać - powiedziała Perrie odciągając Anię na bok. Zaniepokoiło mnie to, więc nie odrywałem od nich wzroku. Nagle zobaczyłem kogoś, kogo widzieć nie chciałem. Obok Ani spostrzegłem Karolinę. Tak, tą Karoliną przez którą Zayn i Paulina się rozstali, która podrywała mnie i Nialla. Tak dokładnie tą samą. Przeprosiłem jakąś lekarkę i przeciskając się przez tłum. podszedłem do nich.
- O witaj Harry - powiedziała Karolina uśmiechając się.
- Cześć - prychnąłem obejmując Anią ramieniem.
- Miło cię widzieć - powiedziała Ania, a ja spojrzałem na nią jak na głupią. Zdecydowanie ,,miło'' to ostatnie co by mi przyszło do głowy myśląc o Karolinie.
- Przyniosłam wam coś - powiedziała, wręczając Ani pudełko. Szybko zareagowałem i oddałem jej prezent.
- Niczego od ciebie nie chcemy - syknąłem. W oddali zobaczyłem Malika, przyglądał nam się z uwagą. Nie dziwię mu się.
- No tak, rozumiem cię Harry - powiedziała bawiąc się końcówką kokardy na boku pudła -  I jestem wam winna przeprosiny oraz wyjaśnienia.
- Nic od ciebie nie chcemy, po prostu wyjdź - krzyknąłem , ale jej to w ogóle nie ruszyło.
- Zabawne, jesteście małżeństwem od niecałych dwudziestu minut, a ty już nie dajesz jej się wypowiedzieć - powiedziała patrząc na mnie gniewnie - Nie obraź się Harry, ale bardziej zależy mi na pogodzeniu się z moją jedyną siostrą, którą odzyskałam po wielu latach. Bądź więc tak uprzejmy i się nie wcinaj! - również krzyknęła.
- Posłuchaj, to że...
- Harry poczekaj - Ania złapała mnie za rękę, chcą uciszyć. Spojrzałem na nią zdziwiony.
- Ale ona ...
- Daj jej powiedzieć to co chce powiedzieć. To moja siostra.
Ania spojrzała na mnie w taki sposób, że nie mogłem odmówić. Na jej polecenie zawołałem również Zayna i Paulinę, którzy niechętnie przyszli. Kaplica opustoszała, wszyscy musieli wracać do swoich codziennych zajęć, a nasi najbliżsi poszli już do stołówki, gdzie jeden stół nam wypożyczono. Tak więc została tylko nasza piątka.
- Słuchamy - powiedziała Ania, patrząc na Karolinę. Ta nabrała powietrza w płuca i zaczęła mówić.
- To nie było tak, że zakochałam się w Zaynie i dlatego to zrobiłam. Nie jesteś w moim typie. Chodziło o coś innego, byłam spłukana, a odsetki od długów rosły. Wtedy poznałam Jenne. Odszukała mnie w pewnym interesie za który oferowała bardzo dużą sumę. Potrzebowałam kasy.
- Zaraz, kto to jest Jenna? - zapytała Paulina.
- Nie uwierzę, że jej nie znacie. Śledzi wasz każdy krok od zawsze, nie zdziwiłabym się, gdyby teraz była gdzieś w szpitalu. Taka wysoka blondynką, napompowana botoksem. Dziennikarka, która...
- Już ją sobie przypomniałem - powiedział Zayn krzywiąc się.
- No właśnie. Kontynuując, zaproponowała, że jeśli uwiodę któregoś z was zapłaci mi spore pieniądze no i odnajdę siostrę. Za każdego z was dała oddzielną cenę, najwięcej za Harry'ego, potem był Zayn, Niall, Louis i Liam. Chodziło o to, aby wam namieszać. Chciała mieć sensację, a ja się głupia zgodziłam. Podczas stosunku wszystko miałam nagrywać i faktycznie to zrobiłam.
- Nagrałaś nas?! - krzyknął Zayn.
- Ciszej, w kaplicy jesteś - uciszyła go - Tak, nagrałam. Spokojnie nie dałam jej tego. Gdybym to zrobiła byłbyś na wszystkich gazetach i portalach plotkarskich, jako największy kochanek showbiznesu.
- Dlaczego się powstrzymałaś? - zapytała Ania.
- Po tym jak mnie wyrzuciłaś, zrozumiałam co zrobiłam. Od razu poszłam do tej jędzy i rozwiązałam umowę, a płytę spaliłam.
- Mam jeszcze jedno pytanie - zaczęła Paulina - Za co te długi?
- Serio chcecie wiedzieć? - zapytała drapiąc się po karku - No dobra, jestem narkomanką. Potrzebowałam na prochy.
Opadła mi szczęka. Siostra mojej żony jest uzależniona od narkotyków. Tego nawet po niej się nie spodziewałem.
- Nadal bierzesz? - zapytała Ania.
- Wiem, że pewnie chciałabyś teraz użyć swoich psychologicznych mocy i mnie z tego wyleczyć, ale powiem tak. Przez sześć miesięcy byłam na odwyku i nic to nie dało, wystarczyło, że tylko wypuścili mnie z tego głupiego szpitala a pierwsze co zrobiłam to wzięłam amfe. Mnie nie da się wyleczyć.
Karolina odwróciła się do Zayna i Pauliny.
- Tobie też trochę dałam, bo w życiu byś ze mną nie poszedł - przyznała, patrząc smutno na Zayna - I tak potem cały czas myślałeś, że jestem Pauliną. Dopiero rano zorientowałeś się jak było naprawdę.
Stałem osłupiały. W życiu nie pomyślałbym, że to wszystko tak się potoczy.
- Rozwaliłaś nasz związek, żeby mieć jebane prochy? - zapytała Paulina. Na jej twarzy widać było narastający gniew.
- Poniekąd - przyznała Karolina wzruszając ramionami - Ale nie myślałam, że masz tak duże poczucie własnej wartości. Sądziłam, że jak zawsze obrazisz się na jakiś czas i w końcu mu wybaczysz, a ty znalazłaś sobie innego. A ty - spojrzała na Zayna - zupełnie mnie zaskoczyłeś. Po tak krótkim czasie związałeś się z inną, albo jest naprawdę świetną osobą, albo jest podstawiona a sądząc po twojej minie to to drugie.
Zayn był jeszcze bardziej zdezorientowany niż ja. Ta dziewczyna zachowuje się jak dr House w spódnicy, o ile to co mówi jest prawdą.
- No już idźcie, bo myślę, że macie dużo do wyjaśnienia - pogoniła i o dziwo oni faktycznie wyszli. Więc teraz została tylko nasza trójka, aż się boją co powie nam.
- Jak ogień i woda. - powiedziałem cicho. Karolina spojrzała na mnie pytająco - Mówię o was. Jesteście siostrami, ale zupełnie innymi.
- Masz rację - przyznała - Dlatego przyniosłam wam to, ja znam to na pamięć i narobiłam więcej kopii niż jesteście sobie w stanie wyobrazić.
Podała Ani pudełko i lekko się uśmiechnęła. Moja żona zdjęła wieko i zajrzała do środka. Po chwili zakryła twarz ręką i zaczęła wyciągać zawartość. Były to wycinki z różnych gazet o niej. Starsze, młodsze naprawdę różne. Zobaczyłem też małe białe śpioszki, które jak przypuszczam też były Ani. Po chwili Ania wyciągnęła z pudełka zdjęcie przedstawiające kobietę i mężczyznę trzymających dwójkę dzieci. To na pewno była ona z Karoliną.
- To jedyne nasze zdjęcie całą rodziną - przyznała Karolina - Potem nas rozdzielili.
Ania wytarła łzy z policzków. Widać było, że Karolinie naprawdę zależało na odnalezieniu siostry. Zbierała te gazety przez co najmniej dwanaście lat.
- Chodź tu - poprosiła Ania. Po chwili widziałem już jak obie tulą się do siebie - Dziękuję ci za to.
- To ja dziękuję - powiedziała Karolina, a ja chyba pierwszy raz usłyszałem taką szczerość w jej głosie. Później już tylko to było w nim słychać.

- Musimy jej w końcu wybrać imię - zadecydowała Ania. Spojrzałem na nią z uśmiechem.
- Jakieś propozycje? - zapytałem.
- Co powiesz na Sophie? Albo Elizabeth? Ewentualnie Robin?
- Robin mi się nie podoba, ale Sophie Elizabeth Styles brzmi bardzo ładnie - przyznałem siadając na kawałku jej łóżka. Odruchowo spojrzałem, czy nie ma na horyzoncie żadnej pielęgniarki bo zawsze na mnie krzyczą gdy to robię.  
- Czyli ustalone. Nasza córka to Sophie Elizabeth Styles - uśmiechnęła się szeroko - Kocham cię Harry.
Chwyciłem jej zimną dłoń. Od ślubu minął tydzień z każdym dniem jest coraz gorzej.
- Ja ciebie też.
Nachyliłem się i pocałowałem jej czoło, potem nos aż w końcu dotarłem do ust. Był to długi i namiętny pocałunek.
Nie wiedziałem wtedy, że także ostatni.
Ania umarła trzy dni później, osierocając Sophie Elizabeth oraz czyniąc mnie wdowcem. Długo nie mogłem się pozbierać. Nawet teraz po tych kilku latach nie mogę powiedzieć, że jestem w pełni tym starym Harrym, bo nie jestem. Coś we mnie umarło, a raczej ktoś.
Sophie często prosi, abym opowiedział jej o mamie. Robię to z ochotą, bo jest to okazja, aby wspomnienia we mnie odżyły. Przypominam sobie wszystko od początku, każdy szczegół. Dzięki temu moja córka dowiaduje się jak bardzo Ania była cudowna i ja wiem, że nigdy o tym nie zapomnę.



Ale to jeszcze nie koniec. To opowiadanie nie kończy się jedynie na losach Ani i Harryego. Jest przecież mnóstwo innych bohaterów. Zatem, muszę na wstępie powiedzieć, że One Direction się rozpadło. Chłopcy postanowili skupić się na rodzinach, jedynie Liam rozpoczął solową karierę. Niall ożenił się z Julią i na stałe zamieszkali w Irlandii. Louis w sumie doczekał się piątki dzieci Jace'a i Grece, Jack'a, Grega i najmłodszej córeczki Anne ( chyba wiecie na czyją cześć nadali jej to imię ). Patrycja została jednym z najlepszych prawników w Londynie i hobbistycznie pisze książki, które też odnoszą sukcesy. Karolina jeszcze raz poddała się terapii odwykowej, jednak jak sama mówi ,, To ni chuja, nic nie daje''. Mimo wciąż powtarza odwyk, w nadziei, że uda jej się wyjść z nałogu, aby jej zmarła siostra była z niej dumna. James ( jeśli jeszcze ktokolwiek go pamięta) po kilka pobiciach i napadach trafił na stałe do więzienia. A teraz chyba najbardziej pokręcona historia w dziejach. Jeśli chodzi o Paulinę i Zayna, a raczej Paulinę, Maćka, Zayna i Perrie to całość skończyła się w sumie szczęśliwie. Po wyznaniu Karoliny Paulina i Zayn długo rozmawiali, jednak oboje doszli do wniosku że nie ma sensu próbować jeszcze raz. Po jakimś czasie jednak Malik po pijaku wyznał Perrie prawdę, czyli powiedział, że jej nie kocha i nigdy nie kochał. Parrie odeszła, a ona pojechał do Polski chcąc walczyć o swoją prawdziwą ukochaną. Trochę się poobijali z Maćkiem i kiedy Paulina zdecydowała, że jednak wybiera Zayna, okazało się, że Perrie jest w ciąży. Paulina wyrzuciła Mulata z domu, nie chcą go znać, jednak on nie odpuszczał. Po pewnym czasie zdecydowali, że spróbują, ale od początku i bardzo powoli. Ich miłość kwitła, a na koniec okazało się, że to dziecko nie należy do Zayna. Obecnie Paulina i Malik są po ślubie i spodziewają się własnego dzidziusia.
Harry tak jak obiecał, był wzorowym ojcem. Całe życie poświęcił dla swojej córki i wychował ją na wspaniałą kobietę. Nigdy jednak ponownie się nie zakochał. Mimo wielu prób, nie potrafił już tego zrobić. Bo prawdziwie kocha się tylko raz w życiu.

**
Mam nadzieję, ze o nikim nie zapomniałam i że nie jest taki zły. Jutro poprawię błędy, a teraz dobranoc :*

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 47

~Harry~
~Muzyka~

Moja księżniczka śpi, a ja leżałem obok wpatrując się w jej piękną twarz. Nie mogłem się pogodzić, że niedługo jej zabraknie. Nie chciałem zostawać sam. Tak bardzo ją kochałem.
Palcami przejechałem po jej jasnej skórze. Przez ostatnie tygodnie bardzo zbladła i mimo tego, że jest w ciąży to widać, że również schudła. Wiem, że ma nowotwór, ale ja po prostu widziałem jak ona niknie. Przerażało mnie to.
Od trzech miesięcy działalność One Direction jest zawieszona. Nie mogłem przecież jeździć po świecie ze świadomością, że moja przyszła żona umiera. Chciałem spędzić z nią każdą chwilę.
Nagle naszła mnie ogromna chęć na szklankę zimnej wody. Wstałem więc najciszej jak potrafiłem i poszedłem na dół do kuchni. Wziąłem swój ulubiony kubek z Supermenem i nalałem sobie wody, po czym szybko ją wypiłem. Kubek odłożyłem na blat, a sam ruszyłem w stronę schodów. Nieoczekiwanie poczułem nieprzyjemny chłód, dochodzący z salonu. Automatycznie spojrzałem do pomieszczenia i spostrzegłem otwarte okno. Szybko je zamknąłem, po czym opuściłem pokój. Zacząłem się wspinać po schodach, chcąc już wrócić do ciepłego i miłego łóżka.
- Harry? - podniosłem głowę i przy drzwiach naszej sypialni zobaczyłem Anię.
- Co się stało? - zapytałem, szybciej do niej podchodząc. Gdy byłem już obok, dostrzegłem łzy na jej policzkach.
- Coś jest nie tak Harry. Boli mnie brzuch. - wyznała łamiącym się głosem. Byłem przerażony.
- Rodzisz?
- Nie, to... To zupełnie inny ból. Harry coś jest nie tak z dzieckiem, proszę jedźmy szybko do szpitala.
Pokiwałem szybko głową. Nie mogliśmy stracić dziecka, trzeba było jak najszybciej przewieść Anię do placówki szpitalnej. Nasza dzidzia musiała przeżyć.

Siedziałem na szpitalnym korytarzu. Znowu. Lekarz bada Anię od kilkudziesięciu minut, a ja wciąż nic nie wiem. Dostaję przez to szału. Chciałbym tam wejść, lecz Ania prosiła, abym został. Sam nie rozumiem dlaczego.
- Panie Styles? - szybko podniosłem się widząc lekarza wychodzącego z sali.
- Tak?
- Nie mam dobrych informacji. Pana narzeczoną boli z obu stron macica, co nie wróży nic dobrego. Prawdopodobnie będzie musiała jeszcze dzisiaj urodzić.
Wybałuszyłem na niego oczy.
- Jak to urodzić? Przecież jest dopiero siódmy miesiąc! - zdenerwowałem się. Nie chcę narażać tak Ani oraz naszego dziecka.
- Wiem o tym, ale w przeciwnym wypadku może dojść do poronienia. Musimy działać.
Byłem rozdarty. W tym momencie każą mi wybierać między ukochaną, a dzieckiem. nie wiedziałem co robić.
- Czy... Czy Ania przeżyje poród? - zapytałem czując jeszcze małą nadzieję. Wiedziałem, że w jej stanie to się nie uda, ale chciałem się łudzić. Tak było prościej.
- Są niewielkie szanse. Chciałbym jednak panu powiedzieć, ale pana narzeczona zdecydowała się na poród.
Poczułem, że do moich oczu napływają łzy, lecz starałem się je powstrzymać. Musiałem być twardy, dla niej.
- Mogę się z nią pożegnać? - mój głos się łamał. Był słaby, tak samo jak i ja.
- Oczywiście. - pokiwał głową. Wyminąłem go i ruszyłem do odpowiedniej sali. Wszedłem do środka czując, że z każdym krokiem jest mi coraz ciężej. Wtedy ją dostrzegłem. Leżała na jednym z metalowych łóżek, cała zapłakana. Teraz nie liczyło się, czy było mi ciężko, czy też nie. Szybko do niej podszedłem i złapałem jej małą bladą dłoń.
- Harry...
- Ciii, nic nie mów. - wyszeptałem. - Kocham cię księżniczko.
Złożyłem na jej czole pocałunek, po czym usiadłem na krawędzi łóżka.
- Boję się. - wyznała, a ja starłem nową łzę z jej policzka.
- Ja również kochanie. - przyznałem.
- Harry, pocałuj mnie. Ten ostatni raz. - spojrzałem w jej piękne oczy, po czym zrobiłem to o co mnie prosiła. Ten pocałunek miał w sobie bardzo dużo miłości, ale i smutku. Był ostatni, ale i najpiękniejszy.
Gdy skończyliśmy do sali weszła pielęgniarka mówiąc, że musi zabrać Anię na operację. Towarzyszyłem jej do samego bloku operacyjnego, tam jednak moja ukochana poprosiła, abym poczekał na korytarzu. Chciała mi chyba oszczędzić tego widoku. Rozumiem ją, ale siedząc tutaj czuję, że zakaz wybuchnę. Cesarskie cięcie nie trwa długo, ale czułem, że mijają godziny. Rozpaczałem i sam siebie pocieszałem. Zapewniałem, że wszystko będzie dobrze, a potem dawałem mentalnego liścia przypominając, że przecież ona umiera. Nie wiedziałem już co mam myśleć.
Wtedy z sali wyszedł lekarz i rozwiał wszystkie moje wątpliwości.

***
Mała zmiana planów. Chciałam dotrwać do 50 rozdziału, jednak zupełnie nie chcę mi się już tego pisać, dlatego kończę. Jeszcze tylko epilog i koniec opowiadania.

Ps. Skoro to już koniec, to chciałabym zobaczyć, ile osób czytało to badziewie. Dlatego proszę o komentarze pod tym rozdziałem :) 

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 46

~Ania~
Stanęłam przy dużym białym oknie rozkoszując się porannymi promyczkami słońca. Zapowiadał się piękny dzień. Dzisiaj wracam do domu. Nareszcie. Te dwa miesiące w szpitalu mnie dobijały, ale dałam radę i na reszcie wychodzę. Przyłożyłam rękę do brzucha i szeroko się uśmiechnęłam. Zaczął się już zaokrąglać. Jestem naprawdę szczęśliwa.
- Kochanie?- odwróciłam się i zobaczyłam Harrego. W jednej ręce trzymał torby z moimi rzeczami, a w drugiej wypis ze szpitala.
- Gotowa? - pokiwałam głową, po czym dynamicznym krokiem podeszłam do niego i razem wyszliśmy na korytarz. Po drodze żegnałam się z pielęgniarkami, lekarzami oraz niektórymi pacjentami. Później wyszliśmy do holu, gdzie była cała masa fanek One Direction. Jedne życzyły nam szczęścia i mówiły, że wszystko jeszcze się ułoży, że wyzdrowieje. Inne chciały abym umarła razem z naszym dzieckiem. Bolało mnie to, ale byłam przy Harrym, w którym czułam wsparcie i wiedziałam, że nie mogę się tym przejmować. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy. Patrzyłam jak szpital robi się coraz mniejszy i w końcu znika. Mam nadzieję, że szybko do niego nie wrócę.
Oparłam głowę o zagłówek i spojrzałam na Harrego. Był bardzo skupiony na drodze, a ja nie zamierzałam mu przeszkadzać. Chciałam się tylko na niego napatrzeć. Zapamiętać każdy szczegół jego ciała. W końcu nic więcej mi nie zostało.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział uradowany Styles. Spojrzałam przez przednią szybę na budynek, który moim zdaniem była jednym z najładniejszych domów jakich w życiu widziałam, ale to nie jest ten nasz. To nie willa One Direction.
Wyszłam z auta i z otwartą buzią patrzyłam na dom przypominający mini pałacyk. Był biały i miał piękne brązowe okiennice pasujące do dachu w tym samym kolorze. Drzwi frontowe były duże i zdobione, co dodawało tej posiadłości zamożności. Ogród przy budynku również był duży i różnobarwny. Wszystko tutaj przypominało mi dom moich marzeń, było po prostu pięknie.
- Ładnie prawda? - zapytał Harry. Ja nie mogąc wydusić z siebie słowa, jedynie pokiwałam głową.
- To dobrze, bo to nasz nowy dom. - spojrzałam na Harrego z szeroko otwartymi oczami. Nasz dom? To cudo jest teraz moim domem?
- Kocham cię. - krzyknęłam podbiegając do Harrego i rzucając mu się na szyję, jednak po chwili go puszczam czując pulsujący ból głowy.
- Wszystko dobrze? - zapytał zaniepokojony Harry.
- Tak, tak. - powiedziałam. - Usiądę sobie tylko, dobrze?
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, bo już po chwili Harry wziął mnie na ręce. Zaczęłam się głośno śmiać. Po chwili wniósł mnie do środka i posadził w salonie na dużej pięcioosobowej kanapie. Wszystko tutaj wydawało mi się takie perfekcyjne. Meble, kolory ścian, podłoga, kominek. Było przytulnie, gustownie ale również nowocześnie. Coś pięknego.
- To miał być nasz prezent ślubny. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Harry'ego. Spojrzałam na niego i zobaczyłam smutek. Bez zastanowienia mocno go przytuliłam.
- Dom jest piękny, a ty jesteś najlepszym narzeczonym na świecie. - wyszeptałam mu do ucha. Teraz, gdy to wszystko miało się skończyć, chciałam aby było idealnie. Żadnych kłótni, łez, smutków. Szkoda mi na nie czasu, który jest dla mnie tak ważny.
- Ania pobierzmy się. - odsunęłam się od niego i spojrzałam zdumiona. Myślałam, na początku, że Styles żartuje, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że mówi całkowicie poważnie. Prawdę powiedziawszy sama zastanawiałam się, czy mu tego nie zaproponować, ale nie chciałam go narażać na jeszcze większy ból. Przecież pogrzeb swojej ukochanej, kilka miesięcy po ślubie musi być niezwykle bolesne. Chciałam dla Harry'ego jak najlepiej.
- Jesteś pewien? - zapytałam.
- Oczywiście. Weźmy szybki i skromny ślub, tylko z najważniejszymi gośćmi.
- Harry ja bardzo bym chciała, ale nie jestem pewna co do tego, czy ty sobie później poradzisz. - powiedziałam niepewnie. Nagle loczek chwycił moją dłoń i przyłożył ją do swojej klatki piersiowej w miejscu, w którym znajdowało się serce.
- Czujesz? - zapytała. Ja jedynie pokiwałam głową. - Ono bije tylko dla ciebie i pęknie, jeśli nasza miłość nie zostanie przypieczętowana ślubem. Ania ja nie wytrzymam ze świadomością, że mogłem się z tobą ożenić, a tego nie zrobiłem.
Patrzyłam na niego z wielkim uśmiechem na twarzy. Harry z dnia na dzień coraz bardziej mnie zaskakuje. Jestem szczęśliwa, że go mam.
- Dobrze. - powiedziałam wycierając łzy z policzków. - Pobierzmy się.

***
Rozdział bardzo krótki, bo pisany na szybko. Stwierdziłam, że chcę i muszę skończyć to opowiadanie, ale nie obiecuje, że rozdziały będą regularnie. Pozdrawiam wszystkich, Rouse xoxo

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 45

Patrzyłam na niego zszokowana. Czy on powiedział, że jestem w ciąży? Będę miała dziecko? Przecież to... Niemożliwe. Zawsze myślałam, że w momencie kiedy dowiem się o swojej ciąży, będę skakała z radości, ale teraz ogarnia mnie niepokój. Co jeśli nie dam rady tej ciąży utrzymać? Czy jest w ogóle szansa, że to dziecko się urodzi?
- Który to miesiąc? - zapytałam, czując już łzy w oczach. To nie były łzy smutku, tylko strachu. Bałam się o moje maleństwo, o którym dowiedziałam się minutę temu.
- Trzeci. - odpowiedział mi lekarz. - Proszę pani, wiem, że to będzie ciężkie, ale musi pani podjąć teraz decyzję. Możemy prowadzić ciążę, ale wtedy musimy odstawić wszystkie leki, co będzie bardzo bolesne. Lub kontynuować leczenie a ciążę... - nie dałam mu dokończyć.
- Nie ma mowy. - pokręciłam głową. - Nie poddam się aborcji.
- Jest pani pewna? Później może być za późno, a musimy działać szybko. - wzięłam głęboki wdech starając się opanować szlochy. Przez łzy w moich oczach wydawał się strasznie rozmazany, co normalnie by mnie śmieszyło, ale nie dzisiaj. Nie teraz. Nie tutaj.
- Jestem pewna. Chcę urodzić to dziecko.

~Harry~
Przetarłem zaspane oczy. Odruchowo zmierzwiłem swoje ciemne loki. Spojrzałem na łóżko Ani, ale z przerażeniem stwierdziłem, że jej nie ma. Nie no powtórka z rozrywki?
Wstałem z krzesła i pokierowałem się do drzwi. Znowu ma omamy? Znów uciekła?
Wyszedłem na korytarz i zacząłem się rozglądać. Odetchnąłem z ulgą gdy ją zobaczyłem. Siedziała na wózku inwalidzkim, który prowadziła pielęgniarka. Jedno mnie jednak nadal niepokoiło. Dlaczego ona płacze?
- Ania, co się stało? - zapytałem przykucając przed wózkiem. Starałem się odnaleźć jej wzrok, ale ona była zapatrzona w swoje ręce, w których trzymała jakąś kartkę.
- Musimy porozmawiać. - zaniepokoiła mnie i to bardzo. Wstałem i zamieniłem się z pielęgniarką miejscami. Zacisnąłem dłonie na rączkach i wjechałam z wózkiem do sali. Pomogłem mojej narzeczonej siąść na łóżku i przykryłem ją kołdrą. Normalnie siedziała by już oburzona, że traktuję ją jakby była dzieckiem, ale teraz była tak zapłakana, że chyba nawet nie zauważyła. Naprawdę zacząłem się bać.
- Dlaczego płaczesz? - zapytałem ocierając łzy z jej policzków. W końcu nasze spojrzenia się złączyły. Zaskoczyło mnie jednak to, że jej oczy nie były smutne, lecz przepełnione radością. Ona płakała ze szczęścia.  
- Jednak nie zostaniesz sam. - powiedziała starając się opanować płacz. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc, co ma na myśli.
- O czym ty mówisz?
- Nie zostaniesz sam, rozumiesz. -  moje serce zaczęło bić mocniej. Czy to znaczy, że ona... Że coś się poprawiło? Jest nadzieja?
- Ania, oddychaj i wytłumacz mi wszystko po kolei. - Tak bardzo chciałem usłyszeć o ustąpieniu choroby. Chciałem usłyszeć, że za dziesięć lat będziemy z Anią szczęśliwą rodziną z gromadką dzieci. Chciałem się łudzić, że to możliwe.
Blondynka wzięła głęboki wdech, aby opanować szlochy.
- Będziemy rodzicami. - powiedziała w końcu z wielkim uśmiechem na twarzy. - Jestem w ciąży.
Patrzyłem na nią i właściwie te słowa do mnie nie dochodziły. Będę ojcem?
- Jak? - zapytałem głupio.
- Mam ci tłumaczyć jak się robi dzieci! - powiedziała śmiejąc się cicho, ale po chwili spoważniała. Popatrzyła na mnie podejrzliwie. - Nie cieszysz się.
- Oczywiście, że się cieszę. Nie wiem tylko, czy ja dam sobie radę z dzieckiem bez... - urwałem widząc jej minę. Kurwa Styles mógłbyś się choć raz ugryźć w język.
Spuściła głowę, starając się opanować łzy napływające do oczu. O nieee.
- Beze mnie. To chciałeś powiedzieć?
Podniosłem palcem podbródek Ani, tak aby na mnie patrzyła.
- Cieszę się, że będziemy mieli dziecko. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to uszczęśliwiło. - powiedziałem całując ją czule w nos. - Sądzę również, że pomimo wielu przeciwności losu, damy sobie jakoś radę. Mogę ci to obiecać.
Objąłem ją, chcąc dodać trochę otuchy. To wszystko była dla niej bardzo przytłaczające i trudne, dlatego nie chcę dodatkowo się zamartwiała. Naprawdę cieszę się, że będziemy rodzicami.
- Kocham cię. - powiedziała w moje ramię.
- Ja ciebie też.
Nagle pojawiła się taka głupia myśl. Ile razy jeszcze usłyszę od niej słowa ,,Kocham cię''? Może powinienem je liczyć i zapamiętywać, aby później pielęgnować w sobie te wspomnienia? Jedno wiem na pewno. Chcę aby tych szczerych ,,Kocham cię'' było jak najwięcej.

***
Krótki, ale jest : ) Następny nie wiem kiedy będzie. Nic nie obiecuję, ale postaram się aby był za tydzień.
Ps. Za wszelkie błędy przepraszam, rozdział był pisany na szybko ; ) 

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 44

~Ania~
Ósma rano.
Leżę na tym pierdolonym łóżku, zastanawiając się, jak moje życie będzie teraz wyglądało. Raczej końcówka życia. To takie dziwne uczucie wiedząc, że za rok najprawdopodobniej nie będzie mnie już na świecie. Znaczy będę, zakopana trzy metry pod ziemią w tej pieprzonej drewnianej skrzyni. Strasznie szybko to wszystko się kończy. Za szybko.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na Harrego. Siedział na krześle, przykryty kocem pochrapując cicho. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok. Ja go tak mocno kocham. W dodatku zawdzięczam mu życie. Gdyby tydzień temu nie znalazł mnie na tych schodach, najprawdopodobniej wykrwawiłabym się. Siedzi tu ze mną przez prawie cały czas. Nie chce iść do domu, nawet gdy go o to proszę. To miłe, ale zaczynam się o niego martwić. W końcu to tylko człowiek i powinien w końcu solidnie wypocząć.
- Pani Anno? - na ziemię sprowadził mnie szept pielęgniarki. Spojrzałam na nią trochę osłupiała. Nie spałam praktycznie całą noc.
- Słucham?
- Pan doktor panią prosi. - uśmiechnęła się serdecznie, na co odpowiedziałam jej tym samym. Może i umieram, ale nie zamierzam moich ostatnich dni zmarnować na jakieś humorki. Muszę je wykorzystać.
- Już idę. - zdjęłam kołdrę z nóg i wolno zeszłam z łóżka. Pielęgniarka podjechała do mnie z wózkiem inwalidzkim. - Nie trzeba, ten kawałeczek przejdę o własnych siłach. - powiedziałam. Nie zbyt szybkim krokiem wyszłam na korytarz, kobieta po chwili do mnie dołączyła. Popatrzyłam na nią z pewną życzliwość i wysłałam kolejny uśmiech.
- Mogę panią o coś zapytać? - odezwała się, patrząc to na mnie to w podłogę.
- Oczywiście.
- Nie wiem jak mam to ująć... Chodzi o to, że ostatnio pani postawa bardzo mi... Jakby to powiedzieć. Pani zachowanie mnie bardzo zaciekawiło. - zrobiła przerwę, badając moją reakcję. Ja jednak spokojnie czekałam na kontynuację. - Czytałam historię pani choroby. Wiem na co jest pani chora i ile czasu zostało pani do... - urwała.
- Śmierci. - ten wyraz tak obco brzmiał w moich ustach, ale wypowiadając go zrobiło mi się lżej. Nie mogę przyjąć do wiadomości, że to właściwie już koniec, w końcu będę musiała to sobie uzmysłowić. Zaczynam się do tego przyzwyczajać.
Dziewczyna spojrzała na mnie z pewnym respektem, po czym nabierając głośno powietrza ciągnęła dalej.
- Jest pani ode mnie młodsza o kilka dobrych lat, ma pani sławnego narzeczonego, przyjaciół, rodzinę, a mimo tego widzę panią cały czas uśmiechniętą. Zupełnie jakby wizja śmierci nie robiła na pani żadnego wrażenia i była dla pani obojętna. Po prostu nie rozumiem jak pani to robi, że tak szybko pogodziła się z tym, że będzie musiała odejść.- zatrzymałam się i spojrzałam na kobietę.
- Jak masz na imię? - zapytałam łagodnie.
- Carmen, ale co to ma do mojego pytania?
- Carmen tak? Bardzo ładne imię, ja jestem Ania. - powiedziałam podając jej rękę. - Proszę nie mów mi już ,,pani'' dobrze? - ruszyłyśmy dalej korytarzem. Widziałam, że Carmen bardzo zdziwiło moje zachowanie.
- Dobrze. Więc odpowiesz na moje pytanie? Oczywiście nie naciskam, jeśli nie chcesz to nie musisz mówić.
Westchnęłam cicho, zastanawiając się co właściwie powinnam jej powiedzieć.
Tak naprawdę to cholernie się boję śmierci i wcale nie chcę odchodzić. Staram się jednak okłamywać sama siebie i wmawiać sobie, że wszystko będzie dobrze, chociaż wiem, że nie będzie. Wszystko po to, aby mój narzeczony jakoś sobie z tym poradził. 
Jednak zamiast tego z moich ust wypływają inne słowa.
- Naturalną rzeczą jest to, że się boję. Każdy człowiek obawia się śmierci. Mi jednak zostało tak mało czasu, że nie chcę płakać, złościć się czy przechodzić jakiejś depresji. Chcę aby te ostatnie miesiące były najlepszymi w moim życiu. Abym odeszła szczęśliwa. Muszę być silna dla siebie i Harry'ego. - Carmen spojrzała na mnie z szacunkiem i z smutkiem. Gry tak patrzyłam w jej brązowe tęczówki, coś zrozumiałam. Zrozumiałam sens tych wszystkich pytań. Jej oczy wręcz wykrzykiwały prawdę. Dlaczego ja tego wcześniej nie zobaczyłam?
- Ile ci zostało? - zapytałam patrząc na nią łagodnie, ale strach jaki zobaczyłam na jej twarzy sprawił, że pożałowałam tego pytania.
- Około pięciu lat. - powiedziała ledwie słyszalnie, jednak wystarczająco głośno, aby do moich oczu napłynęły łzy. Widok takich ludzi sprawia, że serce mi się kraja, ale świadomość, że sama jestem taką osobą, nie robi już na mnie takiego wrażenia.
Podeszłam do niej bliżej i mocno przytuliłam. Czułam, że to jedyne co mogę dla niej zrobić.
- Wykorzystaj je. - szepnęłam do jej ucha. Po czym się odsunęłam i z małym uśmiechem weszłam do lekarskiego gabinetu. Szybko wytarłam ręką policzki i usiadłam na krześle przy biurku. Po drugiej stronie siedział już doktor Whether. Spojrzał na mnie i bez słowa wręczył mi pudełko chusteczek.
- Dziękuję. - powiedziałam. Chciałam mu je oddać, ale ręką pokazał, abym je trzymała.
- Lepiej niech je pani ma. - Zawsze w tym lekarzu podobało mi się to, że był radosny. Potrafił znajdować dobre strony każdej sytuacji. Dlatego trochę zmartwiło mnie to, że teraz wygląda jakby zobaczył ducha. Którym niedługo będziesz. 
- Nie będę pani okłamywać. - powiedział opierając łokcie o biurko.- Chcieliśmy spróbować wprowadzić chemioterapię do pani leczenia. To mogłoby dać pani trochę więcej czasu. - Mówił patrząc na mnie poważnie. Coś tu nie pasowało.
- Dlaczego używa pan czasu przeszłego? - W jego oczach widziałam ból i zmęczenie. Nie wiem czy naprawdę mi współczuł, czy czuł się źle bo musi mi powiedzieć za chwilę coś okropnego czy najzwyczajniej w świecie jest zmęczony po dyżurze. Wszystko okaże się za kilka chwil.
- Nastąpiła komplikacja. - przyznał pocierając nerwowo dłonie.
- Jaka? - chciałam już to wiedzieć. Chciałam wiedzieć nawet jeśli się okaże, że umrę jutro. Wolę świadomość niż niewiedzę.
- Jest pani w ciąży.

***
Nie ma sensu prowadzić tego bloga. Padło pytanie, czy będę go kontynuowała, więc odpowiadam. Jeszcze kilka rozdziałów i będzie koniec ,,Nie oceniajmy książki po okładce'' ;c