niedziela, 27 października 2013

Rozdział 38

Weszłam do domu i usłyszałam śmiechy. Obok mnie stała uradowana Patrycja. Nie miałam wątpliwości , że to z powodu Wojtka. Chociaż siedziałam kawałek od nich, doskonale słyszałam ich docinki i nieraz się lekko śmiałam, co było bardzo niezrozumiałe dla Harrego.
- Czyli ty jesteś z Louisem? Tym w paski? - zapytał Wojtek.
- Tak i noszę pod sercem dwa louisiątka. - uśmiechnęła się szeroko. - moim zdaniem to one już są większe od ciebie.
- Dziewczyno, minęło tyle lat, czemu ty nie możesz przestać naśmiewać się z mojego wzrostu?
- Ja tylko stwierdzam fakty.
- Wyobraź sobie, że dziewczyny lecą na takich małych słodziaków. - Mówiąc to wypiął pierś i uśmiechnął się, pokazując swoje wszystkie zęby.
- Oj Wojtek, dziewczyny niewidome i z neta się nie liczą. - poklepała go lekko po ramieniu.
- Wyobraź sobie, że mam dziewczynę. Mieszkam z nią tutaj w Londynie.
- Co z nią nie w porządku?
- Dlaczego miałoby być coś nie w porządku?
- Bo nikt przy zdrowym rozumie by się z tobą nie wiązał, nie mówiąc już o mieszkaniu.
- Wiesz co? Mam nadzieję, że te dzieci pójdą w Louisa. - spojrzał na brzuch.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że ta dziewczyna w ogóle istnieje. - Wojtek spojrzał na nią, a ja dostrzegłam jak kieruje palce za sobą.
- Istnieje.
- Więc jak ma na imię?
- Em... Lucy. - powiedział i zaczął się drapać po karku, na co Patrycja zaczęła się śmiać.
- A ja jestem księdzem.
- Mam dziewczynę!
- Urojoną.
- Mam prawdziwą dziewczynę!
- Wojtek, znam cię nie od dziś, wiem kiedy kłamiesz.
- Masz jakiś skaner w oczach czy co?
- Po prostu jestem kobietą.
- No tak, bo kobieta to najlepszy przyjaciel człowieka.
- No wiesz co! - zanim się spostrzegłam, Wojtek dostał z liścia w twarz, tak jak zawsze gdy powiedział coś głupiego. Patrycji sprawiało to po prostu frajdę i chyba przez to chodzi teraz taka radosna. Gdy na nią patrzyłam to chciało mi się śmiać. Po chwili dołączył do nas Harry, który odstawiał samochód do garażu. weszliśmy wspólnie do salonu i moim oczom ukazała się blondynka z pięknym uśmiechem. Siedziała otoczona ramieniem Zayna. Gdy nieznajoma dziewczyna nas zobaczyła, szybko wstała i podeszła.
- Cześć, jestem Perrie. - podała rękę Patrycji, potem Harremu i mi na końcu. Sprawiała wrażenie bardzo przyjaznej dziewczyny, a ja miałam wrażenie, że gdzieś ją już widziałam.

~Patrycja~
Dzisiaj mam świetny dzień. Spotkałam po latach tego małego przygłupa, właśnie poznaję się z Perrie Edwards i jeszcze, gdy spojrzę w dół na mój brzuszek zalewa mnie kolejna fala radości. Coś pięknego. Perrie była bardzo zabawną i uśmiechniętą dziewczyną. Właściwie tak, jak ja z dziewczynami. Razem z Anią rozmawiałyśmy z nią długo i dobrze się dogadywałyśmy. Chłopaki w tym czasie dyskutowali coś między sobą, a szczególnie Harry z Louisem, który niedawno wrócił do domu.
- Patrycja? - zapytała Ania szeptem. Stałyśmy trochę na uboczu, a Perrie przed chwilą poszła do łazienki.
- Co?
- Kto to jest? Znaczy... Ona jest kimś znanym? - spojrzałam na nią z politowaniem.
- Jezu... - powiedziałam i zasłoniłam oczy ręką.  Ręce opadają przy tej dziewczynie. - pomyślałam.
- No co? Nie chcę wyjść na głupią dlatego pytam.
- Little Mix, mówi ci to coś?
- Aaa... To ona?!
- Idiots everywhere... - Gdy Perrie wróciła z łazienki, oświadczyła, że będzie się już zbierać. Pożegnała się z nami i razem z Zaynem, który zobowiązał się ją odprowadzić, wyszła. Usiadłam na fotelu i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie Ani i Harrego.
- Zachowujesz się jakbyś to ty była w ciąży. - Mocno zaakcentował słowo ,,ty''.
- To, że zmieniłam zdanie to nie znaczy, że jestem w ciąży.
- Rozumiem raz zmienić zdanie, ale sześć? Zadałem proste pytanie, co zrobić na kolację? A ty zdążyłaś na mnie nakrzyczeć, przeprosić, powiedzieć kilka komplementów, a potem stwierdzić, że cię denerwuję. To kochanie nazywa się zmienność nastrojów.
- Nakrzyczałam na ciebie, bo rozbiłeś kolejną figurkę z kredensu, a powiedziałam, że mnie denerwujesz, ponieważ rzuciłęś we mnie poduszką, a potem zabrałeś jeszcze telefon i zacząłeś czytać sms! Ty się jak dziecko zachowujesz.
- Dużo nie przeczytałem bo większość po polsku. - zrobił minę jakby żałował, że nie zna polskiego, ale wiedziałam, że tak naprawdę to w duchu się śmieje.
- Wyobraź sobie, że utrzymuje kontakt ze znajomymi z Polski. Idziesz zrobić te zapiekanki?
- Jak bardzo ładnie poprosisz to pójdę. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Czyli idę do McDonalda. - Wstała i poszła na korytarz. Jednak nie słyszałam odgłosów ubierania się, więc przeczuwałam, że stoi i czeka na loczka.
- Ja ci dam McDonald! - Też wstał i poszedł tą samą drogą, co wcześniej Ania. - już ci robię te zapiekanki. - słychać było uderzenia blaszek i odgłos otwierania lodówki i piekarnika.
- To ja pójdę pod prysznic, jak skończysz to przyjdź. - usłyszałam Anie i kroki po schodach.
- Czekaj! Jedzenie mogę zrobić później! Idę z tobą. - zaśmiałam się lekko na entuzjazm Harrego. Spojrzałam na Louisa siedzącego na kanapie, który bacznie mi się przyglądał. Patrzyliśmy tak na siebie w milczeniu przez kilka sekund po czym zapytałam.
- Stało się coś? Brudna jestem na twarzy?
- Wyglądasz pięknie, jak zawsze. - uśmiechnął się szeroko.
- Mam wrażenie, że chodzi o coś innego. - spojrzałam na niego podejrzanie. - Co przeskrobałeś?
- Ja? Przecież ja grzeczny jestem.
- Jak śpisz i jeść nie wołasz.
- No dobra, chcę się ciebie o coś zapytać.
- Więc słucham?
- Kim jest dla ciebie Wojtek? Łączyło was kiedyś coś szczególnego, no wiesz... Byliście razem? - mimowolnie dostałam ataku śmiechu na słowa, które wypowiedział. Wiedziałam, że to niegrzeczne, ale nie mogłam się opanować. Louis patrzył na mnie jak na idiotkę, a ja uspokoiłam się dopiero po pewnym czasie.
- Przepraszam... Ja i ten mały idiota? Chyba bym umarła.
- Myślałem, że coś do siebie czuliście skoro tak sobie dogrywacie.
- Harry zdał ci relacje z dzisiejszego pobytu w szpitalu?
- Powiedział co tam się stało.
- Możesz być pewny, że ja i Wojtek to tylko znajomi. Chodziliśmy kiedyś razem do klasy i tyle.
- Ufam ci.
- Wiem. - uśmiechnęłam się. - Chodź na górę, pokarzę ci jakie łóżeczka wybrałam dla małych.
~*~
Początek maja, oznaczał jedno: w końcu zrobiło się ciepło. Szczególnie piękne są wieczory. Rozgwieżdżone niebo. Coś pięknego. Rozkoszowałam się tym widokiem siedząc na łóżku. Okno miałam otworzone na roścież dzięki czemu widziałam skrawek nieba. Usłyszałam nagle, ze drzwi się uchylają i ktoś wchodzi do pokoju. Nie odwróciłam się ani na moment. Po chwili poczułam czyjeś warki na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Kocham cię. - usłyszałam.
- Ja ciebie też. Długo wam się zeszło z tym teledyskiem.
- No, za długo. Co dzisiaj dobiłaś?
- Byłam na zakupach.
- Sama?
- Z Wojtkiem. - Nagle odsunął się ode mnie jak poparzony i poszedł na środek pokoju czochrając swoje brązowe włosy. Wiedziałam, że w taki sposób się uspokaja.
- Co jest? - zapytałam. Kompletnie nie rozumiałam jego zachowania.
- Nic. - odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Po chwili znowu siedział obok mnie i obejmując za mój zaokrąglony brzuszek, wrócił do poprzedniej czynności. Jego pieszczoty mnie relaksowały. Kochałam go ponad wszystko. Cieszyłam się, że jesteśmy małżeństwem i już niedługo będziemy mieli dzieci. Moje przemyślenia przerwał mi telefon, którego dźwięk roznosił się po całym pokoju. Louis przerwał swoje pocałunki i zrezygnowany przeczołgał się przez łóżko do szafki nocnej, na której leżała moja komórka. Spojrzał na wyświetlacz i mogę przysiąc, że powiedział ciche ,,kurwa''.
- Kto to? - zapytałam. On rzucił mi telefon i schodząc z łóżka oznajmił.
- Wojtek. - zaczął się kierować w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Na dół, nie zamierzam wam przeszkadzać. - w jego głosie słyszałam wyraźną irytację i gniew.
- Ej, nie obrażaj się.
- Odbierz, bo on się obrazi.
- O co ci chodzi? - wcisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon na poduszkę, po czym wstałam i podeszłam do bruneta.
- Mi? Mi o nic nie chodzi.
- Przecież widzę, że chodzisz nadąsany jak zarozumiała księżniczka.
- Ja jestem zarozumiałą księżniczką? - powtórzył po mnie.
- Ok, możesz mi wytłumaczyć dlaczego się obrażasz, albo powtarzać wszystko co powiem w formie pytania. - przewróciłam oczami.
- Chcesz wiedzieć o co chodzi? Proszę bardzo! Oddalasz się ode mnie! - podniósł lekko głos.
- Ja? Co ja takiego robię?!
- Właśnie chodzi o to, że nic nie robisz! Całymi dniami nie ma cię w domu, bo szlajasz się gdzieś z tym swoim Wojtusiem! Za niego było wyjść za mąż! - W tym momencie wszystko nabrało dla mnie sensu. Zawsze był zdenerwowany w obecności Wojtka, a gdy chciałam abyśmy wyszli we trójkę to wiecznie bolała go głowa.
- Jesteś zazdrosny! - krzyknęłam.
- Tak! Ale nie nie o niego! Tylko o to, ze z nim spędzasz więcej czasu niż ze mną!
- Nie prawda!
- Jak wróciliśmy z chłopakami z Australii dwa dni temu, nie było cię w domu, bo gdzie byłaś? Z Wojtusiem w kinie! Nie zapytałaś się nawet jak było!
- Jezu raz nawaliłam a ty już robisz awanturę!
- To nie było raz. Odkąd pojawił się Wojtek tak jest cały czas, tylko, że wcześniej przymykałem na to oko.
- Było mi od razu powiedzieć, że jestem złą żoną!
-  Nie jesteś złą żoną, tylko chcę, abyś poświęcała mi więcej czasu, tak jak to było kiedyś. - złapał mnie za rękę i spojrzał prosto w oczy. - Kocham cię.
- Ja ciebie też, ale... No kurwa zdener...- nagle poczułam ból w brzuchu. Zaczęłam szybciej oddychać. Jedną dłonią położyłam w okolicach pępka a drugą mocniej zacisnęłam rękę Lou. Coś było nie tak.
- Matko Patrycja co się dzieje? Zaczyna się?
- To szósty miesiąc! Ale.. - przerwałam i jęknęłam z bólu. - ...coś złego się dzieje.
- Jedziemy do szpitala.




***
Trochę późno, ale jest ;p Miłego czytania życzę ;*

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 37

- Wyjeżdżam.- Spojrzałam na nią z troską.
- Gdzie?
- Do domu. Wracam do Polski, w ogóle nie powinnam tu przyjeżdżać.- powiedziała zrezygnowana.
- Wiesz, że uciekanie to nie rozwiązanie.
- A ty co byś zrobiła na moim miejscu? Nie uwierzę, że wybaczyła, chociaż jesteś chyba najbardziej wyrozumiałą osobą jaką znam. Tego, co zrobił, nie można wybaczyć. Ty Harremu też byś nie wybaczyła. Siedziałabyś już w samolocie i bóg wie gdzie leciała. Schowałabyś się i nie chciała go więcej spotkać. Chciałabyś zacząć nowe życie i zapomnieć o tym, co tu się stało. Zapomnieć o Londynie i One Direction. - Zrobiła krótką przerwę i patrzyła na moją reakcję. Stałam i patrzyłam na nią w skupieniu, analizując każde jej słowo. - Tego też chcę ja. Chcę się odciąć od wszystkich na jakiś czas. Zacząć wszystko w nowym miejscu. Może to będzie Hiszpania, Niemcy, Ameryka, a może Polska, tego nie wiem! Ale na pewno nie zostanę w Londynie. - w czasie jej wypowiedzi, widziałam siebie na jej miejscu. Paulina i tak była silna, ponieważ ja pewnie bym teraz płakała jak małe dziecko. Boję się w ogóle myśleć, co by mi przyszło do głowy. Jeszcze raz wysłałam jej łagodne spojrzenie. Rozumiałam ją.
- Jedź.- uniosłam lekko kąciki ust. Paulina przytuliła się do mnie i poszłyśmy obie do jej pokoju, aby spakować część jej rzeczy.
~*~
Jest początek kwietnia. Wszystko jest zupełnie inaczej. Paulina zamieszkała w jakimś małym, polskim  miasteczku nieopodal Gdańska. Z tego co wiem, to ma kilkadziesiąt kilometrów do Bałtyku. Oczywiście, razem z Patrycją wprosimy się nie długo z wizytą, a dokładniej w tedy, gdy chłopaki pojadą w trasę, co ma nastąpić zaraz po moim ślubie z Harrym. A co do Patrycji, to jest w piątym miesiącu ciąży i już zaokrąglił jej się brzuszek. Louis lata koło niej jak głupi i spełnia każdą jej zachciankę, nawet te dziwne. Termin mojego ślubu z Harrym to dwunasty lipca. Dzisiaj Harry jedzie kupić garnitur, a ja razem z Julią, zamierzamy znaleźć sukienkę. Chociaż staram się to zrobić od dwóch tygodni i byłam już chyba w każdym salonie sukien ślubnych w Londynie. Siedzę teraz w jednej z tych kawiarni w centach handlowych i popijam kawę, oglądając kolejny katalog z odzieżą ślubną oraz czekając na Julię. Miała się pojawić za minimum pół godziny, więc miałam sporo czasu. Nagle usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła. Podniosłam niechętnie wzrok i zobaczyłam Jamesa. Nie, nie, nie! - pomyślałam.
- Śledzisz mnie? - spojrzałam na brązowookiego.
- Proszę cię nie rób tego. - powiedział i spojrzał na katalog, który cały czas trzymałam w ręce.
- O co ci chodzi? - to było pytanie retoryczne, bo dobrze wiedziałam co chciał przez to powiedzieć.
- To jest błąd. Będziesz żałować, zobaczysz.
- Jedyne czego żałuję, to to, że wpadłam wtedy na ciebie w kawiarni. - powiedziałam i wstałam od stołu. Zaczęłam iść mijając różne sklepy, gdy nagle znowu go usłyszałam.
- Wiem, że zachowałem się jak dupek, ale to ty pierwsza mnie uderzyłaś.
- Fakt jesteś dupkiem i dlatego nie chcę z tobą gadać.
- No chyba nie myślisz, że będę tolerował uderzenia kobiety. - syknął.
- Nie obchodzi mnie, co tolerujesz, a co nie. Odczep się ode mnie.
- Lubię uparte sztuki.
- Na pewno nie jestem sztuką. Idź do domu. Połóż się spać czy coś.
- Chyba, że z tobą.
- Boże debilu! Spierdalaj! Mam dość ciebie i tego co robisz mi z życiem. Jestem z Harrym i tylko z Harrym. Już na zawsze. Więc powtórzę to jeszcze raz wolniej, wy-pier-da-laj zboczeńcu. - chciałam iść dalej, ale James chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, mocno go wykręcając. Syknęłam z bólu. Nasze klatki piersiowe, prawie się stykały. Poczułam smród alkoholu z jego ust, był tak intensywny, że aż dostałam mdłości. - Piłeś. - powiedziałam cicho.
- Nie zmieniaj tematu suko. Będziesz moja, zobaczysz. Będziesz mnie błagać, abym cię chciał. Padniesz na kolana. - z każdym słowem zaciskał mocniej rękę. Czułam już łzy na policzkach. Strasznie bolało.
- Posrało cię do reszty? - starałam się być nieugięta, ale wiedziałam, że długo nie wytrzymam.
- Dzisiaj przyjdziesz do mnie wieczorem. Jak cię nie będzie to inaczej pogadamy. - na jego twarzy pojawił się jadowity uśmieszek.
- Zawiedziesz się. - powiedziałam. Nagle wszystko zaczęło dziać się tak szybko. James rzucił mną o ścianę z taką siłą, że aż nie mogłam nabrać powietrza. Gdy w końcu mi się to udało zaczęła krzyczeć, co jeszcze bardziej rozwścieczyło chłopaka. Zdzielił mnie mocno po twarzy, przez co po chwili leżałam już na podłodze. Nagle poczułam okropny  ból. Mężczyzna zaczął mnie kopać. Łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach, a ból przeszywał mi całe ciało. Oczy zaczynały mi się kleić. Po chwili usłyszałam krzyki jakich mężczyzn i nagle kopanie ustało. Obraz mi się zaczął rozmazywać i pokazały się czarne plamy. Zdążyłam tylko dostrzec, że ktoś przytrzymuje Jamesa, po czym straciłam przytomność.
~*~
Obudziłam się parę minut później, okrążona sporą grupką ludzi. Nade mną stała jakaś kobieta, sprawdzająca mi puls.
- Budzi się. - usłyszałam jakiś męski głos. Spojrzałam w bok i zobaczyłam policję, biorącą Jamesa do radiowozu. Byłam tym wszystkim tak oszołomiona, że mało co rozumiałam.
- Jak się nazywasz? - zapytała.
- Ania Kwiatkowska. Co się stało? I kim pani jest?
- Jestem lekarzem, a ciebie pobił jakiś chłopak. Właśnie go zabierają. Znasz go?
- Niestety. - przetarłam ręką oczy, aby się trochę obudzić.
- Możesz ruszyć rękami? - tą, którą miałam przy twarzy, podniosłam i zrobiłam parę obrotów nadgarstkiem. Natomiast drugą rękę podniosłam, ale zaraz znowu opuściłam, bo strasznie zabolało.
- Podejrzewam, że złamana. No to jedziemy do szpitala. - uśmiechnęła się lekko.
~*~
Kilka godzin później siedziałam na krzesłach ustawionych w korytarzu szpitalnym. Okazało się, że mam złamaną rękę oraz rozciętą warkę i siniaka na policzku. Wyglądam jakby mnie bili w domu. Już widziałam te nagłówki gazet ,,Czy Harry Styles bije swoją narzeczoną?'', większego idiotyzmu w życiu nie spotkam. Nagle z gabinetu wyszedł lekarz.
- Może pani wejść do środka, przyjdę za chwilę. - Uśmiechnął się i mijając mnie poszedł wzdłuż korytarza. Wstałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam coś czego się w życiu nie spodziewałam, a raczej kogoś.
- Wojtek? - zmieniłam zdanie. Największy idiotyzm jaki w życiu widziałam, właśnie stał przede mną.
- Hej Anka co.. Pobiłaś się z kimś? - zapytał widząc moje obrażenia. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi.
- Raczej mnie pobito. Nie chcę o tym rozmawiać. - znowu chciał coś powiedzieć, ale go uprzedziłam.- A ty co robisz w Londynie, a tym bardziej w szpitalu?
- Jestem na studiach medycznych i teraz praktykuję.
- Wiem, że to może nie grzeczne ale muszę zapytać. Nauczyłeś się wreszcie angielskiego? Po tych wszystkich latach? Jeszcze w liceum miałeś zagrożenia z języka obcego. - spiorunował mnie wzrokiem.
- Na początku nie było kolorowo, ale teraz daję jakoś radę.
- Nie zapomnę jak pomyliłeś słuchać z lekcją, albo wiatr z oknem. - zaczęłam się śmiać. - ,, Okno w górach? Że co?'' - śmiałam się jeszcze głośniej widząc jego minę. Razem z Patrycją często mu z lekka dokuczałyśmy. No może ja mniej niż Pati. Po prostu lubiłam się z nim drażnić, ale Patrycja robiła to, aby się wyżyć. Potrafili się na jednej przerwie pobić, powyzywać, wyśmiewać i docinać. Nigdy im się to nie znudziło, w przeciwieństwie do osób z otoczenia. Pamiętam, jak już często miałam  ich dość i starałam się odciągnąć jedno od drugiego. Zwykle to nie było łatwe, bo specjalnie wchodzili sobie w drogę.
- Co u Kowalskiej? - zapytał specjalnie zmieniając temat.
- Już nie Kowalskiej. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Wyszła za mąż? Żartujesz... Ktoś w ogóle ją chciał?!
- Jest mężatką od dwóch miesięcy, spodziewa się dziecka i chyba planują sobie z mężem kupić własny dom.
- To gdzie ona mieszka?
- No w domu, ale ze mną i innymi.
- Muszę ją zobaczyć, zawsze byłem ciekaw jak wygląda w ciąży. - zaśmiałam się.
- Tylko pamiętaj, że ona nie może się denerwować, oprócz tego w czasie ciąży jest bardziej drażliwa niż kiedykolwiek. - przyznałam zgodnie z prawdą. Lepiej z nią nie zadzierać w jej obecnym stanie, biedny Lou.
- A ty? Sama jesteś czy kogoś masz? - poruszył śmiesznie brwiami, a ja się zaśmiałam. W szkole zawsze wszystkie dziewczyny, oprócz Patrycji oczywiście, uważały go za słodziaka. Pewnie przez jego śliczne oczka i niski wzrost. Nie mogę uwierzyć, że przez tyle lat tak mało urósł. Teraz jest mniej więcej mojego wzrostu, w czym ja jestem niską osobą.
- Zainteresowany jesteś?
- Oczywiście, porwę cię i zabiorę do Polski, a potem zmuszę do ślubu.
- Tak serio to jestem zaręczona. Jestem jednak ciekawa, czy ty nasz drogi Wojtusiu masz już kobietę swojego życia?
- Nie. - zrobił smutną minę, na co zachichotałam.
- Patrycja się ucieszy.
- Pewnie tak, szczególnie, że ona ma męża. - przyznał.
- Gdzie podział się właściwie ten lekarz?
- Poszedł na papierosa.
- Lekarz, który pali? A co z ,,palenie zabija''?
- Też bym chciał wiedzieć. On pali jak smok.
- Dobrze, że jeszcze pulmologiem nie jest. - stwierdziłam. W tym momencie wszedł lekarz, a ja dziękowałam w duchu, że mówiliśmy po polsku.
- No to zaczynamy. - uśmiechnął się.
~*~
Okazało się, że rękę mam złamaną w dwóch miejscach i teraz przez parę tygodni muszę nosić gips. Teraz czekam na jakiś papier, nawet sama nie wiem na co. Siedzę razem z Wojtkiem w poczekalni i wspominam dawne czasy.
- Ania! - usłyszałam swoje imię i po chwili zobaczyłam, że do szpitala weszli Harry i Patrycja.
- Hej kochanie! - powiedziałam i pocałowałam Harrego w policzek.
 - O kurde, mały idiota! - zapiszczała Pati i mogę przysiąc, że lekko podskoczyła na znak radości. Wojtek w tym czasie strzelił niezłego facepalma. - Co ty tu robisz?
- Zaczyna się. - powiedziałam cicho. Pomyślałam, że lepiej będzie jak nie będę tego słuchać, więc razem z Harrym odeszliśmy kawałek od nich. Usiedliśmy na krzesłach i zaczęliśmy rozmawiać. Wytłumaczyłam mu co się stało i muszę przyznać, że był bardziej zdenerwowany niż myślałam. Co ja gadam on był wkurwiony. Nie wiem co bardziej go denerwowało, to że ten palant mnie pobił, czy to, że w ogóle przyszedł po tym, co stało się na imprezie. W końcu jakaś mało przyjemna pielęgniarka podeszłą i podała mi wszystkie potrzebne dokumenty, dzięki czemu mogliśmy pojechać do domu, w którym czekała mnie kolejna niespodzianka. 











***
Jest kolejny rozdział. Chciałabym powiedzieć, że powoli zbliżam się do końca opowiadania. Mam już pomysł jak je skończyć i jaka akcje zrobić przed. Myślę, że będzie jeszcze kilkanaście rozdziałów i koniec ;) Pozdrawiam wszystkich i proszę o komentowanie tak jak zawsze ;D 

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 36

Od imprezy minął tydzień. Ja wróciłam na wykłady i do pomocy w fundacji, dziewczyny do pracy, a chłopaki z One Direction do... bycia One Direction. Wiem, że to co robią jest pracą, ale moim zdaniem to dla nich raczej zabawa. Karolina po tym wszystkim nie odezwała się do nikogo z naszego domu. Cały czas jestem na nią strasznie zła. James też nie pojawia się na uczelni. To nawet lepiej. Jezu, jacy ludzie potrafią być dwulicowi. Taki James, wydawał się świetnym, mądrym chłopakiem z poczuciem humoru. Przecież ja z  nim umiałam przegadać całe wykłady, a teraz co? Okazał się dupkiem. Jednak co do Karoliny. Zachowała się okropnie, całowała Niall i podrywała Harrego, ale to moja siostra. Z każdym dniem, jestem bliższa tego, aby do niej zadzwonić i porozmawiać o tym wszystkim. Moje myślenie, przerwało mi pukanie do drzwi. siedziałam sama w pokoju z książką w ręku, jednak zamiast czytać rozmyślałam nad tym wszystkim. Powiedziałam ciche ,,proszę'' i po chwili zobaczyłam Zayna.
- Możemy porozmawiać? - zapytał. Kiwnęłam głową na zgodę i po chwili wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Usiadł na przeciwko mnie na łóżku. Jego oczy się szkliły, tak jakby zaraz miał płakać, ale byłam pewna, że tego nie zrobi. Był typem mężczyzny, który nie płacze.Przez chwilę w ciszy patrzyliśmy sobie w oczy. Czekałam, aż powie, co go do mnie sprowadza. On tak jakby się wahał i zastanawiał, co ma powiedzieć. W końcu jednak spojrzał w okno.
- Głupia pogoda, prawda?
- Przyszedłeś porozmawiać ze mną o pogodzie? - on jednak zaczął mówić dalej, tak jakby w ogóle mnie nie słyszał.
- Jest straszny mróz, wszystko skute lodem. Zupełnie... Zupełnie tak, jak się czuję. - spojrzał na mnie z bólem w oczach. Ja jednak milczałam, dając mu do zrozumienia, aby mówił dalej.  - Czuję się zimny, bez sumienia, głupi jak.. Jak... Jak but. Zrobiłem największą głupotę na świecie. Nigdy tego nie naprawię i nigdy nie będzie mi to wybaczone. Ania... Ja na weselu Patrycji i Lou... Nie wybaczę sobie tego, ale ja przespałem się z Karoliną. - powiedział i do jego oczu napłynęły łzy. Wypowiadał te wszystkie słowa z taką trudnością, jakby każde bolało go jak uderzenie w twarz. Siedziałam oszołomiona. Jego słowa w ogóle do mnie nie docierały. Moja siostra zrobiła coś takiego? Po chwili Malik kontynuował.- Ja nawet tego nie pamiętam. Upiłem się na tym weselu i urwał mi się film. Wiem, ze alkohol nie jest usprawiedliwieniem moich czynów, lecz nie chcę tracić Pauliny. Kocham ją i... Boje się. Boję się przyznać do tej pierdolonej pomyłki! Naprawdę ja kocham i nie wiem, czy przeżyję to, że ode mnie odejdzie. Chociaż wiem, że to już nieuniknione. Spierdoliłem co całej linii. Wiem o tym! Nie potrafię jednak pojąć, że moje szczęście, minęło w tak krótkim czasie.- Powiedział i schował twarz w dłoniach. nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Chciało mi się płakać tak samo, jak jemu. Nie dość, że skrzywdził siebie, ale również Paulinę. Usiadłam obok niego i mocno przytuliłam. Nie zamierzałam na niego krzyczeć, czy prawić mu kazań, bo sam żałował tego co zrobił. Utkwiłam wzrok w drzwiach i nagle coś do mnie dotarło. Są uchylone. Zostawiłam na chwilę Mulata i powoli do nich podeszłam, obawiając się najgorszego. Chwyciłam za klamkę i je szerzej otworzyłam. Moje oczy otworzyły się do granic możliwości. Przede mną stała oszołomiona Paulina.
- Chciałam ci tylko powiedzieć... Że Harry cię woła. - po jej bladym policzku dostrzegłam łzę. Dziewczyna spojrzała na mnie, a potem na Zayna, który nie wiem kiedy stanął przy mnie.
- Paulina ja...
- Nie przepraszaj. - powiedziała stanowczo. Po czym odwróciła się i zaczęła biec korytarzem. Zayn stał, nie wiedząc co zrobić.
- Biegnij za nią. Może da się jeszcze coś zrobić. - powiedziałam i po chwili już widziałam, jak Zayn zbiega po schodach.
~Trochę później~
Siedziałam sama w salonie z telefon w ręce i czekałam na resztę. To czekanie mnie wkurzało. Nic nie mogę zrobić. Paulina, gdy usłyszała słowa Zayna, wybiegła z domu i dotąd nie wróciła. Malik, Horan, Payne i Julia szukają ją po całym Londynie. Natomiast Lou, Patrycja i Harry są w szpitalu. Pati jest w ciąży i gdy powiedziałam jej co się stało, zaczął strasznie boleć ją brzuch. Więc Harry zawiózł ją i roztrzęsionego Louisa do pobliskiego szpitala. Wstałam z kanapy i poszłam do kuchni. Wzięłam mój ukochany żółty kubek i zrobiłam sobie herbaty. Wzięłam mały łyk gorącego napoju i poczułam przy tym miłe ciepło w środku. Odstawiłam kubek i cicho westchnęłam. Już nic nie będzie takie samo - pomyślałam. Usłyszałam ciche wibracje. Podeszłam do stołu, na którym leżał mój telefon i spojrzałam na ekran. Harry dzwonił, więc bez żadnych zastanowień, odebrałam.
- Co z Pati? - walnęłam prosto z mostu. Bałam się o moją przyjaciółkę i jej maleństwo.
- Też cię kocham słonko. - powiedział radosnym tonem.
- Rozumiem, że już z nią lepiej.
- Nie, nie jestem zmęczony, miło że pytasz. - zaśmiał się do słuchawki.
- Jejku Harry! Proszę cię, powiedz mi, co się dzieje, bo ja tu już czwartą melisse na uspokojenie piję, a i tak zaraz dostanę zawału serca! - krzyknęłam do słuchawki.
- Zawsze uważałem, że za bardzo wszystko przeżywasz.
- Niestety taka moja natura. - dodałam już poirytowana. Co on sobie wyobraża? Ja tu się boję, a on żartuje. - Dowiem się co tam się dzieje?
- Co się dzieje? Jakaś pielęgniarka przyczepiła się do Louisa i co chwile wysyła mi błagalne spojrzenia o pomoc, ale ja tam wolę się pośmiać. Do tego w ogóle nie mogę skupić myśli przez jakiegoś pacjenta z oddziału psychiatrycznego piętro niżej, bo cały czas krzyczy po hiszpańsku i za cholerę nic nie rozumiem..
- Harry! Jak mi zaraz nie powiesz co z Patrycją, to obiecuję ci, że śpisz u siebie. - wiedziałam, że to dobry szantaż. Przez mój ,,prezent urodzinowy'' dla Hazzy, dowiedziałam się, że mój ukochany to niewyżyty seksoholik. Nie mam pojęcia, jak on wytrzymał tyle czasu bez stosunku.
- Dobra, jak tak stawiasz sprawę.
- No to słucham?
- Z Patrycją wszystko w porządku. Zostawiają ją tylko na obserwację.
- A z dzieckiem? Nic mu się nie stało? - Harry zaczął się śmiać, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
- Dzieckiem? Chyba dziećmi. - chwilę zajęło, zanim te słowa do mnie trafiły.
- Będą bliźniaki?
- Żeby tylko.
- Trojaki?
- Nie spodziewałem się, że Louis ma taki talent do robienia dzieci.
- Czyli jeszcze więcej? To ile ich będzie?
- Czworo.
- O kur*a. - strzeliłam tak zwanego facepalm'a.
- Żartowałem, dwójka będzie. - zaśmiał się.
- Boże Styles, czy ty im zabrałeś jakieś proszki z tego szpitala, że ci tak odwala? - zapytałam.
- Nie, po prostu mam dobry humor. Niedługo wrócimy z Lou. Będę kończyć kochanie. Muszę ratować Tommo, ta dziewczyna nie jest specjalnie pierwszej urody, więc trochę mi już go żal.
- Uważaj, żeby Pati jej nie widziała.
- Patrycja się z tego śmiała. - teraz ja się zaśmiałam.
- No chyba, że tak. - nagle usłyszałam trzask drzwi. - Do zobaczenia. - nie czekając na jego  odpowiedź, wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Wyszłam z kuchni i skierowałam się do holu. Uśmiechnęłam się szeroko, bo zobaczyłam Paulinę.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy! - podbiegłam do niej i mocno przytuliłam, jakbym się upewniała, że jest prawdziwa i moja wyobraźnia znowu nie płata mi figla. Po chwili jednak usłyszałam coś, czego bałam się najbardziej.
- Wyjeżdżam.



***
Przepraszam, że tak późno, ale mam małe problemy z internetem ;p Pozdrawiam wszystkich serdecznie i proszę o komentarze :D