niedziela, 27 października 2013

Rozdział 38

Weszłam do domu i usłyszałam śmiechy. Obok mnie stała uradowana Patrycja. Nie miałam wątpliwości , że to z powodu Wojtka. Chociaż siedziałam kawałek od nich, doskonale słyszałam ich docinki i nieraz się lekko śmiałam, co było bardzo niezrozumiałe dla Harrego.
- Czyli ty jesteś z Louisem? Tym w paski? - zapytał Wojtek.
- Tak i noszę pod sercem dwa louisiątka. - uśmiechnęła się szeroko. - moim zdaniem to one już są większe od ciebie.
- Dziewczyno, minęło tyle lat, czemu ty nie możesz przestać naśmiewać się z mojego wzrostu?
- Ja tylko stwierdzam fakty.
- Wyobraź sobie, że dziewczyny lecą na takich małych słodziaków. - Mówiąc to wypiął pierś i uśmiechnął się, pokazując swoje wszystkie zęby.
- Oj Wojtek, dziewczyny niewidome i z neta się nie liczą. - poklepała go lekko po ramieniu.
- Wyobraź sobie, że mam dziewczynę. Mieszkam z nią tutaj w Londynie.
- Co z nią nie w porządku?
- Dlaczego miałoby być coś nie w porządku?
- Bo nikt przy zdrowym rozumie by się z tobą nie wiązał, nie mówiąc już o mieszkaniu.
- Wiesz co? Mam nadzieję, że te dzieci pójdą w Louisa. - spojrzał na brzuch.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że ta dziewczyna w ogóle istnieje. - Wojtek spojrzał na nią, a ja dostrzegłam jak kieruje palce za sobą.
- Istnieje.
- Więc jak ma na imię?
- Em... Lucy. - powiedział i zaczął się drapać po karku, na co Patrycja zaczęła się śmiać.
- A ja jestem księdzem.
- Mam dziewczynę!
- Urojoną.
- Mam prawdziwą dziewczynę!
- Wojtek, znam cię nie od dziś, wiem kiedy kłamiesz.
- Masz jakiś skaner w oczach czy co?
- Po prostu jestem kobietą.
- No tak, bo kobieta to najlepszy przyjaciel człowieka.
- No wiesz co! - zanim się spostrzegłam, Wojtek dostał z liścia w twarz, tak jak zawsze gdy powiedział coś głupiego. Patrycji sprawiało to po prostu frajdę i chyba przez to chodzi teraz taka radosna. Gdy na nią patrzyłam to chciało mi się śmiać. Po chwili dołączył do nas Harry, który odstawiał samochód do garażu. weszliśmy wspólnie do salonu i moim oczom ukazała się blondynka z pięknym uśmiechem. Siedziała otoczona ramieniem Zayna. Gdy nieznajoma dziewczyna nas zobaczyła, szybko wstała i podeszła.
- Cześć, jestem Perrie. - podała rękę Patrycji, potem Harremu i mi na końcu. Sprawiała wrażenie bardzo przyjaznej dziewczyny, a ja miałam wrażenie, że gdzieś ją już widziałam.

~Patrycja~
Dzisiaj mam świetny dzień. Spotkałam po latach tego małego przygłupa, właśnie poznaję się z Perrie Edwards i jeszcze, gdy spojrzę w dół na mój brzuszek zalewa mnie kolejna fala radości. Coś pięknego. Perrie była bardzo zabawną i uśmiechniętą dziewczyną. Właściwie tak, jak ja z dziewczynami. Razem z Anią rozmawiałyśmy z nią długo i dobrze się dogadywałyśmy. Chłopaki w tym czasie dyskutowali coś między sobą, a szczególnie Harry z Louisem, który niedawno wrócił do domu.
- Patrycja? - zapytała Ania szeptem. Stałyśmy trochę na uboczu, a Perrie przed chwilą poszła do łazienki.
- Co?
- Kto to jest? Znaczy... Ona jest kimś znanym? - spojrzałam na nią z politowaniem.
- Jezu... - powiedziałam i zasłoniłam oczy ręką.  Ręce opadają przy tej dziewczynie. - pomyślałam.
- No co? Nie chcę wyjść na głupią dlatego pytam.
- Little Mix, mówi ci to coś?
- Aaa... To ona?!
- Idiots everywhere... - Gdy Perrie wróciła z łazienki, oświadczyła, że będzie się już zbierać. Pożegnała się z nami i razem z Zaynem, który zobowiązał się ją odprowadzić, wyszła. Usiadłam na fotelu i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie Ani i Harrego.
- Zachowujesz się jakbyś to ty była w ciąży. - Mocno zaakcentował słowo ,,ty''.
- To, że zmieniłam zdanie to nie znaczy, że jestem w ciąży.
- Rozumiem raz zmienić zdanie, ale sześć? Zadałem proste pytanie, co zrobić na kolację? A ty zdążyłaś na mnie nakrzyczeć, przeprosić, powiedzieć kilka komplementów, a potem stwierdzić, że cię denerwuję. To kochanie nazywa się zmienność nastrojów.
- Nakrzyczałam na ciebie, bo rozbiłeś kolejną figurkę z kredensu, a powiedziałam, że mnie denerwujesz, ponieważ rzuciłęś we mnie poduszką, a potem zabrałeś jeszcze telefon i zacząłeś czytać sms! Ty się jak dziecko zachowujesz.
- Dużo nie przeczytałem bo większość po polsku. - zrobił minę jakby żałował, że nie zna polskiego, ale wiedziałam, że tak naprawdę to w duchu się śmieje.
- Wyobraź sobie, że utrzymuje kontakt ze znajomymi z Polski. Idziesz zrobić te zapiekanki?
- Jak bardzo ładnie poprosisz to pójdę. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Czyli idę do McDonalda. - Wstała i poszła na korytarz. Jednak nie słyszałam odgłosów ubierania się, więc przeczuwałam, że stoi i czeka na loczka.
- Ja ci dam McDonald! - Też wstał i poszedł tą samą drogą, co wcześniej Ania. - już ci robię te zapiekanki. - słychać było uderzenia blaszek i odgłos otwierania lodówki i piekarnika.
- To ja pójdę pod prysznic, jak skończysz to przyjdź. - usłyszałam Anie i kroki po schodach.
- Czekaj! Jedzenie mogę zrobić później! Idę z tobą. - zaśmiałam się lekko na entuzjazm Harrego. Spojrzałam na Louisa siedzącego na kanapie, który bacznie mi się przyglądał. Patrzyliśmy tak na siebie w milczeniu przez kilka sekund po czym zapytałam.
- Stało się coś? Brudna jestem na twarzy?
- Wyglądasz pięknie, jak zawsze. - uśmiechnął się szeroko.
- Mam wrażenie, że chodzi o coś innego. - spojrzałam na niego podejrzanie. - Co przeskrobałeś?
- Ja? Przecież ja grzeczny jestem.
- Jak śpisz i jeść nie wołasz.
- No dobra, chcę się ciebie o coś zapytać.
- Więc słucham?
- Kim jest dla ciebie Wojtek? Łączyło was kiedyś coś szczególnego, no wiesz... Byliście razem? - mimowolnie dostałam ataku śmiechu na słowa, które wypowiedział. Wiedziałam, że to niegrzeczne, ale nie mogłam się opanować. Louis patrzył na mnie jak na idiotkę, a ja uspokoiłam się dopiero po pewnym czasie.
- Przepraszam... Ja i ten mały idiota? Chyba bym umarła.
- Myślałem, że coś do siebie czuliście skoro tak sobie dogrywacie.
- Harry zdał ci relacje z dzisiejszego pobytu w szpitalu?
- Powiedział co tam się stało.
- Możesz być pewny, że ja i Wojtek to tylko znajomi. Chodziliśmy kiedyś razem do klasy i tyle.
- Ufam ci.
- Wiem. - uśmiechnęłam się. - Chodź na górę, pokarzę ci jakie łóżeczka wybrałam dla małych.
~*~
Początek maja, oznaczał jedno: w końcu zrobiło się ciepło. Szczególnie piękne są wieczory. Rozgwieżdżone niebo. Coś pięknego. Rozkoszowałam się tym widokiem siedząc na łóżku. Okno miałam otworzone na roścież dzięki czemu widziałam skrawek nieba. Usłyszałam nagle, ze drzwi się uchylają i ktoś wchodzi do pokoju. Nie odwróciłam się ani na moment. Po chwili poczułam czyjeś warki na mojej szyi. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Kocham cię. - usłyszałam.
- Ja ciebie też. Długo wam się zeszło z tym teledyskiem.
- No, za długo. Co dzisiaj dobiłaś?
- Byłam na zakupach.
- Sama?
- Z Wojtkiem. - Nagle odsunął się ode mnie jak poparzony i poszedł na środek pokoju czochrając swoje brązowe włosy. Wiedziałam, że w taki sposób się uspokaja.
- Co jest? - zapytałam. Kompletnie nie rozumiałam jego zachowania.
- Nic. - odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Po chwili znowu siedział obok mnie i obejmując za mój zaokrąglony brzuszek, wrócił do poprzedniej czynności. Jego pieszczoty mnie relaksowały. Kochałam go ponad wszystko. Cieszyłam się, że jesteśmy małżeństwem i już niedługo będziemy mieli dzieci. Moje przemyślenia przerwał mi telefon, którego dźwięk roznosił się po całym pokoju. Louis przerwał swoje pocałunki i zrezygnowany przeczołgał się przez łóżko do szafki nocnej, na której leżała moja komórka. Spojrzał na wyświetlacz i mogę przysiąc, że powiedział ciche ,,kurwa''.
- Kto to? - zapytałam. On rzucił mi telefon i schodząc z łóżka oznajmił.
- Wojtek. - zaczął się kierować w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Na dół, nie zamierzam wam przeszkadzać. - w jego głosie słyszałam wyraźną irytację i gniew.
- Ej, nie obrażaj się.
- Odbierz, bo on się obrazi.
- O co ci chodzi? - wcisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon na poduszkę, po czym wstałam i podeszłam do bruneta.
- Mi? Mi o nic nie chodzi.
- Przecież widzę, że chodzisz nadąsany jak zarozumiała księżniczka.
- Ja jestem zarozumiałą księżniczką? - powtórzył po mnie.
- Ok, możesz mi wytłumaczyć dlaczego się obrażasz, albo powtarzać wszystko co powiem w formie pytania. - przewróciłam oczami.
- Chcesz wiedzieć o co chodzi? Proszę bardzo! Oddalasz się ode mnie! - podniósł lekko głos.
- Ja? Co ja takiego robię?!
- Właśnie chodzi o to, że nic nie robisz! Całymi dniami nie ma cię w domu, bo szlajasz się gdzieś z tym swoim Wojtusiem! Za niego było wyjść za mąż! - W tym momencie wszystko nabrało dla mnie sensu. Zawsze był zdenerwowany w obecności Wojtka, a gdy chciałam abyśmy wyszli we trójkę to wiecznie bolała go głowa.
- Jesteś zazdrosny! - krzyknęłam.
- Tak! Ale nie nie o niego! Tylko o to, ze z nim spędzasz więcej czasu niż ze mną!
- Nie prawda!
- Jak wróciliśmy z chłopakami z Australii dwa dni temu, nie było cię w domu, bo gdzie byłaś? Z Wojtusiem w kinie! Nie zapytałaś się nawet jak było!
- Jezu raz nawaliłam a ty już robisz awanturę!
- To nie było raz. Odkąd pojawił się Wojtek tak jest cały czas, tylko, że wcześniej przymykałem na to oko.
- Było mi od razu powiedzieć, że jestem złą żoną!
-  Nie jesteś złą żoną, tylko chcę, abyś poświęcała mi więcej czasu, tak jak to było kiedyś. - złapał mnie za rękę i spojrzał prosto w oczy. - Kocham cię.
- Ja ciebie też, ale... No kurwa zdener...- nagle poczułam ból w brzuchu. Zaczęłam szybciej oddychać. Jedną dłonią położyłam w okolicach pępka a drugą mocniej zacisnęłam rękę Lou. Coś było nie tak.
- Matko Patrycja co się dzieje? Zaczyna się?
- To szósty miesiąc! Ale.. - przerwałam i jęknęłam z bólu. - ...coś złego się dzieje.
- Jedziemy do szpitala.




***
Trochę późno, ale jest ;p Miłego czytania życzę ;*

3 komentarze:

  1. cudowny *-* czekam na następny <3 mam nadzieję że z dziećmi wszystko będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. fajny rozdział :) Kiedy next? Jak najszybciej proszę! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział będzie jutro, albo po jutrze. Zaraz biorę się za pisanie ;>

      Usuń