niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 43


~Harry~
Nigdzie jej nie ma. Kurwa nigdzie! Byłem chyba w każdej sali. Nie obchodziły mnie krzyki pacjentów, czy nawet to, że rzucali we mnie bytami lub bili torebką. Musiałem ją znaleźć. Chciałem wejść nawet do sali, w której odbywała się operacja, lecz wynieśli mnie siłą. Dosłownie wynieśli. Byłem tak zdesperowany i zmęczony, że nie wiedziałem jak się nazywam. Obleciałem ten szpital dwa razy i ani śladu blondynki. Ona jest chora, inaczej w życiu nie byłaby na tyle nieodpowiedzialna, aby wszystkich tak zaniepokoić. Nie wiadomo dokładnie czy coś jej jest, czy nie, więc tym bardziej powinna siedzieć w tym pieprzonym pokoju. Zrobiło mi się strasznie gorąco, od nieustannego biegu, więc usiadłem. Rozejrzałem się po korytarzu. Jeżeli dobrze się orientuję to jestem na oddziale dziecięcym, ale teraz nic nie wiem na pewno. Jestem głupi jak ten trzylatek trzymany w rękach śmiejącej się kobiety. Zapewne to jego matka. Oni są szczęśliwi, właśnie wychodzą ze szpitala. Ona też by dzisiaj wyszła. Kurwa czemu to musiało stać się akurat dzisiaj? Dzień przed naszym ślubem? Dlaczego kurwa?! To niesprawiedliwe. Nagle do głowy uderzyła mi fala wspomnień.

Z moich rozmyśleń wyrwało mnie walnięcie w głowę przez Zayna. 
 

- Powaliło was?! - krzyknąłem łapiąc się za biedną głowę.
- Gadamy do ciebie, a ty nic. Krzyczeliśmy nawet ,,Harry, Harry'', a ty cały czas myślisz o ... - tu zrobił dziwny ruch brwiami.- Ani, zgadłem?

- A nawet jeśli to co? Zabronione? A w ogóle to ona jest u siebie? - trochę się bałem, że usłyszy tych kretynów. 
- Nie, wyszła zwiedzać Londyn.- poinformował mnie Liam.
- Żegnała się nawet z tobą ale chyba nie słyszałeś. - powiedział Niall. 

- Super, teraz pomyśli, że ją olewam. - powiedziałem cicho. 

- Śmiała się z ciebie, więc wątpię. - uśmiechnął się Louis. - Słuchaj stary. My tu wszyscy wiemy, że ona ci się podoba, ale jak jej coś zrobisz. - zagroził mi palcem. - to pożałujesz. 
- Dzięki przyjacielu. - powiedziałem sarkastycznie i wyszedłem z kuchni.

Uśmiech pojawił się na mojej twarzy wspominając tamten dzień. To było niedługo po przyjeździe Ani do Londynu. Kurwa ale ja wtedy za nią latałem. To niby było tylko rok temu, ale wydaje mi się jakby minęły lata. Już wtedy miałem wrażenie, że to będzie coś poważniejszego. Na pewno nie mogło skończyć się na zwykłej znajomości. Coś do niej poczułem a to zaowocowało na tyle, że teraz nie mogę bez niej żyć. Mimo wszystkich przykrości i krzywd jakie sobie nawzajem wyrządzaliśmy. To ona była tą moją jedyną. Nigdy nie znajdę lepszej dziewczyny.
- Panie Styles? - usłyszałem łagodny damski głos. Niechętnie podniosłem wzrok i zobaczyłem lekarkę. Miała zatroskany wyraz twarzy. Zapewne wyglądałem okropnie. Prawie w ogóle nie spałem ostatniej nocy. W moim umyśle siedział tylko ślub, szpital i Ania. Od tego wszystkiego miałem mętlik w głowie i do nie mały.
- Znaleźliście ją? - było mnie stać tylko na te dwa słowa. Nie miałam siły ani ochoty rozmawiać z tą kobietą. Chciałem tylko moją narzeczoną. Chciałem ją zobaczyć, przytulić, pocałować, chwytać za dłoń, cokolwiek.
- Niestety nie, ale nadal jej szukamy. - powiedziała łagodnie siadając obok mnie. Miałem złe przeczucia. Bałem się o nią. Bałem się o moją małą Anię. Czułem na sobie spojrzenie tej kobiety. No idź stąd babo, nie widzisz, że chcę być sam? Szczerze? Wydawało mi się, że ona doskonale o tym wiedziała. Została tylko dlatego, że chciała mi o czymś powiedzieć. I niestety się nie myliłem.
- Coś jeszcze? - zapytałem spoglądając na szatynkę. Była sporo ode mnie starsza, na oko miała około czterdziestki. Musiałem przyznać, że była dość atrakcyjną kobietą, ale nie zwracałem wtedy na to uwagi. 

- Przyszły wyniki badać pańskiej narzeczonej. - powiedziała niepewnie, poprawiając okulary z prostokątnymi szkiełkami zsuwającymi się z jej małego, zadartego do góry nosa.
- Czy w końcu coś wiadomo? - w duchu prosiłem, aby to nie było nic poważnego. Abym niedługo zobaczył moją ukochaną w białej sukni przed ołtarzem.
- Porównaliśmy je z rezonansem i innymi badaniami. Niestety potwierdziła się nasza hipoteza. - dokończyła ponurym głosem. To brzmiało groźnie. Przez chwilę zastanawiałem się czy na pewno chcę słuchać dalej, ale byłem już zmęczony. Chciałem mieć to za sobą.
- To znaczy? Odkąd tu jestem nikt mi nie chce nic powiedzieć. - dodałem poirytowany. Miałem pełną świadomość tego, że mogę zaraz wykląć cały świat lub odetchnąć z ulgę, ale byłem gotowy. Musiałem się dowiedzieć.
- Pani Ania ma nieoperacyjnego raka mózgu. Niestety nic już nie można zrobić. - chociaż słyszałem co powiedziała, to mój mózg nie mógł tego pojąć. Nie chciałem tego zrozumieć. Jej nie może zabraknąć. Przecież ona nic nikomu nigdy nie zrobiła, więc za co to? Dlaczego musi odejść? Dlaczego życie jest tak cholernie niesprawiedliwe?
- Ile jej zostało? - zapytałem jeszcze. Czułem narastający we mnie ból i smutek. Wiedziałem, że zaraz to we mnie eksploduje. Byłem jak tykająca bomba.
- Co najwyżej rok. - rok? Mam rok na pożegnanie się z kobietą, którą tak kocham? Ale kurwa jak to rok? Dlaczego tylko tyle? Ludzie z rakiem dostają po dziesięć lat a ona ma tylko jeden nędzny rok? Nagle wszystko we mnie wybuchło i na policzkach poczułem łzy. Płakałem niczym mały chłopiec, który nie dostał tego czego chciał. Ona nie może odejść. Po prostu nie może mnie tu samego zostawić. Mieliśmy wziąć ślub, być już zawsze razem. Na wieki wieków.
- Pójdę zobaczyć czy są jakieś postępy w szukaniu Ani. - lekarka wstała i spojrzała na mnie ze współczuciem. Widziała już dziesiątkę takich osób jak ty, nie przejmuj się nią. Za pewne masz racje. Tak mi odbija, że rozmawiam z własną podświadomością.
Trudno.


- Co się stało? - zapytałem.

- Babcia jest w szpitalu. Podobno jej stan się pogorszył. Nie wiem czy ci mówiłam, ale ona ma problemy z sercem. - przytuliła się do mnie. - Boję się. Jeśli ona odejdzie to zostanę już sama.
- Nie zostaniesz sama! Pamiętaj, że ja zawsze będę przy tobie. Kocham cię i to się nie zmieni. - pocałowałem ją w czoło.
- Też cię kocham, ale ja chyba nie zniosę kolejnej śmierci bliskiej mi osoby. - po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Jesteś silna, pamiętaj, a na śmierć nie mamy wpływu. Ania nie myśl teraz o tym. Babcia jeszcze z tego wyjdzie, zobaczysz.
- Obiecujesz? - mówiła trochę jak małe dziecko, ale ja nie jestem świadom jak ją to wszystko boli. Nigdy się tak nie czułem jak ona i trudno mi jej pomóc.
- Obiecuję. - wytarła łzy i usiadła na łóżku.
 
Teraz rozumiem jak wtedy się czuła. Rozumiem i to aż za bardzo. Nie mogę przeboleć, że obudzę się rano, a jej nie będzie obok. Nie mogę pojąć, że za rok mogę już więcej nie usłyszeć jej głosu, poczuć zapachu, zobaczyć uśmiechu. To było dla mnie za dużo.
- Czy... Czy mogłaby pani posiedzieć tu ze mną przez moment? - zapytałem kobiety. Wiem, że to głupie, ale potrzebowałem czyjejś obecności. Musiałem z kimś porozmawiać. Wyżalić się.
- Oczywiście. - usiadła obok mnie. Zastanawiałem się, co właściwie chcę jej powiedzieć. Czym mogę się z nią podzielić, aby było mi lżej. Spojrzałem na swoje ręce. Jutro na jednym z palców miała się pojawić obrączka, świadcząca, że ja i Ania będziemy razem do końca życia. I faktycznie będziemy. Tylko, że ten koniec życia będzie za jeden pierdolony rok.
- Zabawne jest... - zacząłem cicho uśmiechając się pod nosem. - Na początku naszej znajomości Ania uważała mnie za tępego podrywacza, któremu zależało tylko na nowych laskach do łóżka. - przerwałem na chwilę spoglądając na kobietę, która przysłuchiwał mi się uważnie.- Miała rację, ale w dniu kiedy ją po raz pierwszy zobaczyłem, poczułem coś dziwnego. Coś co kazało mi przestać. Dla niej się zmieniłem. Pół roku później zgodziła się zostać moją żoną. Nie zapomnę jaką radość wtedy odczuwałem. To było nie do opisania. Teraz, jak pomyślę, że niedługo jej zabraknie to... - nowa fala łez spłynęła po moich policzkach. Lekarka nie czekała, tylko mocno mnie przytuliła. Tego potrzebowałem, bliskości.
Nie chcę, żeby to się skończyło w ten sposób. Niech ten pieprzony los napisze końcówkę typu ,, i żyli długo i szczęśliwie'' a nie czerpie inspirację z ,,Romeo i Julia''. Mieliśmy mieć dzieci, wnuki, prawnuki.
A tu dupa.
- Niech pan nie myśli w ten sposób. Proszę myśleć o teraźniejszości, a nie przyszłości.
- Mam tak po prostu zapomnieć, że ona ma raka i żyć jak zawsze? Tak się nie da. - powiedziałem. Jak to by wyglądało? Ona umiera a ja dajmy na to wyjeżdżam w trasę na dziesięć miesięcy. No chore.
- Chodzi mi o to, żeby skupiał się pan na tym co się dzieję teraz i na chwilach, które wam zostały. Żebyś później nie żałował, że  nie wykorzystałeś 
lepiej tego czasu. - analizowałem każde jej słowo. Właściwie to miała rację. Nic już nie mogę zrobić. Muszę wykorzystać każdą możliwą minutę, aby Ania umarła szczęśliwa. Abym ja wiedział, że zrobiłem dla niej wszystko co było w mojej mocy.
- Zostawię pana samego i niech dobrze pan przemyśli moje słowa. - wstała i odeszła korytarzem. Patrzyłem jak się oddala, myśląc o tym co muszę zrobić. Tyle mogę jej jeszcze dać, tylko trzeba to jakoś logicznie poukładać. Tylko może najpierw ją znajdę. Tak, to chyba będzie najlepszy początek.
Wstałem i podszedłem szybkim krokiem do windy. Przycisnąłem przycisk i czekałem. Wieki mijały a ona nie przyjeżdżała.
- Kurwa. - szukałem jakichś schodów. Wiem, że na końcu korytarza są schody główne, ale biegając po tych piętrach zauważyłem kilku fotoreporterów, a oni są w tym momencie ostatnimi ludźmi, jakich pragnę spotkać. Trzeba więc znaleźć coś innego. Rozejrzałem się jeszcze raz i mój wzrok przykuły drzwi z napisem ,,Nie wchodzić''. Lepszej zachęty aby wejść nie ma. Podszedłem do niech starając się nie wzbudzić w nikim podejrzeń. Chwyciłem za klamkę i spojrzałem czy aby na pewno nikt akurat nie patrzy, po czym szybko wszedłem i zamknąłem za sobą białe, drewniane drzwi. Znalazłem się na nieużywanej klatce schodowej. Skąd wiedziałem, że jest nieużywana? Na przykład po tonie kurzu na każdym stopniu. Usiadłem na jednym nie zważając na to, jak mogą wyglądać później moje spodnie. Po prostu mnie to nie obchodzi.
Schowałem twarz w ręce, ale nie po to, żeby znów płakać. O nie, nie mogę się poddawać, muszę ją znaleźć. Tylko gdzie ona może być? Gdzie jej jeszcze nie szukałem?

- Harry! - usłyszałem jej głos z łazienki. Leżałem na brzuchu, zmęczony dzisiejszą próbą. Podniosłem głowę i odkrzyknąłem. 
- Co? 
- Idziesz ze mną do centrum handlowego? - zapytała wychodząc z pomieszczenia i starannie zamykając za sobą drzwi. 
- Ja idę jedynie spać. - powiedziałem w poduszkę. Mogłem przysiąc, że słyszę jej cichy śmiech. 
- Jeśli wolisz, to śpij. Wrócę późno. - słyszałem jak przechadza się po pokoju, a potem dźwięk suwaka od torebki. 
- Z kim idziesz? - zapytałem podejrzliwie. Ona coś kombinowała. Normalnie stała by mi nad głową i nadawała, ze powinienem z nią pójść, a teraz nic? Coś tu nie gra. 
- Moi przyjaciele przyjechali z Polski i razem z Pauliną i Patrycją idziemy z nimi do centrum. Zayn i Louis pewnie też pójdą. 
- Czekaj, wróć. Jacy znajomi? - spojrzałem na nią zdziwiony. Wcześniej nie miałem okazji poznać innych Polaków.
- Mam ci wymienić? I tak nie znasz.
- Dużo tych twoich kolegów będzie? - jej mina mówiła wszystko, nie musiała odpowiadać. - Idę z tobą. - szybko wstałem z łóżka i skierowałem się do drzwi. - I nie, nie jestem zazdrosny. - spojrzałem na nią poważnie. Na jej twarzy malował się uśmiech. Kocham gdy się tak uroczo uśmiecha. 
- Tłumacz sobie. - zaśmiała się, po czym wyszliśmy z pokoju. 

Zawsze była taka radosna. Zawsze zarażała uśmiechem. A teraz, gdy dowie się, że umiera, mogę więcej tego uśmiechu nie zobaczyć. Bóg wie jak ona to zniesie. Da sobie z tym radę, czy się załamie? Za pewne próbowałbym odpowiedzieć sobie na te pytania, ale coś mnie dekoncetrowało. Jakby kropla wody skapywała na posadzkę. Obejrzałem się, ale nie zobaczyłem wody. Widziałam coś o wiele gorszego. Wstałem i przeszedłem kilka stopni do góry. To  krew. Krew skapywała z górnych pięter. Nie myśląc długo, pobiegłem tam. Potykałem się o własne nogi i ślizgałem na zakurzonych stopniach, aż w końcu to zobaczyłem. Zobaczyłem coś czego nigdy w życiu zobaczyć nie powinienem. Leżała tam. Leżała tam w kałuży krwi. 

***
Przepraszam, ze tak późno, ale miałam szkołę, a potem gdy rozdział był już prawie gotowy to dostałam szlaban na fejsa. Dziękuję tato! Z resztą nie ważne, rozdział jest i mam nadzieję, że się wam podoba. Moim znaniem jest przeciętny, ale każdy ma przecież własny gust. Miłego czytania ;*
Pozdrawiam,
Rouse Błaszczykowska xoxo