sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 47

~Harry~
~Muzyka~

Moja księżniczka śpi, a ja leżałem obok wpatrując się w jej piękną twarz. Nie mogłem się pogodzić, że niedługo jej zabraknie. Nie chciałem zostawać sam. Tak bardzo ją kochałem.
Palcami przejechałem po jej jasnej skórze. Przez ostatnie tygodnie bardzo zbladła i mimo tego, że jest w ciąży to widać, że również schudła. Wiem, że ma nowotwór, ale ja po prostu widziałem jak ona niknie. Przerażało mnie to.
Od trzech miesięcy działalność One Direction jest zawieszona. Nie mogłem przecież jeździć po świecie ze świadomością, że moja przyszła żona umiera. Chciałem spędzić z nią każdą chwilę.
Nagle naszła mnie ogromna chęć na szklankę zimnej wody. Wstałem więc najciszej jak potrafiłem i poszedłem na dół do kuchni. Wziąłem swój ulubiony kubek z Supermenem i nalałem sobie wody, po czym szybko ją wypiłem. Kubek odłożyłem na blat, a sam ruszyłem w stronę schodów. Nieoczekiwanie poczułem nieprzyjemny chłód, dochodzący z salonu. Automatycznie spojrzałem do pomieszczenia i spostrzegłem otwarte okno. Szybko je zamknąłem, po czym opuściłem pokój. Zacząłem się wspinać po schodach, chcąc już wrócić do ciepłego i miłego łóżka.
- Harry? - podniosłem głowę i przy drzwiach naszej sypialni zobaczyłem Anię.
- Co się stało? - zapytałem, szybciej do niej podchodząc. Gdy byłem już obok, dostrzegłem łzy na jej policzkach.
- Coś jest nie tak Harry. Boli mnie brzuch. - wyznała łamiącym się głosem. Byłem przerażony.
- Rodzisz?
- Nie, to... To zupełnie inny ból. Harry coś jest nie tak z dzieckiem, proszę jedźmy szybko do szpitala.
Pokiwałem szybko głową. Nie mogliśmy stracić dziecka, trzeba było jak najszybciej przewieść Anię do placówki szpitalnej. Nasza dzidzia musiała przeżyć.

Siedziałem na szpitalnym korytarzu. Znowu. Lekarz bada Anię od kilkudziesięciu minut, a ja wciąż nic nie wiem. Dostaję przez to szału. Chciałbym tam wejść, lecz Ania prosiła, abym został. Sam nie rozumiem dlaczego.
- Panie Styles? - szybko podniosłem się widząc lekarza wychodzącego z sali.
- Tak?
- Nie mam dobrych informacji. Pana narzeczoną boli z obu stron macica, co nie wróży nic dobrego. Prawdopodobnie będzie musiała jeszcze dzisiaj urodzić.
Wybałuszyłem na niego oczy.
- Jak to urodzić? Przecież jest dopiero siódmy miesiąc! - zdenerwowałem się. Nie chcę narażać tak Ani oraz naszego dziecka.
- Wiem o tym, ale w przeciwnym wypadku może dojść do poronienia. Musimy działać.
Byłem rozdarty. W tym momencie każą mi wybierać między ukochaną, a dzieckiem. nie wiedziałem co robić.
- Czy... Czy Ania przeżyje poród? - zapytałem czując jeszcze małą nadzieję. Wiedziałem, że w jej stanie to się nie uda, ale chciałem się łudzić. Tak było prościej.
- Są niewielkie szanse. Chciałbym jednak panu powiedzieć, ale pana narzeczona zdecydowała się na poród.
Poczułem, że do moich oczu napływają łzy, lecz starałem się je powstrzymać. Musiałem być twardy, dla niej.
- Mogę się z nią pożegnać? - mój głos się łamał. Był słaby, tak samo jak i ja.
- Oczywiście. - pokiwał głową. Wyminąłem go i ruszyłem do odpowiedniej sali. Wszedłem do środka czując, że z każdym krokiem jest mi coraz ciężej. Wtedy ją dostrzegłem. Leżała na jednym z metalowych łóżek, cała zapłakana. Teraz nie liczyło się, czy było mi ciężko, czy też nie. Szybko do niej podszedłem i złapałem jej małą bladą dłoń.
- Harry...
- Ciii, nic nie mów. - wyszeptałem. - Kocham cię księżniczko.
Złożyłem na jej czole pocałunek, po czym usiadłem na krawędzi łóżka.
- Boję się. - wyznała, a ja starłem nową łzę z jej policzka.
- Ja również kochanie. - przyznałem.
- Harry, pocałuj mnie. Ten ostatni raz. - spojrzałem w jej piękne oczy, po czym zrobiłem to o co mnie prosiła. Ten pocałunek miał w sobie bardzo dużo miłości, ale i smutku. Był ostatni, ale i najpiękniejszy.
Gdy skończyliśmy do sali weszła pielęgniarka mówiąc, że musi zabrać Anię na operację. Towarzyszyłem jej do samego bloku operacyjnego, tam jednak moja ukochana poprosiła, abym poczekał na korytarzu. Chciała mi chyba oszczędzić tego widoku. Rozumiem ją, ale siedząc tutaj czuję, że zakaz wybuchnę. Cesarskie cięcie nie trwa długo, ale czułem, że mijają godziny. Rozpaczałem i sam siebie pocieszałem. Zapewniałem, że wszystko będzie dobrze, a potem dawałem mentalnego liścia przypominając, że przecież ona umiera. Nie wiedziałem już co mam myśleć.
Wtedy z sali wyszedł lekarz i rozwiał wszystkie moje wątpliwości.

***
Mała zmiana planów. Chciałam dotrwać do 50 rozdziału, jednak zupełnie nie chcę mi się już tego pisać, dlatego kończę. Jeszcze tylko epilog i koniec opowiadania.

Ps. Skoro to już koniec, to chciałabym zobaczyć, ile osób czytało to badziewie. Dlatego proszę o komentarze pod tym rozdziałem :) 

10 komentarzy:

  1. Niech ona nie umiera. Rozdział super a blog świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bozze nie rob mi tego. Ona nie moze umrzec. Ja rycze a nie chce plakac. Blagam

    Blog swietny . Szkoda tylko ze nie doceniony. Kocham <3 / Wrosiek

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak może nie być kolejnego rozdziału.. Nie mogłaś tego skończyć teraz, w ten sposób.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niech ona nie umiera... to straszne

    OdpowiedzUsuń
  5. Blagam, niech to sie skonczy happy endem. Blagam, blagam, blagam. Przezywam kazde opowiadanie i jeslu ja usmiercisz, to bede przybita, a ja chce sie usmiechac! :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech ona nie umiera ;(

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam , daj ostatni rozdział.
    Błagam, nie uśmiercaj jej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo spodobała mi i zapewne też innym ta historia. Proszę poświęć te kilka dni na zakończenie opowiadania. Nie uważasz, ze to trochę nie fair, że zostawiasz nie dokończenia historie? ( naprawdę nie chce być nie miła, tylko mówię to w imieniu innych fanów twojego tekstu :)) Proszę dokończ opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  9. czytałam ostatnie wydarzenia, jak się żegnali i ryczałam.. o matko! :<

    OdpowiedzUsuń