niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 41

- Jedziemy do szpitala! - krzyknąłem.
- Harry jest gorąco, takie rzeczy zdarzają się w upale. - odrzekła spokojnie nabierając kolejny łyk wody.
- Ania to nie było pierwszy raz. Parę dni temu zwijałaś się z bólu głowy, dzisiaj zemdlałaś. Po za tym od kilku miesięcy masz straszne nudności i wymiotujesz. - zacząłem wymieniać coraz bardziej zdenerwowany. Dlaczego ona musi być tak uparta?
- Zemdlałam przez upał, głowa może boleć każdego a nudności? Sama nie wiem, może zaszłam w ciąże? Harry proszę cię nie panikuj. Jak widzisz żyję i dobrze się trzymam. - uśmiechnęła się pokazując rząd białych, równych zębów.  Przyjrzałem jej się dokładniej. Od góry do dołu. Dopiero teraz coś zauważyłem.
- Schudłaś. - stwierdziłem.
- Mam to uznać jako komplement? - zaśmiała się.
- Spójrz na mnie. - delikatnie podniosłem  ręką jej podbródek do góry tak, żeby patrzyła mi prosto w oczy. - Obiecujesz, że jeśli coś się zacznie dziać to mi od razu o tym powiesz?
- Jakby coś się działo to byś już wiedział.
- Mam nadzieję. - Chwyciłem jej dłoń splatając przy tym nasze place. - Na dole oglądają ,,Kac Vegas''. Chodźmy do nich. - Dziewczyna kiwnęła głową na zgodę. Razem zeszliśmy na parter siadając na kanapie z resztą przyjaciół. Objąłem Anię ramieniem i próbowałem skupić się na filmie, co mi w ogóle nie wychodziło. W mojej głowie cały czas siedziała tylko jedna roześmiana blondynka. Nie wiem czemu, ale miałem złe przeczucia. Bezpodstawnie się bałem.
- Patrycja? - usłyszałem cichy głos Julii. Spojrzałem szybko na Patrycje. Dziewczyna zaczęłam szybciej oddychać i po chwili wydobył się z niej głośny krzyk. Louis siedział zszokowany, nie wiedząc co zrobić.
- Tomlinson durniu! Ona rodzi! - krzyknąłem. Szybko wstałem i pobiegłem po kluczyki od samochodu. Widziałem, że dziewczyny już stanęły przy Patrycji i próbowały jej jakoś pomóc.
- Niall, bierzemy ją do samochodu! - krzykną Liam. Kolejny krzyk. Chłopaki wzięli Patrycje i zdezorientowanego Louisa do samochodu. Wsiadła tam również Ania.
- Któraś musi z nimi być, bo przecież jak zacznie rodzić w samochodzie to sobie nie poradzą. - powiedziała lekko rozbawiona całą sytuacją.
- Jedź, jedź. - pocałowałem ją w policzek, po czym wsiadła do środka.
~Ania~
To wszystko działo się tak szybko. W jednej chwili oglądaliśmy jakąś komedie, a w drugiej jedziemy już samochodem z wrzeszczącą w niebo głosy Patrycją.
- Daleko jeszcze do tego cholernego szpitala?! - krzyknął Louis, podenerwowany tymi wydarzeniami.
- Kilka kilometrów. - odpowiedział mu Liam prowadzący auto. Spojrzałam na przyjaciółkę i chwyciłam jej rękę.
- Patrycja, wyrównaj oddech. - powiedziałam spokojnie. Dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem.
- Myślisz, że to takie proste?! Sama sobie cholera ródź! - krzyknęła. Jej odpowiedź jednak zupełnie mnie nie ruszyła.
- Wiem, co mówię. Oddychaj spokojnie. Wdech i wydech. - zawahała się przez chwilę, ale potem zrobiła to, co jej powiedziałam. Krzyki w samochodzie ucichły, słychać było tylko nabieranie i wypuszczanie powietrza.
- Skąd ty wiesz o tych wydechach? - zapytał Niall. Uśmiechnęłam się.
- Z telewizji.
- I to pomaga? - tym razem pytanie zadał Lou.
- Nie mam pojęcia, nie byłam jeszcze w ciąży. - wzruszyłam ramionami. Liam bacznie mi się przyglądał i zaczął śmiać pod nosem. Chyba zrozumiał w przeciwieństwie do reszty o co mi chodziło.
- Więc po co to zrobiłaś? - ciągnął dalej Louis. Liam zaczął się jeszcze bardziej śmiać, a ja mu wtórowałam.
- Aby się przymknęła. - ledwo dokończyłam swoją wypowiedź, a dostałam od mojej kochanej Patrycji po głowie.
- Obiecuję ci, że jak ty będziesz rodzić, to potraktuję cię podobnie!
- Powodzenia życzę. - wystawiłam jej język. Pati chyba chciała się nawet zaśmiać, ale zamiast tego wyszedł jej grymas. Potem słychać było kolejny krzyk.
- Dobra jesteśmy. Szybko! - powiedział Liam. Razem z Louisem pomogliśmy ciężarnej wyjść z pojazdu. Niall pobiegł do budynku i po chwili wrócił z lekarzem i pielęgniarką prowadzącą wózek inwalidzki.
- Proszę usiąść. - kobieta, gdzieś po pięćdziesiątce podała Patrycji rękę i usadowiła na wózku, po czym wprowadziła do budynku. Zaraz na nią szliśmy my z lekarzem.
- Przewiezie ją pani od razu na porodówkę! Tu nie ma na co czekać. - zatrzymał się na chwilę i odwrócił do nas. - Czy któryś z panów jest ojcem? - Louis nic nie powiedział, tylko przełykając ślinę podniósł rękę.
- No dobrze. Chce pan być przy żonie w czasie porodu?
- Ta..ak. - ze zdenerwowania łamał mu się głos.
- Więc proszę za mną. - doktor ruszył, a Lou za nim. Gdy zniknęli za drzwiami z tabliczką zakazującą wstęp nieupoważnionym, usiedliśmy na krzesłach szpitalnych. Nie minęło dziesięć minut, kiedy przyjechała reszta naszej paczki.
- I jak? - zapytał Harry, siadając obok mnie.
- Wzięli ją na porodówkę.
- A szczęśliwy ojczulek gdzie? - zaczął się rozglądać.
- Poszedł z Patrycją. - nagle Harry spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym palnęła jedną z największych głupot świata. Po chwili jednak zaczął się śmiać, a ja nie rozumiałam o co mu chodzi.
- Nie wiem, czy Louis nie będzie krzyczał głośniej od Patrycji. - właściwie, to miało sens. Również zaczęłam się śmiać, lecz widząc miny pielęgniarek, szybko się uspokoiłam. Czekaliśmy na tym korytarzu dość długo. Oparłam się o ramie Harrego i zaczęłam przysypiać.
- Nie spać!- gwałtownie się poderwałam. Z resztą nie tylko ja.
- No czy ty normalna jesteś? - zapytał Niall, przecierając oczy.
- Wiecie co? Spodziewałam się przyjemniejszego powitania. - przyznała Paulina. Normalnie to bym pisnęła ze szczęścia, ale byłam tak zmęczona, że po prostu mi się nie chciało. Wstałam i podeszłam do brunetki, zamykając ją w mocnym uścisku. Zaraz, brunetki?!
- Witam moją osobistą wariatkę. Mogę wiedzieć coś ty zrobiła z włosami? Gdzie mój rudy? - uśmiechnęłam się do niej.
- Nowe życie, to i nowy kolor włosów. Jak z Patrycją? - puściłam dziewczynę i stanęłam na przeciwko niej. Rozumiałam co ma na myśli, tak samo wiedziałam, że lepiej nie drążyć tego tematu. Szczególnie przy nim.
- Rodzi od kilku godzin.
- Czemu siedzicie tu wszyscy? Przecież możecie poczekać w domu, albo nawet w poczekalni.
- No tak, ale.. - zaczęłam i nie wiedziałam jak ująć to co miałam na myśli. Na szczęście ktoś za mnie dokończył.
- Jesteśmy ciekawi, jak Louis zareaguje na dzieci. - to Perrie. Wstała i podeszła do Pauliny. No tak, przecież one się nie znają. Po chwili automatycznie mój wzrok wylądował na Zaynie. Wymieniliśmy się spojrzeniami wiedząc, że po tych dwóch kobietach można się wszystkiego spodziewać. Najgorsze było to, że ja stałam najbliżej i przypadkowo właśnie mi się może dostać. - Są zakłady. Nie którzy twierdzą, że wybiegnie z gabinetu krzycząc, inni tańcząc. Niall uważa, że Lou wydrze się do fanów na zewnątrz, a Ania i Harry, że po prostu zemdleje. - uśmiechnęła się serdecznie, co bogu dzięki Paulina odwzajemniła. Od razu odetchnęłam z ulgą, bo to dobrze zwiastowało.
- To ja chyba przyłączę się do Nialla. - zaśmiała się.
- A właśnie! Zapomniałabym. Jestem Perrie. - podała dłoń Paulinie.
- Paulina. - uścisnęła jej dłoń. Wolałam nie kusić losu, więc wzięłam przyjaciółkę za rękę i zaczęłam prowadzić wzdłuż korytarza. Usiadłam na krześle, co po chwili Paulina powtórzyła.
- Sama przyjechałaś? - zapytałam.
- Nie. - zaprzeczyła. - W hotelu czeka na mnie Maciek. - dodała z uśmiechem.
- Paulina, ale jeśli to tylko, po to, żeby popisać się przed Zaynem to..
- A ty znowu trzymasz jego stronę. - przewróciła oczami.
- Nie trzymam jego strony, tylko po prostu... - znów przerwała mi w połowie zdania.
- Jestem z Maćkiem szczęśliwa. Przy nim jest inaczej. Gdy kładę się spać nie boję się, że rano obudzi mnie krzyk Zayna. Nie boję się, że gdy wrócę po wykładach nie zastanę go w domu, bo zachciało mu się iść do klubu. Czuję się przy nim bezpieczna. To jest coś, czego Zayn nie potrafił mi dać. - patrzyłam prosto w jej oczy. Widziałam, że się szkliły. Zaraz się rozpłacze. Zanim to jednak nastąpiło, mocno ją przytuliłam.
- Cieszę się, że w końcu kogoś takiego znalazłaś. Całkowicie na niego zasługujesz. - wyszeptałam. Po chwili poczułam, że moja koszulka robi się mokra.
- Ja go kocham.
- To dobrze. Maciek na pewno jest wspaniały. - Paulina odsunęła się ode mnie. Jej mokre oczy przepełniony były bólem.
- Zayna. Kocham Zayna. - nie wiem czemu, ale w środku to mnie ucieszyło. Starałam się nie uśmiechnąć, bo pogorszyłabym tylko sytuację.
- Co zamierzasz z tym zrobić?
- Nic. On jest z Perrie. Nie chcę mu tego niszczyć. Jest też Maciek, nie chcę go ranić. - przyznała. Spojrzałam za Paulinę. Paręnaście metrów od nas siedziała reszta naszej ekipy. Moją uwagę przykuł Mulat, który co chwilę tu zerkał. Uśmiechnęłam się lekko do niego. Gdy Paulina to zobaczyła, chciała się odwrócić, co w ostatnim momencie jej uniemożliwiłam.
- Nie odwracaj się. Chyba nie chcesz, żeby widział twoje łzy. - uśmiechnęłam się lekko, co odwzajemniła.
- Masz rację. Nie chcę, aby widział, jaka jestem słaba.
- Nawet tak nie mów! Jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam. Już ci to z resztą tłumaczyłam. - patrzyła w podłogę. Bała się podnieść wzrok. - Będzie dobrze. Wszystko się jakoś ułoży. - Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale na korytarzu pojawił się Tomlinson.
- Jestem ojcem! Dziewczynka i chłopiec! Kurwa! Mam dzieci! - zaczął krzyczeć i biegać po korytarzu. Zaczęłam się śmiać tak samo jak pozostali. Podeszłam z Pauliną do naszej ,,ekipy'' i stanęłam obok Harrego.
- Jak sądzisz, ile czasu zajmie zanim go złapią? - zapytał Harry.
 - Max pięć minut. - spojrzałam na niego i zobaczyłam dołeczki w jego policzkach. Od razu na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Kocham, gdy się uśmiechasz. - powiedział. Podeszłam do niego i przylgnęłam do jego ciała. Po chwili czułam jego ręce na mojej talii. - Ania, ty masz dzisiaj jakiś dzień przytulania?
- Nie psuj tej chwili. - walnęłam go lekko w ramię.
- Wiesz, liczyłem na coś więcej. - powiedział przygryzając zabawnie dolną wargę. Stanęłam na palcach i dałam mu buziaka w policzek.
- Lepiej?
- Tylko tyle? - dalej marudził. Przewróciłam oczami i odparłam.
- Później będzie więcej.
- I to rozumiem. - uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów. Miałam go ochotę pocałować, ale to by było trochę nie grzeczne w stosunku do pozostałych.
- Styles! - nagle obok nas przebiegł Louis, a za nim dwóch ochroniarzy. Znów po korytarzu niósł się donośny śmiech. Zastanawiałam się tylko, czemu pielęgniarki nie reagują.
- Pójdę mu pomóc. - Harry pocałował mnie w czoło, po czym odwrócił się i zaczął iść w kierunku miejsca, w którym znikną Louis. - Panowie! Proszę mu nie robić krzywdy! To dobre dziecko! - znów się zaśmiałam, gdy nagle stało się coś dziwnego. Zakręciło mi się w głowie. Złapałam się krzesła aby nie upaść. Zaczęłam widzieć różne dziwne rzeczy, których nie potrafiłam zrozumieć. Po chwili jednak to wszystko znikło i nastąpiła ciemność, a ja leżałam na podłodze.












 ***
 Trochę późno, ale jest ;p Następny będzie przypuszczam za tydzień. Powinnam się wyrobić, bo to ostatni tydzień szkoły przed świętami, więc będzie luz. W końcu święta! Jak ja się cieszę!
 Proszę o komentarze, są one dla mnie ogromną motywacją. Pewnie gdyby nie to, że ostatnio dostałam ich sporo i to naprawdę miłych, to rozdziały by pewnie jeszcze nie było.
 Miłego czytania!

      Pozdrawiam,
                        Rouse Błaszczykowska
                   xoxo

2 komentarze:

  1. nareszcie <33333 świetny ^^ kocham twojego bloga <3 czkam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hej nominowałam cię do Liebsten Awards więcej informacji znajdziesz na http://letitbeonedirectionstory.blogspot.com/ :P

    OdpowiedzUsuń